Piękna Helka

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2010-04-30 00:00

Kuchnia hotelu Victoria za czasów PRL-u była utożsamiana z zachodnią elegancją. Kelnerzy poruszali się tam z takim dostojeństwem jak wypasione welony w dobrze nagrzanym akwarium. Dominowały polskie dania. Po 20 latach ponownie odwiedziliśmy Victorię.

Nie wiadomo dlaczego, ale w restauracji Canaletto spodziewaliśmy się raczej kuchni włoskiej. A tu niespodzianka. Akurat tam zadomowiła się jej francuska koleżanka. Nie dość, że z polską nutką, to jeszcze o wyraźnie ekologicznych preferencjach. Króluje w niej hasło: precz z chemią i już!

danie główne - strzępiel
danie główne - strzępiel
None
None

Z przystawek wybraliśmy "operę z foie gras". Trochę ze względu na nazwę. Ku naszemu zdumieniu pojawiło się coś przypominającego raczej… czekoladowe ciastko. Bez przekonania zahaczyliśmy widelcem. Szok! Niepowtarzalna kombinacja polskiego piernika i gęsich wątróbek pod delikatną kołderką galaretki z czarnej porzeczki z czerwonym winem. Dla towarzystwa łyknęliśmy Pinot Gris Kitterle Grand Cru, Alsace, Domaines, Schlumberger (370 zł). Cały hotel Victoria oszalał ze szczęścia.

Na główne danie zamówiliśmy rybę. Przede wszystkim dlatego, że z nią w restauracjach raczej krucho, a do tego można się czasem nieprzyjemnie nadziać. W Canaletto z ryb proponują strzępiela. Dla anglojęzycznych — seabass. Przepytany przez nas kucharz zaklinał się, że u nich podają jedynie strzępiele łapane na wędkę. W ferworze nie dopytaliśmy tylko, w jakich okolicach.

Strzępiel przybył soczysty, najwyraźniej prosto z niskotemperaturowej sauny. Do tego bez żadnych ości. Ku naszemu zdziwieniu pojawił się w towarzystwie jak zawsze pewnego siebie zielonego szparaga. I groszku w takiej samej kolorystycznej orientacji. Delikatnie muśnięty sosem. To także był oryginał. Mimo że nosił się z polska, był po francusku smakowo perwersyjny. Wyczuliśmy gdzieś grzyby, frywolny tymianek, przymilną cebulę i zdecydowany w swych poglądach koper włoski. Także nutkę szafranu z kropelką białego wina. Może dlatego bez wahania zaakceptowaliśmy do bukietu aromatów naszego strzępiela Pouilly Fume, les Riaux z doliny Loary (270 zł). Podejrzewaliśmy, że Sauvignon Blanc (w zastępstwie cytryny) mile ożywi rybkę swą delikatną kwasowością. I ożywił. Było wspaniale. Strzępiel zaintonował nawet "Marsyliankę" z wyraźnie polskim akcentem.

Na deser w Canaletto czekaliśmy ze szczególnym zniecierpliwieniem. Bo Francuzi w tym temacie potrafią wykręcać prawdziwe figle-migle. Zaproponowano nam gruszkę Belle Helene, czyli po naszemu Piękną Helkę. Zaakceptowaliśmy, choć z pewnym wahaniem. Obawialiśmy się bowiem owocowych kwaskowatości pod koniec wieczoru. Tymczasem wniesiono na talerzu czekoladową kulę. Nie pytając nikogo o zdanie, polano ją gorącym sosem o wyraźnie podobnym czekoladowym smaku. Na naszych oczach kula zaczęła się topić. Po pęknięciu pancerzyka w brzuszku pojawiły się orzechy i rzeczona Piękna Helka. Autentyczna pychotka. Ale Cremant de Bourgogne nie polubiła. Pokochała Portugalczyka: Offley Ruby Porto.