Sejm uchwalił w piątek ustawę, która obniża składkę zdrowotną osobom prowadzącym działalność gospodarczą. Beneficjentami będzie większość osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą (JDG) poza ryczałtowcami uzyskującymi wysokie przychody. Łączny koszt tej operacji, która jest spełnieniem wyborczych obietnic dwóch z trzech koalicyjnych ugrupowań, Ministerstwo Finansów wylicza na 4,6 mld zł. O tyle uszczuplą się przychody NFZ, ale różnicę wypłaci funduszowi budżet państwa.
— Chcę zadeklarować wyraźnie, że całość kosztów związanych z tym projektem zostanie poniesiona przez budżet państwa. NFZ nie poniesie żadnych kosztów — zapewniał w Sejmie Andrzej Domański, minister finansów.
Deficyt już wzrósł ponad miarę
Deklaracja ministra ma uspokoić tych, którzy byli przeciwni reformie (głównie posłów Lewicy), że system ochrony zdrowia nie straci na reformie. Sęk w tym, że przerzucenie kosztów na budżet centralny nie oznacza przecież, że one znikają. Gdyby obniżki nie było, deficyt budżetowy mógłby być mniejszy o owe 4,6 mld zł. Obniżka składki to transfer od podatników do osób prowadzących działalność gospodarczą. I to przecież niejedyny — osoby na JDG mogą korzystać z tzw. miesięcznych wakacji składkowych, czyli nie płacić przez miesiąc składek na ZUS. I ten ubytek też jest refundowany przez budżet — rocznie kosztuje to około 1,5 mld zł.
Mówiąc inaczej, rząd zdecydował się na kolejne transfery w sytuacji, w której deficyt sektora finansów publicznych wzrósł w ubiegłym roku do 6,6 proc. PKB. Był więc znacznie wyższy niż rok wcześniej i dużo większy, niż zakładało MF — spodziewało się bowiem 5,7 proc. PKB.
Tymczasem na razie nikt rządu (i Ministerstwa Finansów w szczególności) nie zwolnił z realizacji planu budżetowo-strukturalnego przedstawionego jesienią Komisji Europejskiej. To element procedury nadmiernego deficytu — rząd musi ją przekonać, że do 2028 r. nadmierny deficyt zostanie obniżony do poniżej 3 proc. PKB. Lada tydzień będzie musiał pokazać, co robi, żeby plan się powiódł. Pozbywanie się dochodów w systemie finansów publicznych przez kolejne transfery — i to do grupy, która nie potrzebuje budżetowego wsparcia — w tym kontekście może być bardzo trudno wytłumaczyć. Żeby utrzymać się na ścieżce obniżania deficytu, rząd powinien w tym roku zaproponować jakieś zacieśnienie fiskalne, większe, niż planował wcześniej, ze względu na wyższy deficyt na początku tej ścieżki. Tymczasem kroi się nam fiskalne luzowanie, a nie zacieśnienie.
NFZ znów straci płynność
Obniżka składki na pewno nie pomaga napiętej sytuacji finansowej NFZ. W ubiegłym roku kilkakrotnie tracił płynność, nie płacąc placówkom ochrony zdrowia za tzw. nadwykonania i opóźniając płatności za kontraktowane świadczenia. W tym roku zapewne będzie podobnie, a rząd zamiast szukać dodatkowych źródeł finansowania systemu, to się ich pozbywa.
Skąd to ponure przypuszczenie, że NFZ czekają znów zaburzenia płynności? Nawet bez obniżki składki dla przedsiębiorców wpływy z niej nie wystarczyłyby na pokrycie kosztów opieki zdrowotnej, jakie finansuje NFZ. Zgodnie z planem finansowym funduszu na ten rok składka (jeszcze bez uwzględnienia obniżki) miała zapewnić 173,2 mld zł, a wydatki na finansowanie opieki zdrowotnej zaplanowano na 185,5 mld zł.
Według wyliczeń ekspertów Federacji Przedsiębiorców Polskich w latach 2025-28 NFZ może potrzebować blisko ćwierć biliona złotych z budżetu, generując rocznie nawet do 1,9 pkt proc. PKB deficytu finansów publicznych. Instytut Finansów Publicznych policzył, że już w ubiegłym roku luka finansowa NFZ przekroczyła 30 mld zł i według ekspertów instytutu w kolejnych latach będzie się zwiększać. W całości będzie musiał pokrywać ją budżet, bo proste metody, jak cięcia kosztów w systemie i wykorzystanie funduszu zapasowego w NFZ, już się wyczerpały.
Utrzymanie systemu ochrony zdrowia kosztuje coraz więcej m.in. ze względu na sztywne zasady ustalania wynagrodzeń. Chodzi o sposób kształtowania płac minimalnych w ochronie zdrowia. Wprost zależą one od średniej płacy w gospodarce. Im więcej zarabia się w Polsce (średnio), tym większe są podwyżki w ochronie zdrowia i nie ma znaczenia, w jakiej kondycji finansowej znajduje się NFZ. System musi udźwignąć wyższe płace, bo ich wzrost jest gwarantowany ustawowo. Najbliższa podwyżka zostanie przeprowadzona już 1 lipca i będzie niemała — średnia krajowa płaca wzrosła bowiem w ubiegłym roku (a ona jest punktem odniesienia) o ponad 14 proc. I to kolejny powód, by sądzić, że dyskusja o problemach z płynnością powróci ze zdwojoną siłą. Pozbywanie się części przychodów ze składek jest w takiej sytuacji co najmniej nierozsądne.