Pieniądze kręcą filmowcami

Magdalena WierzchowskaMagdalena Wierzchowska
opublikowano: 2012-12-12 00:00

Liczba filmów fabularnych może spaść o 20 proc., bo będzie trudniej o finansowanie. Filmowcy coraz częściej próbują zdobyć pieniądze za granicą

„Nawet jeśli wszyscy już w ciebie zwątpili, to pokaż, że się mylili” — brzmi hasło do filmu „Jesteś Bogiem”.

To jeden z rzadkich przypadków, gdy film niekomercyjny osiąga kasowy sukces. Takich eksperymentów może być mniej. Szacowana na 300 mln zł rocznych obrotów branża filmowa ma coraz większe problemy z pozyskaniem finansowania na produkcję filmów.

— W tym roku powinno powstać 50 filmów fabularnych, w tym 40 finansowanych przez Polski Instytut Sztuki Filmowej (PISF). To liczba nieosiągalna w przyszłym. Spodziewam się, że w sumie powstanie około 40 filmów — mówi Agnieszka Odorowicz, dyrektor PISF. Jednym z powodów jest zmiana sposobu finansowania filmów.

— Zgodzimy się na dofinansowanie tylko projektów obiecujących artystycznie i z wiarygodną strukturą finansowania, nawet za cenę tego, że tych dofinansowań będzie mniej — mówi Agnieszka Odorowicz.

PISF zakłada, że w przyszłym roku na produkcję filmów fabularnych przeznaczy 89 mln zł, tyle samo co w 2012 r. Ale może mieć mniej, bo na wielkość funduszu PISF wpływają m.in. opłaty od nadawców telewizyjnych, borykających się z trudnym rynkiem reklamowym. — Filmowcom coraz trudniej jest też zdobywać pieniądze na produkcję ze źródeł innych niż PISF. Firmy, takie jak Telewizja Polska, które tradycyjnie łożyły spore kwoty na kinematografię, teraz zmniejszają budżety na ten cel — mówi Agnieszka Odorowicz.

Telewizje oszczędzają

TVP, która kiedyś była mekką dla filmowców, teraz tnie wydatki na wszystko. Ogłosiła niedawno, że rezygnuje z Eurowizji. Trudno spodziewać się, by w sytuacji zagrożenia gigantyczną stratą finansowała ambitne kino autorskie. Canal+, kolejny potentat na rynku filmowym, zapewnia, że nie będzie ciął wydatków na filmy, tylko uważniej patrzył filmowcom na ręce. Ale spółka wchodzi w trudny i kosztowny proces fuzji z platformą „n”, który może zrewidować te plany. Orange, kolejny duży gracz, zapowiada, że tylko nieznacznie zmniejszy zaangażowanie w produkcję filmową.

— Finansowanie kinematografii przez firmy prywatne, jak Orange Polska, może być uzależnione od zmian na rynku i konieczności szukania oszczędności. Staramy się jednak udowadniać, że inwestowanie w kino ma sens, a nasze decyzje o zaangażowaniu w daną produkcję są dobrze przemyślane pod kątem biznesowym — mówi Wojciech Jabczyński, rzecznik Orange Polska.

— Nie jest prawdą, że nie przeznaczamy na kinematografię i produkcję filmową żadnych pieniędzy. Nasz udział jest mniejszy niż kiedyś, ale nadal staramy się uczestniczyć w istotnych przedsięwzięciach — mówi Joanna Stempień-Rogalińska, rzecznik TVP.

Więcej komercji i zagranicy

Trudności ze zdobyciem finansowania mogą spowodować większą komercjalizację filmów.

— Spodziewam się, że producenci będą chętniej podejmowali tematy, które zapewniają dużą widownię. Będą też stosunkowo wcześnie, na etapie scenariusza, nanosić uwagi dystrybutorów, znających rynek i odbiorcę. Wszyscy będą musieli poprzycinać budżety czy wynagrodzenia — mówi Maciej Grzywaczewski, wiceprezes ATM Grupy.

Ale Polak potrafi — gdy na rodzimym rynku trudniej o pieniądze, coraz częściej sięga po nie za granicą. Polscy filmowcy coraz chętniej wchodzą w koprodukcję z zagranicznymi firmami, które w zamian za wkład własny pozyskują choćby prawa do dystrybucji filmu w swoim kraju. Takie filmy mogą się ubiegać o publiczne finansowanie w kraju, z którego pochodzi koproducent, czy o pieniądze z Eurimages, europejskiego funduszu unijnego dla filmowców.

— W sytuacji gdy TVP w zasadzie nie finansuje polskich filmów, a pozostałe telewizje komercyjne nie mogą udźwignąć dodatkowych budżetów filmowych, wyjściem jest szukanie pieniędzy za granicą. Wymaga to dużo więcej pracy i spełnienia urzędniczych wymogów, a konieczność wchodzenia w koprodukcję może mieć wpływ na tematykę i scenariusze filmów — uważa Andrzej Jakimowski, reżyser filmu „Sztuczki” i „Imagine”.

Sytuację na rynku stabilizuje PISF, bez którego byłoby filmowcom dużo trudniej w czasach dekoniunktury. Ale problemy są też gdzie indziej.

— Największą bolączką jest brak dobrego pomysłu i dobrych scenariuszy. Najlepiej, by film był nie tylko wartościowy, ale też uniwersalny, by dawał perspektywę dużej widowni za granicą — mówi Karol Smoląg, rzecznik TVN.