Z Bogusławem Wołoszańskim o tym, że Polacy wstydzą się zwycięstw i gnoją własnych bohaterów.
Zniesmaczony premier. Państwowy Instytut Sztuki Filmowej (PISF) w kropce: cofnąć dotację? Artyści gadają o cenzurze prewencyjnej. Westerplatte znów w ogniu. O co właściwie ta wojna?
"Puls Biznesu": Pokrótce: "Tajemnice Westerplatte" Pawła Chochlewa wzbudzają kontrowersje, bo obalają mit obrońców Składnicy Tranzytowej. Rzeczywiście?
Bogusław Wołoszański: Trudno powiedzieć, nie oglądając filmu. Choć fragmenty scenariusza niepokoją. Choćby scena, kiedy kilku żołnierzy biegnie nago kąpać się w morzu albo pluje na portret Rydza-Śmigłego. Licentia poetica, ale nie rzeczywistość tamtych dni. Jeżeli cały film ma być taki, nie dziwię się kontrowersjom.
Ale skąd pewność, że to fikcja? Jest kłopot z weryfikacją wydarzeń, a zwłaszcza zachowań. Może obrońcy nie byli herosami?
Nieprawda, bardzo łatwo to zweryfikować. Kilka lat temu dotarłem do ręcznie spisanej relacji por. Leona Pająka, ciężko rannego w pierwszym dniu obrony Westerplatte. Wyraźnie pisze, że 26 sierpnia, kiedy do kanału portowego zawinął pancernik Schlezwik-Holstein, na Westerplatte ogłoszono pogotowie bojowe. I podaje, że walka rozpoczęła się o 4.30 od serii cekaemu zza kanału. Wszystko można powiedzieć o żołnierzach wrześniowych, ale nie to, że w czasie pogotowia bojowego, o 4. nad ranem poszli się kąpać nago do morza, bez broni, "pod nosem" pancernika. Że niby atak ich zaskoczył... Bzdura. Jak i to, że wrześniowy żołnierz bezcześcił portret swego wodza. Reżyser, skoro już musiał, mógł wymyślić coś innego.
Ale konfliktu mjr. Henryka Sucharskiego z jego zastępcą kpt. Franciszkiem Dąbrowskim Paweł Chochlew wymyślać nie musiał. Różnie się mówi o dowódcy obrony Westerplatte.
Właściwa ocena zależy od doboru źródła: musi być wiarygodne. Mam przed sobą relację ppor. Zdzisława Kręgielskiego. Pisze o Sucharskim: "W stosunku z przełożonymi, uległy do ostateczności i stale nadskakujący. Zarozumiały na punkcie swojego stanowiska i ważnej swojej osoby. Stanowisko komendanta Westerplatte przynosiło bardzo duże korzyści materialne i dlatego też łatwo wypełniły się dwie książeczki PKO po 10 000 zł każda. Był to typ ciułacza". Z tego zapisu wręcz cieknie nienawiść. Skąd niby Kręgielski miał wiedzieć, że jego dowódca ma "dwie książeczki PKO po 10 000 zł każda"? Pojawia się sugestia, że Sucharski robił przekręty. 10 tys. zł przed wojną to był majątek! Nauczyciel zarabiał 120 zł, a wysoka pensja sięgała 400 zł. Skąd nagle Sucharski wziął 20 tys.? Kręgielski opowiada dalej: "Sucharski był do tego stopnia załamany, że nie potrafił się opanować nawet przed szeregowcami. Chodził z błędnym wzrokiem, z pianą na ustach i stale powtarzał: co to będzie, co to będzie". Potem opisuje sytuację z niewoli: "W hotelu Continental w Gdańsku (…) 8 września kapitan Dąbrowski, sądząc że mogą nas rozdzielić, zaproponował zebranie całej posiadanej gotówki i rozdzielenie jej w równych częściach między nas wszystkich. Obecni byli Sucharski, Słaby, Grodecki i ja. Mając jedynie 75 zł, wycofałem się z dyskusji, stojąc na stanowisku, że przy takiej sumie nie mogę zabierać głosu". I dalej duży akapit opisujący podział pieniędzy. Wyobraża pan sobie podobną sytuację? Po takiej walce liczyć pieniądze? I znów Kręgielski: "Sucharski Henryk, oficer legionowy, odznaczony Krzyżem Virtuti Militari" — przed wojną Virtuti za byle co się nie dostawało — "Dużej wiedzy wojskowej nie posiadał. Nie była ona mu zresztą potrzebna na stanowisku komendanta Westerplatte". Znów niechęć, nienawiść do dowódcy. A na podstawie takich źródeł ferowane są wyroki! Czy film, który by powstał na podstawie podobnych relacji do tej Kręgielskiego, oddałby prawdę historyczną i wiernie postać Sucharskiego?
Fakt, źródła trzeba dobierać odpowiedzialnie. Niedawno wpadła mi w ręce notatka sporządzona przez Dąbrowskiego, w której cytuje on słowa Sucharskiego. Na kilka godzin przed atakiem podobno powiedział mu coś takiego: "Jaki sens ma ta cała składnica? Przecież tu się niczego nie składuje. To tylko symbol praw Rzeczypospolitej do Gdańska. Czy dla tego symbolu, jakże sztucznego, ma teraz zginąć 200 ludzi? I co to ma dać? Obrona Półwyspu to nonsens, teraz, gdy odwołano korpus interwencyjny gen. Skwarczyńskiego, nonsens! Wierzysz Kuba w pomoc Anglii? Przecież żaden statek nie przeciśnie się przez Skagerrak! Żaden! Powinni byli ewakuować nas do Gdyni. Tam wspieralibyśmy obronę portu. Jeden statek, załadować wszystkich i do Gdyni. Tu uważam wszystko za nonsens. Wieczyste, postaw się i zastaw się, a w kielichach żywa krew!".
Nie znam oryginału, więc trudno mi oceniać jej wiarygodność. Sucharski był żołnierzem. Wykonał rozkaz: broniąc składnicy transportowej przez 12 godzin, bo w naiwnych planach dowództwa liczono się z pomocą od strony morza. Ale i miał absolutny obowiązek zastanowić się, co dalej, bo ciążyła na nim odpowiedzialność za 200 ludzi. Może jako człowiek rzeczywiście wątpił, ale jako żołnierz — nie. Oceniajmy ludzi po tym, co zrobili.
Może gdyby na Westerplatte był tylko Sucharski, obrona zakończyłaby się po 12 godzinach, a gdyby był tylko Dąbrowski, wszyscy by zginęli?
Możliwe, a w naszej mentalności lepszym okazałby się ten drugi. Westerplatte zostało świetnie i sprytnie przygotowane do obrony. Postanowienie Ligi Narodów pozwalało na stacjonowanie 88 żołnierzy, a było ich ponad 200. Potajemnie sprowadzono uzbrojenie. A koszary z ciekawie skonstruowanymi stropami? Ich zawalenie sprawiało, że gruz z wyższego poziomu wzmacniał strop sutereny, w której był punkt dowodzenia, medyczny itd. Tak dobrze przygotowano obronę, że przez 7 dni 3,5 tys. żołnierzy niemieckich, wspieranych przez samoloty, okręty, artylerię, nie załamały obrońców. I straty były niewielkie. Nie zauważamy tego, słyszymy za to o dowódcy lamentującym z pianą na ustach.
Wiktorie zmieniamy w mity?
Otóż to! Przed wybuchem wojny Belgowie ukończyli twierdzę Eben-Emael. Miała bronić mostów na Mozie i Kanale Alberta. Nowoczesna forteca schowana 25 m pod ziemią, 2,5 metra betonowych stropów, z wysuwanymi kopułami pancernymi, obsługiwana przez 800 ludzi. W pobliżu stała dywizja piechoty. 10 maja 1940 r. szybowce z 80 komandosami wylądowały na terenie twierdzy. Po dobie 800 Belgów zamkniętych pod ziemią poddało się 80 Niemcom! Zapytałem żołnierza, który wówczas bronił twierdzy: dlaczego się poddaliście. Odparł: gdy Niemcy wdarli się do środka i zastrzelili pięciu naszych, załoga, nie dowództwo, postanowiła się poddać, obawiając się śmierci. W jeden dzień, kiedy zdobyto Eben-Emael, zginęło więcej Belgów niż Polaków na Westerplatte, mimo że byli chronieni przez beton i stal. A Westerplatte nie było nawet rejonem umocnionym. Westerplatte jest dowodem bohaterstwa i uporu obrońców. Czy to za mało na dobry scenariusz? Jasne, fajnie sprzedaje się film, w którym dowódca się załamuje, żołnierze biegają nago po plaży, a inni piją i oglądają nagie babki, bo to takie "artystyczne", wstrząsające.
Belgowie postawili pomnik ku czci obrońców twierdzy. Z napisem: "Herosom z fortu Eben-Emael". No, proszę…
Belgowie nie są dumni z tego epizodu, podobnie jak Francuzi z Linii Maginota. A my się zastanawiamy, czy obrońcy Westerplatte byli bohaterami… Tak już z nami jest, że lubimy sami sobie szkodzić. Weźmy kawalerię. Znakomita formacja. Niemiecka propaganda wymyśliła szarżę na czołgi, nakręciła nawet film o bitwie pod Krojantami, by pokazać światu, że Polacy są idiotami, idącymi z szablami na czołgi. Komuniści podchwycili bajkę, żeby pokazać bezsilność sanacyjnego wojska. I legenda się utrwala w świadomości ludzi... Owszem, kawalerzyści szarżowali na niemiecką artylerię, piechotę i tabory. Wobec nich nie było lepszej broni. Poza tym kawaleria używała koni do przemieszczania się, co w warunkach ówczesnej Polski było świetnym rozwiązaniem, lepszym niż czołg czy samochód. Przed bitwą zsiadali z koni, zostawiali je koniowodnym i szli do walki. 1 i 2 września w bitwie pod Mokrą kawalerzyści zniszczyli 80 niemieckich czołgów. Nie szablami, lecz swoimi działkami wz 36 kaliber 37 mm i genialnymi wręcz karabinami przeciwpancernymi UR kal. 7,62.
Dużo jest takich mitów w historii Polski?
Przytoczę jeszcze inny, sprawę dowódcy ORP Orzeł. W sierpniu 1942 r. Sąd Morski Wojenny w Londynie oskarżył kmdr. Henryka Kłoczkowskiego o zbrodnie przeciw karności i obowiązkowi wierności żołnierskiej. I po pieciu dniach rozprawy skazał go na cztery lata więzienia i usunięcie z Marynarki Wojennej. Główny dowód? Zeznanie pięciu oficerów, w tym zastępcy Kłoczkowskiego, spisane dziewięć dni po przybyciu Orła do Anglii. Oficerowie zarzucają w nim dowódcy m.in. to, że unikał walki, nie chciał storpedować niemieckiego tankowca Bergen, symulował chorobę i samowolnie wprowadził okręt do Tallina.
Po wyroku Kłoczkowski wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie służył jako prosty marynarz na okrętach amunicyjnych. Starał się o rewizję wyroku. Wyrok został zaskarżony. 30.06.1947 prokurator ppłk Sarnicki złożył do Najwyższego Sądu Wojskowego wniosek o rewizję. To sam prokurator doszedł do wniosku, że Kłoczkowskiego skrzywdzono! Do rozprawy rewizyjnej prawdopodobnie nie doszło. Kłoczkowski zmarł w 1962 r. jako tchórz. Dlaczego? Z powodu wspólnego pisemnego zeznania pięciu rozgoryczonych porażką oficerów, którzy znaleźli kozła ofiarnego. Zresztą, nie było ich na rozprawie Kłoczkowskiego.
Sucharski, Kłoczkowski… Lubimy gnoić bohaterów?
Lubimy. Kiedyś nas pokazywano jako kretynów idących z szablami na czołgi, teraz sami siebie pokazujemy jako tchórzy i dezerterów. W socjalizmie powstało kilkanaście filmów wojennych: "Ostatni etap", "Westerplatte", "Orzeł", "Kanał", "Hubal", "Kolumbowie rocznik 20", "Zakazane piosenki". Filmy jakoś odtwarzały tamtą historię. Skończył się komunizm — i co? Długie lata nie mamy żadnego filmu historycznego, choćby o wojnie polsko-bolszewickiej, bitwie pod Mokrą, Kockiem. W końcu pojawiają się "Tajemnice Westerplatte". I co widzimy? Dezerterów, dowódcę tchórza, żołnierzy pijaków bezczeszczących portret naczelnego wodza. Straszne, że z bohaterów robimy idiotów.
A z idiotów robimy bohaterów. Mam na myśli ministra Becka czy Rydza-Śmigłego.
Śmigły popełnił gigantyczne błędy już w trakcie dowodzenia, co więcej — uciekł z Warszawy, a w nowej kwaterze zabronił rozłożenia radiostacji i stracił kontakt z wojskiem. Nieatakowana Armia Poznań wycofała się do Warszawy. Kutrzeba błagał Śmigłego: dajcie mi uderzyć. Bo widział armię niemiecką, która w marszu na stolicę odsłoniła skrzydło. Gdyby wtedy uderzył, zadałby Niemcom poważne straty. Pozwolono mu na ten manewr za późno. Tak, bitwa nad Bzurą była spóźniona. Paradoksalnie przesądziła też losy Polski, bo w jakimś stopniu pokazała aliantom, że nie potrafimy przeprowadzić zdecydowanej kontrofensywy, że przegraliśmy. Józef Beck tworzył politykę zagraniczną. I tu kolejny mit: niemiecki korytarz na Pomorzu. Co o nim wiemy? Że Niemcy żądali, a Beck powiedział w Sejmie pompatyczne: "Polski od morza odepchnąć się nie da". Bzdura. Niemcy tego nie żądali. Nie chcieli wojny z Polską. Do końca 1938 r. szykowali się na Francję, nie na Polskę. Dla ochrony wschodniej granicy zbudowali MRU (Międzyrzecki Region Umocniony). Rozmowy z nimi zaczęły się w październiku 1938 r. w Berchtesgaden (ambasador Lipski i Ribbentrop, który proponował sojusz przeciw Związkowi Radzieckiemu). Wtedy w Polsce za wroga nr 1 uważano ZSRR, nie Niemcy. I Beck — zamiast rozgrywać tę kartę — prowadził głupią politykę równowagi. W rezultacie dopuścił do sojuszu Niemców z Rosją. Nie zrobił nic, aby poróżnić jednych i drugich. Dyplomata wie, że polityka jest szara, nie czarno-biała. Beck tego nie wiedział. I dał się oszukać Anglikom, oferującym nam gwarancje bezpieczeństwa. Jakie? Wtedy mieli raptem 300 czołgów i flotę, która nie weszłaby na Bałtyk. Nie, tych mitów nie ruszamy, wolimy szargać pamięć prawdziwych bohaterów i oblepiać ich gównem. Zresztą współczesna historia Polski też to pokazuje. n
Bogusław Wołoszański
Prawnik z wykształcenia, historyk z zamiłowania, dziennikarz z zawodu. Autor 16 książek i ponad 20 słuchowisk kilku programów telewizyjnych o tematyce historycznej. Od 1971 roku związany był z TVP. Pomysłodawca i autor programów "Sensacje XX wieku" i "Encyklopedia II wojny światowej". W sierpniu 2005 r odszedł z TVP. Jak twierdzi: z powodu urzędniczej obstrukcji i bałaganu na Woronicza. Mimo to, pozostał współpracownikiem TVP i nadal realizował dla niej programy m.in. trzynastoodcinkowy serial na podstawie własnej powieści "Twierdza szyfrów". Planowana na 2007 rok emisja serialu w TVP1 została jednak wstrzymana — po doniesieniach prasowych, że Wołoszański w latach 80. był współpracownikiem peerelowskiego wywiadu. Na swoim blogu napisał: "Próby szybkiego oczyszczenia się z kłamliwych zarzutów nie powiodły się, gdyż IPN przez dwa miesiące blokował dostęp do dokumentów, a wreszcie ujawnił tylko ich część, co w dalszym ciągu bardzo utrudnia kroki prawne". Po pewnym czasie TVP wyemitowała jednak serial. Wołoszański pracuje nad kontynuacją "Twierdzy…" choć nie wiadomo, czy TVP zdecyduje się serial nadawać. Zdjęcia mają się rozpocząć na wiosnę 2009 r.
3 pytania do...
Paweł Chochlew:
Jakie niby szokujące sceny?
1Czy "Tajemnice Westerplatte" rzeczywiście będą szokować scenami, które znamy z fragmentów scenariusza?
Paweł Chochlew: Ależ film fabularny "Tajemnica Westerplatte" nie zawiera szokujących scen! Wszystkie informacje, które o scenariuszu dotarły do opinii publicznej, są zaplanowane tak, by zaszkodzić naszemu przedsięwzięciu, doprowadzić do tego, by film nie powstał — i nie mają nic wspólnego z rzeczywistymi intencjami twórców filmu. Scenariusz opowiada o męstwie, bohaterstwie i wielkiej miłości do ojczyzny obrońców placówki. Tak zawsze było, jest i będzie, o czym widzowie przekonają się w kinie.
2Czemu miały służyć sceny m.in. plucia na portret naczelnego wodza, picia wódki czy biegania nago do morza w czasie alarmu bojowego? Czy, pana zdaniem, oddają prawdę tamtych dni?
W scenariuszu, nad którym pracuję, nie ma i nie było plucia na czyjkolwiek portret, bieganie do morza widzimy nie w momencie alarmu bojowego — ma pewien wymiar patriotyczny. A picie alkoholu w scenariuszu potraktowano marginalnie, ma służyć oddaniu ludzkiego wymiaru walczących. Na Westerplatte w czasie obrony spożywano alkohol. Świadczą o tym powojenne listy westerplatczyków pisane między sobą. Moim zdaniem, scenariusz nie tylko oddaje prawdę historyczną, ale wręcz jest wiernym zapisem wydarzeń. Powstał na podstawie dokumentów, tekstów źródłowych i wywiadów z westerplatczykami.
3Czy padł ofiarą "cenzury prewencyjnej"? Jestem z pokolenia, dla którego cenzura, a tym bardziej prewencyjna, brzmi dość obco. Nie ulega wątpliwości, że polityczny zabieg ministra Sławomira N., który — moim zdaniem — miał na celu zabranie elektoratu przeciwnikom politycznym, doprowadził do sytuacji, w której pod znakiem zapytania stanęła realizacja mego przedsięwzięcia.
Paweł Chochlew, reżyser i scenarzysta filmu "Tajemnice Westerplatte"
