Poczcie Polskiej grozi strajk. 37 z 38 działających w niej organizacji, które weszły w spór zbiorowy, zaakceptowało podwyżkę 437,50 zł (średnio w roku), ale dla NSZZ Solidarność to za mało. Żąda po 700 zł podwyżki i zapowiada strajk na 5 maja. Wzrost płac to duży problem dla przedsiębiorstwa.
— Podwyżki sprawią, że Poczta będzie miała na koniec roku około 500 mln zł straty netto — mówi Andrzej Polakowski, dyrektor generalny Poczty Polskiej.
Ubiegłoroczny zysk i zasoby własne pokryją jedynie 250 mln zł straty. By nie utracić płynności, Poczta będzie musiała podnieść ceny usług. Urząd Komunikacji Elektronicznej (UKE) analizuje nowy cennik, w którym stawki usług rosną nawet o 0,10 zł. Ma on zostać wprowadzony od lipca i powinien dać ponad 80 mln zł dodatkowych wpływów. Ale to wciąż za mało.
200 mln zł przedsiębiorstwo będzie musiało pokryć kredytem. W przyszłym roku spróbuje dostać pieniądze z budżetu państwa.
— Poczta spełni przesłanki, które pozwolą jej wnioskować o wyrównanie straty na usłudze powszechnej, nakładającej na nas obowiązek dostarczenia listów i paczek do każdego miejsca w Polsce — wyjaśnia Andrzej Polakowski.
Najprostsza droga
Zamiast prosić budżet państwa o dofinansowanie, Poczta mogłaby się zrestrukturyzować. Najprostszą drogą do obniżki kosztów jest zmniejszenie zatrudnienia.
— Podwyżki tej wysokości muszą przyspieszyć proces restrukturyzacji — mówi Andrzej Polakowski.
Obecnie Poczta Polska zatrudnia 105 tys. osób, które w ubiegłym roku wypracowału 6,6 mln zł przychodów. Najbardziej efektywna na kontynencie poczta szwedzka zatrudnia 32,9 tys. osób, które w ubiegłym roku wypracowały 21,88 mld SEK (8 mld zł).
— Zapewne nie da się w przyszłości uniknąć zwolnień wobec spodziewanego wzrostu wynagrodzeń. W obecnej sytuacji rynkowej Poczta Polska mogłaby samodzielnie się finansować przy zatrudnieniu 85 tys. osób. Jednak inna sprawa to wymagany poziom zatrudnienia w eksploatacji przy obecnej technologii, w trakcie jeszcze nie zakończonych, ale już rozpoczętych inwestycji — zastrzega Andrzej Polakowski.
Wniosek z tego, że Poczta zatrudnia 20 tys. osób za dużo. Na razie trudno jest cokolwiek zmienić, bo do końca roku obowiązuje porozumienie z 2005 r., które uniemożliwia jakiekolwiek zwolnienia.
Restrukturyzacja Poczty będzie prędzej czy później konieczna, bo w 2013 r. otwiera się dla konkurencji polski rynek przesyłek poniżej 50 gramów, dający obecnie 30 proc. przychodów. Poczta powinna do tego czasu poprawić wskaźniki konkurencyjności i jakości usług, by nie oddać pola europejskim gigantom. Na razie inwestuje w budowę węzłów pocztowych i systemów informatycznych — w ubiegłym roku 465 mln zł, w tym 500 mln zł.
Hamulcowy reform
Kolejne rządy i kolejni dyrektorzy generalni Poczty próbowali ją reformować. Bezskutecznie. Problemem jest opór związków. Poczta to jeden z największych pracodawców w Polsce — w przedsiębiorstwie jest kilkadziesiąt organizacji związkowych, które blokują wszelkie próby reform.
Najlepszym przykładem jest porozumienie z 2005 r., które wstrzymuje wszelkie zmiany personalne w przedsiębiorstwie. Podpisał je Tadeusz Bartkowiak, ówczesny dyrektor, który zaczynał urzędowanie od... zapowiedzi 20-procentowych zwolnień.
Rząd Donalda Tuska próbuje przepchnąć przez Sejm ustawę o komercjalizacji Poczty. Dzięki niej przekształci się ona z przedsiębiorstwa państwowego w jednoosobową spółkę skarbu państwa. To pierwszy etap. Kolejnym ma być prywatyzacja, która jest możliwa najwcześniej w 2010 r. Jeśli w ogóle.
Więcej w piątkowym "Pulsie Biznesu".