Kilka dni temu członkowie Polskiej Izby Przemysłu Targowego (PIPT) wystosowali do premiera Mateusza Morawieckiego kolejny apel o wsparcie sektorowe. Szacują, że ich branża, aby przetrwać i wyjść z covidowego kryzysu, potrzebuje 1,5 mld zł. Izba poprosiła o pomoc kilka dni po głosowaniu w Sejmie, w którym posłowie odrzucili poprawki Senatu do tzw. tarczy turystycznej, pozbawiając podmioty z branży targowej takiego wsparcia, jakie otrzymały m.in. hotele i biura podróży. Chodzi przede wszystkim o czasowe zwolnienia ze składek ZUS.

— Sejm tak naprawdę skazał nas na likwidację — uważa Paweł Montewka, prezes Pracowni Sztuk Plastycznych, jednej z firm projektujących i wykonujących stoiska targowe.
Minorowe nastroje panują dziś w całej branży.
— Sytuacja jest bardzo trudna i wiemy już, że żadnej pomocy państwa nie będzie — mówi Krzysztof Szofer, właściciel firmy Abyss i członek rady PIPT.
Jeszcze kilka miesięcy temu firmy miały nadzieję na wsparcie. Na przełomie marca i kwietnia Andrzej Gut-Mostowy, wiceminister rozwoju, podczas telekonferencji z udziałem PIPT deklarował, że jego intencją jest, by pomoc szykowana dla sektora turystycznego objęła także branżę targową. Beata Kozyra, prezes PIPT, pół roku temu alarmowała, że bez wsparcia sektorowego biznes targowy w Polsce do końca 2020 r. przestanie istnieć. Branża turystyczna prosiła o pomoc w wysokości 3,5 mld zł i tyle dostała (m.in. w formie bonów turystycznych). Firmy targowe nie dostały nic, a czarna prognoza właśnie zaczyna się spełniać. Krzysztof Szofer spodziewa się, że w firmach obsługujących targi dojdzie do kolejnych zwolnień, bo nie ma przychodów i zaczyna brakować pieniędzy na pokrycie kosztów.
Przebranżowienie
— Na razie odbywają się tylko niewielkie, lokalne imprezy wystawiennicze. Na duże trzeba poczekać co najmniej do kwietnia lub maja przyszłego roku. Spora część branży do tego czasu nie przetrwa — ocenia właściciel Abyssu.
Kolejnych zwolnień pracowników i zamykania działalności przez przedsiębiorstwa obsługujące targi obawia się także Andrzej Meliński, właściciel firmy Meliński Minuth. Przyznaje, że jemu także zaczyna już brakować pieniędzy, by się utrzymać. Dlatego stara się wchodzić w inne branże.
— Robimy meble na zamówienie, zajmujemy się projektowaniem i wystrojem wnętrz. Nadal jednak nie jesteśmy w stanie pokryć nawet kosztów stałych — mówi Andrzej Meliński.
Chce już na stałe działać w nowych segmentach, zwłaszcza że nie wiadomo, jak będzie w przyszłości wyglądał rynek targów. Całej branży nie wróży jednak sukcesu przy próbie zmiany przedmiotu działalności.
— Jeszcze wiosną firmy miały większe możliwości przebranżowienia, bo były na to fundusze. Teraz, gdy od miesięcy nie mają przychodów, jest to już prawie niemożliwe. Można oczywiście sprzedać część majątku — samochody, maszyny — ale nie ma żadnej gwarancji, że to zapewni przetrwanie — podkreśla przedsiębiorca. Zdaniem Włodzimierza Słomińskiego, właściciela BWS — największej w Polsce i jednej z największych w Europie firm zajmujących się projektowaniem i budową stoisk targowych — zmiana branży może nie rozwiązać problemów. BWS mogłoby np. tworzyć scenografię czy obsługiwać festyny, a nawet wesela. Problem w tym, że w dobie pandemii takich imprez prawie się nie organizuje.
Firma właśnie przystąpiła do restrukturyzacji. Włodzimierz Słomiński planuje m.in. sprzedaż niektórych maszyn i wynajem części powierzchni magazynów, liczącej łącznie 20 tys. m kw. Magazyny to często centra kosztów. Krzysztof Szofer zwraca uwagę, że firmy muszą je utrzymywać, bo znajdują się w nich wykonane zimą lub wczesną wiosną stoiska, za które zamawiający nie zapłacili z powodu odwołania imprez. Część firm ma magazyny pełne surowca, z którym nie ma co zrobić.
Konkurencja
Właściciel Abyssu szacuje, że polskie firmy przygotowują nawet jedną trzecią stoisk na najważniejsze imprezy targowe w Europie Zachodniej. Jego przedsiębiorstwo aż 90 proc. zleceń ma z zagranicy. Podobnie jest w przypadku BWS i wielu innych tego typu firm, zwłaszcza z Wielkopolski. Wcześniej z powodzeniem konkurowały z firmami niemieckimi, holenderskimi czy brytyjskimi, które dostały wsparcie od rządów i mogą w miarę spokojnie czekać na poprawę sytuacji. A czekanie może się przedłużyć.
— Dopóki nie zostanie przywrócony w miarę normalny ruch lotniczy, nie ma co marzyć o tym, by nasza branża się odbiła — uważa właściciel firmy Meliński Minuth.
Wyjaśnia, że nawet 80 proc. wystawców na zachodnioeuropejskich imprezach to podmioty z Azji i obu Ameryk. Bez nich targi są tylko cieniem samych siebie z minionych lat.