Ubiegły rok zakończył się stratą, tradycyjny rynek kurczy się nieuchronnie, a nastoje wśród pracowników są złe, bo płace wielotysięcznej rzeszy listonoszy w ostatnich latach niemal nie drgnęły, podczas gdy obowiązków wraz z ograniczaniem załogi przybyło. Zarząd i właściciel Poczty Polskiej mają więc dużo pracy przed sobą. Na razie ustalili, w jakim kierunku się poruszać — spółka przygotowała strategię do 2021 r.

— Pracowaliśmy nad nową strategią od lipca ubiegłego roku. Poprzednia koncentrowała się głównie na cięciu kosztów. My mamy inne priorytety, a Poczta ma do odegrania rolę społeczną. Chcemy zwiększyć przychody, żeby móc poprawić sytuację płacową naszych pracowników i sfinansować niezbędne inwestycje — mówi Przemysław Sypniewski, prezes Poczty Polskiej.
Ubiegłoroczne przychody Poczty wyniosły niespełna 5,5 mld zł. Tymczasem spółka w ciągu najbliższych pięciu lat, mimo prognozowanego skurczenia się jej tradycyjnego rynku o 20 proc., chce je zwiększyć do niemal 7 mld zł. Ma to zrobić głównie dzięki rozwojowi na rynku KEP, czyli w usługach kurierskich, ekspresowych i paczkowych. Liczy też na większe dochody z usług cyfrowych i usług dla administracji, a także z przesyłek międzynarodowych. Jednocześnie spółka chce przeznaczać na inwestycje około 400 mln zł rocznie i podnosić — choć nie od razu — pensje pracowników. O założeniach co do poziomu rentowności jej przedstawiciele oficjalnie mówić nie chcą.
— Założenia strategii zostaną dość szybko zweryfikowane przez rzeczywistość — już w tym roku musimy zwiększyć przychody o kilkaset milionów. Inwestycje chcemy finansować właśnie dzięki poprawie wyniku, nie wykluczamy też emisji obligacji — mówi Przemysław Sypniewski.
Pieniądze dla Poczty mogą też popłynąć od państwa i jego wehikułów w rodzaju Polskiego Funduszu Rozwoju. Nie za darmo jednak. Operator ma spory portfel nieruchomości, których sprzedaż przez lata utrzymywała spółkę nad kreską, ale w ubiegłym roku została wstrzymana.
— Nieruchomości przejadano, chcemy je rozsądnie zagospodarować. Pracujemy nad projektem ustawy, która stworzy narodowy bank ziemi na potrzeby projektów, takich jak Mieszkanie Plus. Tam mogłyby być przekazywane nieruchomości pocztowe, oczywiście po wycenie na zasadach rynkowych — mówi Kazimierz Smoliński, wiceminister infrastruktury i budownictwa. Operator nie będzie natomiast szukał pieniędzy na giełdzie, o której myślał zarząd powołany za poprzednich rządów. Przedstawiciele spółki od dawna podkreślali, że „tematu giełdy nie ma”, a teraz sprawa debiutu oficjalnie zniknęła ze strategii.
— Nie ma konieczności wchodzenia na giełdę. Z perspektywy właściciela obecność akcjonariuszy mniejszościowych ogranicza kontrolę nad spółką i możliwość realizacji celów wyznaczonych przez państwo. Nie wymagamy od Poczty Polskiej maksymalizacji zysków — mówi Kazimierz Smoliński.