Ten coroczny bardzo oczekiwany akt musi się znaleźć w Dzienniku Ustaw do 15 września, zatem rząd Donalda Tuska rzutem na taśmę terminu dotrzymuje. Bardzo charakterystyczne, że rozporządzenie nie znajdowało się w porządku standardowego posiedzenia rządu z udziałem kompletu ministrów we wtorek, 10 września. Skutek prawny jest identyczny, ale procedura jednak różni się istotnie. Drogą obiegową z definicji przyjmowane są dokumenty albo pilne, albo niekontrowersyjne o charakterze technicznym, albo… politycznie niewygodne. Ustalenie bardzo spornej corocznie płacy minimalnej to właśnie ten trzeci wariant.
W trybie obiegowym ogromnie wzrasta rola tzw. gospodarza rządowego projektu. Najważniejszym decydentem oczywiście pozostaje premier, ale udział innych ministrów ogranicza się do zdawkowego przyklepania. Rozporządzenie o wynagrodzeniu minimalnym przygotowuje i pilotuje minister rodziny, pracy i polityki społecznej – czyli obecnie Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Lewicowa filozofka i humanistka duchowo jest czystym związkowcem, nieprzejmującym się realiami i ograniczeniami gospodarczymi. Dowodem jest forsowanie przez ministrę absurdalnej, straszliwie szkodliwej nie tylko dla polskich przedsiębiorców, lecz w ogóle dla Polski idei skrócenia tygodnia pracy do czterech dni z zachowaniem dotychczasowego wynagrodzenia. W kwestii płacy minimalnej oczywiste były zatem starania ministry o ustalenie jak najwyższej dopuszczonej ustawowo. Przypomnę obecne kwoty brutto, wygasające 31 grudnia 2024 r.: wynagrodzenie miesięczne – 4300 zł, stawka godzinowa – 28,10 zł. Od wielu tygodni rząd projektował i uzgadniał z partnerami społecznymi obie wielkości następująco – 4626 zł oraz 30,20 zł. Niespodziewanie jednak w rozporządzeniu znalazły się podwyższone – 4666 zł oraz 30,50 zł. Kwoty wchodzące w życie 1 stycznia 2025 r. i obowiązujące do 31 grudnia podnoszone są w obu kategoriach procentowo niemal identycznie – 8,51 oraz 8,54.
Powodem zweryfikowania w górę wynagrodzenia minimalnego jest zmiana przewidywanego wskaźnika inflacji. W początkowych pracach nad projektem budżetu na 2025 r. jeszcze w lipcu Ministerstwo Finansów zakładało 4,1 proc., tymczasem wersja wstępna ustawy przyjęta przez rząd 28 sierpnia opiera się na wskaźniku 5,0 proc. Szokuje jednak, że na posiedzeniu plenarnym Rady Dialogu Społecznego (RDS) w poniedziałek, 9 września – którego tematem było m.in. przedstawienie przez rząd projektu budżetu – nie padło ani jedno słowo na temat płacy minimalnej, a przecież RDS zabrała się trzy dni przed przyjęciem rozporządzenia. Przewodnicząca posiedzeniu ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk całkowicie nabrała wody w usta, także minister Andrzej Domański ograniczył się wyłącznie do finansowego wątku budżetowego. W związku z tym reprezentanci strony pracodawców w RDS – którzy milczenie strony rządowej naiwnie uznawali za potwierdzenie kwot znanych od lipca – od 12 września bardzo zasadnie czują się oszukani. Uważają, że skryta i zaskakująca podwyżka jest przykładem łamania przez rząd Donalda Tuska zasad dialogu społecznego, pogłębi problemy firm i przyczyni się do większego spadku zatrudnienia. W szczególności uderzy w sektor firm mikro i małych, dla których właśnie rosnące koszty pracy stają się coraz częściej powodem niewytrzymywania rynkowej konkurencji i zwijania działalności. Charakterystyczna jest reakcja reprezentowanych w RDS central związkowych – niespodziewaną podwyżkę spodziewanych kwot minimalnych związkowcy oczywiście przyjęli z radością, ale natychmiast wyrazili też oburzenie, że znacznie niższy jest założony na 2025 r. przez rząd wzrost płac w budżetówce.