Podatek importowy pogrzebie gospodarkę
W zbożnym celu ratowania budżetu, ograniczenia deficytu budżetowego z niewyobrażalnego poziomu 88,2 mld zł, stanowiących 11 proc. PKB, do wyobrażalnych rozmiarów na poziomie 35,3 mld złotych, czyli 4,5 proc. PKB, podejmuje się coraz to nowe i coraz to bardziej kontrowersyjne inicjatywy.
Najwięcej chyba emocji wzbudziła próba sięgnięcia do kieszeni emerytów i rencistów poprzez zamrożenie waloryzacji ich świadczeń. Oczywiście, że jest to przykład pewnego pójścia na łatwiznę i zabrania pieniędzy nie z miejsca gdzie jest ich najwięcej, ale z miejsca, z którego zabrać najłatwiej. Trzeba jednak pamiętać, że poprzez skalę jest to nęcąca dla Ministerstwa Finansów grupa. Zabranie każdemu emerytowi czy renciście 8 zł 50 groszy miesięcznie oznacza dla budżetu oszczędności wysokości około 800 mln zł rocznie. Jest więc już o czym rozmawiać.
Zgodnie z przewidywaniami, minister finansów nie bardzo może liczyć na swoich pozostałych kolegów ministrów. To znaczy co do metody to oni oczywiście się zgadzają — ciąć wydatki trzeba ostro i pryncypialnie. Tylko... nie w ich resorcie. Uzasadnienia są najróżniejsze, a to patriotyczne, innym razem populistyczne, wreszcie pragmatyczne — jak w przypadku integratorów europejskich. Tak to już bowiem jest, że sukces ma wielu ojców, a porażka zawsze jest sierotą. I tym razem minister finansów został sam.
W odruchu skrajnej chyba rozpaczy umieścił w swoich ratunkowych propozycjach wprowadzenie podatku importowego wysokości 5 proc. Oznacza to, że każdy — bo podatek z założenia musi mieć charakter powszechny — towar sprowadzony do kraju byłby, poza wszystkimi już istniejącymi obciążeniami, obłożony tym podatkiem. Z pewnością ministra zafascynowała wielkość, ponad 10 mld złotych, dodatkowych wpływów do budżetu. Ale to jedyna pozytywna informacja i skutek. Rzeczywiście przyszłoroczna dziura budżetowa na skutek wprowadzenia tego podatku może być mniejsza, ale skutki dla gospodarki mogą być wręcz katastrofalne. Podrożenie produkcji przemysłowej, zasadnicze zmniejszenie konkurencyjności naszego eksportu (droższy import surowców i półproduktów), a wreszcie potężny impuls inflacyjny mogą zaprzepaścić starania i dokonania kilku ostatnich lat. A kryzys walutowy w takiej sytuacji wydaje się nieunikniony.