Pianka na kołnierzyku

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2014-09-26 00:00

Romantyczna historia, milionowa inwestycja, rzemieślnicza pasja — Grzegorz i Arletta Ziemianowie, małżeństwo eksbankierów, wybrali warzelnię we Wrocławiu zamiast ważnych korporacji.

On wyjeżdża do Stanów. W Minneapolis, już po studiach, zaczepia się w firmie inwestycyjnej. Spełnia się jego american dream: obraca instrumentami pochodnymi, chodzi w wyprasowanym kołnierzyku, aspiruje coraz wyżej. Krok po kroku wspina się w korporacyjnej hierarchii, z górnych szczebli drabiny widzi coraz więcej, życie przyspiesza i pędzi. Wreszcie wiąże się z Nią. Mieszkającą w Polsce i tam robiącą karierę w bankowości. Kochają się, zarabiają świetnie, ale uczucie wyrywa ich z okowów małej stabilizacji. Te kilka tysięcy kilomet- rów przez ocean na dłuższą metę jest nie do wytrzymania. Trzeba zwolnić, przeprowadzić rewolucję, być razem na co dzień. Jak to zrobić? Zawsze można usiąść przy piwie i się dogadać.

Rozmowy o sztuce warzenia. Browar Stu Mostów Grzegorza i Arletty Ziemianów mieści się w odrestaurowanym budynku dawnego kina Wodomierz we Wrocławiu. To rzemieślniczy browar restauracyjny — obok niego będzie też działał pub. Goście będą mogli się przyglądać produkcji piwa i porozmawiać z piwowarami przy pracy.

Tanki na pustyni

W rzeczywistości ta „rozmowa przy piwie” trwała dobrych kilka miesięcy. Po ślubie Grzegorzi Arletta Ziemianowie pojechali w podróż dookoła Azji. I odkryli, że niekoniecznie chcą wracać do firmowych molochów. Grzegorz, ceniony ekspert zarządzający zespołem kilkunastu analityków w Citibanku w Minneapolis, był bezpośrednim uczestnikiem korporacyjnych rozgrywek, w których po jakimś czasie obok efektywnej pracy było tkanie misternych sojuszy i układanek. Gdzieś tam tliła się myśl o wyjeździe na studia MBA albo o pracy na zachodzie Europy. To jednak znów mogło oznaczać rodzinną rozłąkę. Zresztą obojgu w ich ówczesnej zawodowej sytuacji duch przedsiębiorczości nie dawał spokoju. Pomysł na ucieczkę pojawił się niejako sam z siebie. Był 2012 r., Polacy odkrywali małe browary, przebojem były piwa niepasteryzowane, eksperymentalne, rozlewane z dala od tanków z logotypami przemysłowych browarów. Tymczasem Wrocław wydawał się browarniczą pustynią. Po upadku kultowych Browarów Piast pozostała tęsknota i niezaspokojony apetyt.

— Gdy zaproponowałem Arletcie otworzenie niewielkiego własnego browaru rzemieślniczego, spotkałem się z niedowierzaniem. Żona popukała się w głowę, poprosiła o chwilę do namysłu. Następnego ranka była za. Zaczęliśmy wspólnie drążyć temat, także od strony finansowej — opowiada Grzegorz Ziemian, smakosz piw, którego browarnicza pasja ma korzenie w USA.

Biesiady z Citi

Minneapolis, podobnie jak większość miast na północy USA, szczyci się żywą tradycją minibrowarów dostarczających napitków dla niewielkiego wycinka stanu, miasta lub wręcz jedynie dla konkretnego pubu. To piwa rzemieślnicze, tzw. craft beers, zapoczątkowały modę na nowe receptury (np. American India Pale Ale) lub sposób podania (kieliszki). Dzieje się tak m.in. dlatego, że w założeniu to właśnie rzemieślnik — piwowar z imienia i nazwiska — warzy piwo zgodne ze swoim gustem, niczym kucharz szykujący kartę do własnej restauracji. I takie właśnie craft beers Ziemian namiętnie pijał z kolegami z pracy, czytaj: menedżerami Citibanku. Wspólne biesiady zasiały ziarno pod biznes na Dolnym Śląsku.

— Pierwsze kalkulacje finansowe pokazywały, że niekoniecznie stać nas na browar, jaki sobie wymarzyliśmy i jaki, naszym zdaniem, ma szansę powodzenia na rynku. Miał być najlepszy technologicznie, marketingowo, no i oczywiście produktowo, w czym pomóc nam mieli ważni ludzie. W efekcie udziałowcami browaru jest też kilku Amerykanów, z którymi pracowałem, zrekrutowaliśmy też specjalistów z całej Polski — opowiada Grzegorz Ziemian.

Po kwartałach konsekwentnego tkania biznesowych nici Browar Stu Mostów dochodzi do momentu „zero”, w którym oficjalnie rozleje pierwszą warkę piwa, najpewniej do kufli w przybrowarnym pubie.

Ziemianowie zainwestowali w biznes we Wrocławiu kilka milionów złotych, niemal wszystkie oszczędności. Pozyskali też dotacje z Unii Europejskiej. Sporą ich część przeznaczyli na instalacje do produkcji — w sierpniu sześć tirów przywiozło rury, tanki i osprzęt prosto z niemieckiego BrauKonu, pracującego z najlepszymi browarami rzemieślniczymi za naszą zachodnią granicą. W Polsce takiej maszynerii nie ma nikt. Bo i celem Grzegorza Ziemiana jest wykreowanie wyjątkowości napitków z Browaru Stu Mostów.

Niszy nie ma

W warzelni lada dzień będzie się działo. Efekt pierwszych prób trafi do sześciu tanków, w których smaku nabiorą wrocławskie piwa. Jakie będą? To tajemnica, wiadomo tyle, że w nowej fali piwo jest niemal jak wino. Może mieć mnóstwo odmian, niuansów, finiszów.

— Pozycjonujemy się jako trunki z wyższej półki — zaznacza Grzegorz Ziemian. Przewodnictwo piwowarów z doświadczeniem w polskich i kanadyjskich browarach regionalnych ma oznaczać mistrzostwo w klasyce i świeżość nowej fali. Arletta Ziemian, która odpowiada m.in. za marketing browaru, podkreśla, że w tym przypadku nie ma mowy o produktach tzw. niszowych. Bo jej zdaniem, rzemieślnicze piwowarstwo to tendencja na tyle silna, że nie powinna się szufladkować, lecz z dumą poszerzać kręgi odbiorców.

— Piwa będą wyjątkowe, ale nie niszowe o tyle, że nie zamierzamy sami siebie traktować jako wyjątku w Polsce. Jest dużo dobrych małych browarów, podobnie jak duże jest zapotrzebowanie na ich produkty. Zatem to nie jest nisza — tłumaczy Arletta Ziemian.

Zarobek na horyzoncie

Wrocławski browar w pierwszych latach liczy na produkcję rzędu 30 tys. litrów miesięcznie. Zyski? Według biznesplanu eksbankierów zarobek pojawi się za trzy lata, a inwestycja zwróci się maksymalnie w dekadę. Choć zapewne najważniejszy zysk już jest: państwo Ziemianowie ani myślą wracać w objęcia korporacji, ale zapraszają „białe kołnierzyki” do siebie. Na kufel z pianką.