Piątkowa kadłubowa debata między Donaldem Tuskiem a Waldemarem Pawlakiem (wezwana opozycja nie stawiła się) opierała się na braterstwie min. Poziom wzajemnego kadzenia sobie przez premiera i wicepremiera dał widowni sporo do myślenia. Jeśli w takim trybie uzgadniane są trudne decyzje Rady Ministrów, to naprawdę wiele by tłumaczyło… Koalicjantami wstrzasnęła za to mina odpalona przez rzecznika PiS, który ocenił PSL słowami "wyjechali z miasteczek i wsi, trafili do Warszawy — zdziczeli, zbaranieli, tańczą, śpiewają, głosują np. za związkami partnerskimi, chłopy wyjechały ze wsi i kompletnie im odbiło". No cóż, Adam Hofman słownie przegiął, chociaż merytorycznie… Kilka lat temu sam używałem terminu "rolnicy z Grzybowskiej", który się zdezaktualizował po sprzedaniu przez PSL partyjnej siedziby.
U Gombrowicza przełomem w starciu na miny był "gwałt przez uszy", czyli obalenie rywala i uderzenie wprost do jego świadomości. Podobny cel ma PR-we przykrywanie wyborczych przedsięwzięć rywali, co najlepiej opanowała PO. Najnowszym przykładem była sobota we Wrocławiu, gdzie Donald Tusk wizytując inwestycje upiekł dwie wizerunkowe pieczenie — zneutralizował rzucającego mu rękawicę prezydenta Rafała Dutkiewicza oraz zamieszał konwencją PiS. Jego wizyta była obstalowana co do minut od kilku dni, ale jeszcze w piątek premier zakpił sobie z mediów i widzów, grając do kamer fałszywą miną, że nazajutrz do Wrocławia pojedzie ewentualnie, może, jeśliby…