Piłka może być dobrym interesem. Także w Polsce. Potencjalni sponsorzy czy inwestorzy nie powinni się jednak nastawiać na czerpanie zysków bezpośrednio z klubu.
Na świecie jest tylko kilka drużyn, które przynoszą właścicielom znaczące profity. Manchester United zarabia, ale nie na transferach piłkarzy, tylko na działaniach marketingowych. W Polsce przy odrobinie szczęścia klub też może być dochodowy, ale w piłce nie o to chodzi.
Sport, nie tylko piłka nożna, daje rozgłos. Jest najtańszym narzędziem marketingowym. O Bydgoszczy w ostatnich latach było głośno tylko dlatego, że w barwach drużyny z tego miasta jeździł Tomasz Gollob. Żeby osiągnąć podobny efekt tradycyjnymi metodami, miasto musiałoby wydać sumy kilkudziesięciokrotnie wyższe niż przeznaczane na klub żużlowy. Podobnie Telefonika, sponsor Wisły. Massimo Moratti był zupełnie nieznany, dopóki nie zainwestował w Inter Mediolan. To są właśnie profity, jakie daje sport. Trzeba je tylko umiejętnie wykorzystać.
Słabością polskiej ligi piłkarskiej są działacze z innej epoki. Większość klubów jest katastrofalnie zarządzana. Pieniądze sponsorów są przejadane. Działaczom brakuje pomysłów. W ligach zachodnich jest wiele klubów, które szukają satelickich drużyn w innych krajach. Ale nie zainwestują w klub z zagmatwaną sytuacją finansową i niewyjaśnionym statusem prawnym zawodników. Być może zmieni się coś po wejściu Polski do Unii Europejskiej. W naszej lidze prawdopodobnie pojawi się zagraniczny kapitał, a wraz z nim nowoczesny styl zarządzania.
Zbigniew Boniek członek zarządu PZPN