Lech Cichoń, inżynier budownictwa, ma plan: zarazić jak najwięcej ludzi pasją do wiatru, wody, deski i latawca. Zainwestował w Kite Station Sicily — szkołę kitesurfingu na Sycylii.
wWysłannik portalu zyciezwiatrem.pl, który testował Kite Station nad laguną Lo Stagnone, napisał: „Na zachodnim krańcu Sycylii, między miejscowościami Trapani i Marsalą, znajduje się rozległa, płytka laguna zamknięta wyspą Isola Grande. To idealne miejsce na kitesurfing. Większość spotów kite’owych mieści się między wyspą Santa Maria, przecinającą lagunę na pół, a miejscowością Birgi Vecchi. Pływać można od San Teodoro do Marsali”. Podał też, że woda jest tam płaska, ciepła i płytka.
Podłoże miękkie i bez kamieni, a przez większą część roku jest tak ciepło, że można pływać bez pianki, w samej koszulce z lycry. Stabilne średniej siły wiatry dzięki termice są zawsze nieco mocniejsze od prognoz. Często gości tam czołówka europejskich kitesurferów. Jest też co robić, kiedy nie wieje — można np. zwiedzić muzeum mafii w Corleone, wiosce z filmu „Ojciec chrzestny”, oddalonej od laguny o 76 km.
Sycylijski chillout
— O lagunie Lo Stagnone słyszałem już wcześniej, jednak Sycylia nie była moim pierwszym wyborem. Chciałem założyć szkołę na Sri Lance, ale zrezygnowałem z powodu zagrożenia terroryzmem. Wtedy koleżanka, pilotka wycieczek, zwróciła moją uwagę na Sycylię. W 2015 r. postanowiłem to sprawdzić i odkryłem niesamowity potencjał laguny. To potężna zatoka, a na wodzie było 20 latawców, a nie 200 jak na Helu. Zauroczyły mnie też klimat i włoska kultura, sycylijska maniana, chillout i spokój. Powiedziałem sobie, że zostaję — wspomina założyciel Kite Station Sicily (KSS).
Ale po co od razu otwierać szkołę?
— Żeby łączyć pracę z pasją. Zawsze być nad morzem i rozwijać umiejętności kitesurfingowe, z których jestem dumny. Mam świadomość, że pływam coraz lepiej, jestem silniejszy — odpowiada Lech Cichoń.
Od wielu lat jako inżynier budownictwa pracuje przy budowie metra, biurowców i hoteli w Kopenhadze, gdzie mieszka. Działa w zespole projektowym nadzorującym przygotowania do inwestycji w duńskiej firmie EC Contractors, która zatrudnia Polaków. Lech Cichoń koordynuje przepływ pracowników z naszego kraju. Kiedy więc znalazł czas na otwarcie szkoły kitesurfingu?
— Po prostu rzuciłem pracę. Zakończyłem budowę Amager Bakke, spalarni śmieci ze stokiem narciarskim, i powiedziałem szefowi, że nowego projektu nie mogę rozpocząć, bo wzywa mnie pasja. Nie był zadowolony — uśmiecha się Lech Cichoń.
Szkoła na wyspie zaczęła działać w 2015 r. Roboty żelbetowe w kopenhaskiej spalarni zakończyły się w tym samym roku. Potem montowano konstrukcję stalową i instalowano maszyny i w tym już nie brał udziału. Szef przemyślał sprawę i Polak wrócił do pracy na innych zasadach. Przez tydzień pracuje w Danii, a resztę miesiąca spędza na Sycylii. Na wyspie pracuje zdalnie nad projektami, bo nie ma znaczenia, czy polscy budowlańcy dzwonią do Danii czy do Włoch. Przyznaje jednak, że musi walczyć ze sobą, by nie dać się ponieść fali wyspiarskiego chilloutu.
Z Nikiszowca do Cabo de la Vela
Zaczął pływać na desce z żaglem 20 lat temu. Wtedy, na wakacjach, po raz pierwszy zobaczył ludzi uprawiających ten sport. Dużo czasu poświecił na naukę. Była trudna. Nie to co dziś, kiedy można się uczyć łatwiej — na dużych deskach z małymi żaglami. Tymczasem pierwsza deska Lecha Cichonia była mała i wąska (slalomowa). Do tego duży żagiel. Kupił ten sprzęt na Nikiszowcu, górniczej dzielnicy Katowic. Okazało się, że na Śląsku jest wiele miejsc do uprawiania sportów wodnych, np. zbiorniki Pogoria w Dąbrowie Górniczej. Nawet dziś, po tylu latach pływania, planuje wakacje pod kątem kitesurfingu. Stara się pływać na desce przynajmniej godzinę dziennie. Opowiada o wspaniałych warunkach w Cabo de la Vela w Kolumbii, tuż przy granicy z Wenezuelą: silny wiatr, płytko. Uwielbia też wiatry wiejące w lagunach przy pustyni, np. na Saharze Zachodniej nad Oceanem Atlantyckim. Chwali również Kenię.
— Jest sporo fajnych miejsc w Europie. W Danii, gdzie jest łagodny klimat, pływałem nawet 9 grudnia — w swoje urodziny. Było 10 stopni, wietrznie. Jak na Helu w sezonie. Za to w listopadzie najlepiej jest na południu Maroka — uważa Lech Cichoń.
Sport dla każdego
Dlaczego nie otworzył szkoły w Zatoce Puckiej? Tam też mocno wieje, jest płytko, często ciepło i mnóstwo miejsca na wodzie. Mówi, że na Helu jest tłum. I nastawienie ludzi inne. Że w Polsce kitesurfing kojarzy się wielu z rapowym stylem życia. Że jest imprezka, bo dwa tygodnie nie ma wiatru, wszyscy się bawią. Potem wieje przez dwa dni i zaczynamy zabawę od nowa.
— My mamy inne podejście. Do nas ludzie przyjeżdżają wyłącznie na kitesurfing. Kursant poznaje swojego instruktora. Spędzają trzy, cztery godziny dziennie na ćwiczeniach. Nie ma turystów, którzy rozpalają grilla i bawią się do rana, a latawiec pozostaje spakowany w plecaku. Ci, którzy wracają kolejny raz, to już sportowcy. Chcą pływać — mówi założyciel KSS.
Podczas tygodniowej nauki można opanować podstawy pływania na desce z latawcem. To sport dla każdego. Kitesurfingu nie poleca się jedynie kobietom w ciąży, a ci, którzy mają problemy z kręgosłupem, powinni się najpierw skonsultować z lekarzem.
— W tym sezonie uczyliśmy panią po siedemdziesiątce. Pływała już wcześniej i przyjechała na szkolenie ze skoków. Takie też prowadzimy — twierdzi Lech Cichoń.
Pod wiatr nie popłyniesz
Został włoskim rezydentem. Dzięki temu mógł objąć funkcję prezesa związku sportowego Sicilia Kitesurfing ASD, który założył głównie ze względu na włoski system podatkowy. Związki sportowe mają tam ulgi, a jako organizacje pożytku publicznego także większą swobodę działania w rezerwatach — a na takim terenie mieści się szkółka Lecha Cichonia.
Z tego względu Kite Station stało się narzędziem marketingowym, kierującym kursantów do związku sportowego, który zajmuje się ich wyszkoleniem. Teren przy lagunie jest objęty ochroną, nie można postawić na plaży niczego na stałe. Należąca do szkoły przyczepa na kołach, taki wóz Drzymały, codziennie rano przywozi sprzęt do pływania. Potem rozstawiają namioty, leżaki, kanapy. Wieczorem się zwijają. Sicilia Kitesurfing ASD zatrudnia sześciu instruktorów, dysponuje m.in. 40 latawcami i deskami. Ceny kursów tak skalkulowano, by pokryły koszty sprzętu i wynagrodzenia instruktorów. Największe zainteresowanie kursantów budzi pakiet tygodniowy dla dwojga za 500 euro od osoby. W cenie jest zakwaterowanie i dziewięć godzin treningu z jednym instruktorem i jednym latawcem na początek. Wszystko, co należy do szkoły, jest własnością związku sportowego, także samochody i zyski. A te są inwestowane w kolejnym sezonie.
— Związek dzierżawi działkę. Mieszkamy w domu dla instruktorów, który też jest własnością Sicilia Kitesurfing ASD. Prezesi, których obecnie jest trzech, nie mają większych praw niż zwykli członkowie. Walne zgromadzenie, około 40 osób, podejmuje decyzje na każdy temat. Reszta przyjeżdża, odbywa szkolenia, ale nie uczestniczy w życiu związku. Choć po odbytym kursie także zostają członkami Sicilia Kitesurfing ASD — twierdzi Lech Cichoń.
Każdy, kto kończy kurs czy korzysta z plaży jako niezależny kitesurfer, staje się członkiem
związku. Na zgromadzeniach podejmują decyzje o kierunkach rozwoju w kolejnym sezonie, wybierają sprzęt i akceptują kandydatury instruktorów. Lech Cichoń przekonuje, że jego szkoła nie jest nastawiona na zysk. Ma dawać pracę ludziom i krzewić kitesurfing. On sam utrzymuje się z pracy w Danii. W Kite Station włożył 40 tys. euro. Inwestował stopniowo przez trzy lata swoje oszczędności i bieżące zarobki. Na co konkretnie poszły? Wylicza: zestaw kite kosztuje 1,5 tys. euro. Instruktor powinien mieć trzy latawce, żeby móc je dobierać do potrzeb kursanta. Do tego dochodzi dzierżawa działki nad laguną, samochody, dom, w którym mieszkają pracownicy szkoły.
— To nie jest mało, jednak nie jest to też inwestycja, która od razu musi się zwrócić. To młody sport i sprzęt ciągle się zmienia. Latawce wymieniamy co roku. Stare sprzedajemy i trenujemy na nowych, a nasz sprzęt, używany tylko przez jeden sezon, posłuży komuś jeszcze parę lat — mówi Lech Cichoń.
W Kite Station ludzie uczą się nie tylko kitesurfingu, lecz także zasad bezpieczeństwa. To wysiłkowy sport, więc każdy dzień zaczyna się od zajęć jogi, żeby rozciągnąć mięśnie.
— Pierwszego dnia nauki kitesurfingu boli kark, bo trzeba patrzeć do góry. Podczas kolejnych dni ćwiczymy mięśnie brzucha, bo trzeba już stanąć na desce i właśnie te mięśnie się spinają. Ale jeśli połączymy to z jogą, spokojnie można trenować. Przez dziewięć godzin potrafimy nauczyć pływać osobę, która nigdy tego nie robiła. Nauka łatwiej przychodzi tym, którzy jeżdżą na snowboardzie i żeglarzom. Oni rozumieją, że pod wiatr nie popłyną. Trzeba się nauczyć panować nad żywiołem. Latawiec może mieć 6, ale i 12 metrów kwadratowych. Ludzie na to różnie reagują. Dobry instruktor potrafi wyczuć kursanta, jego lęk, także przed wodą. Gdy wypłynie się dalej, kończy się biały piasek, a pojawia czarna toń. Wtedy instruktor prowadzi rozmowę, żeby rozładować napięcie — mówi założyciel Kite Station.
I pani księgowa też
Na Sycylii szczyt sezonu przypada na lipiec i sierpień. W KSS 70 proc. kursantów to Polacy — jakieś 100 osób. W całym sezonie szkolą około 200 chętnych. Instruktorzy to Polacy, lecz także Australijczyk, Taj pochodzenia francuskiego, Niemcy. Pasjonaci, którzy zrezygnowali z pracy. Nowozelandczyk jest menedżerem projektów budowalnych. W wieku 38 lat doszedł do wniosku, że musi coś zrobić ze swoim życiem i zaczął uczyć kitesurfingu. Związek Sicilia Kitesurfing ASD chce takie życie pokazywać innym. Żeby zobaczyli, że nie trzeba startować w wyścigu do coraz większych pieniędzy i wyższych stanowisk, bo życie to także wschody słońca i piękno natury. KSS działa w miejscowości Birgi Vecchi, w której jest lotnisko. Przylatują tam z Polski dwa samoloty tygodniowo — z Krakowa i Warszawy. Przywożą ludzi nawet tylko na weekend, bo bilety można kupić już za 500 zł. Żeby zarezerwować szkolenie z kitesurfingu, trzeba wejść na stronę KSS, określić termin i liczbę godzin. Można też zamówić kurs windsurfingu. A nawet lekcje na foilu, czyli desce z pływakiem, który wynosi ją ponad wodę, dzięki czemu człowiek ma wrażenie, że frunie. KSS od nowego sezonu wprowadza ofertę wyjazdów integracyjnych dla firm połączonych z nauką kitesurfingu. Jednorazowo jest w stanie przyjąć do 20 osób na szkolenie z zakwaterowaniem. To propozycja dla wszystkich pracowników: od księgowej po prezesa.
— W spokojny sposób będziemy przygotowywali do pływania nawet tych, którzy nigdy nie uprawiali sportu. Chcemy też pokazać nasz styl życia z muzyką na plaży, wycieczkami motorówkami na pobliskie wyspy, zabawą. Sezon zaczynamy od połowy kwietnia — zachęca Lech Cichoń.
Podpis: Robert Rybarczyk