Nazwa Invis nawiązuje do angielskiego słowa invisibility – niewidzialność.
– Naszym celem jest ukrycie nowoczesnej technologii w klasycznym pasku do zegarka. Bioidentyfikacja, mierzenie liczby kroków, rozpoznawanie człowieka po sposobie, w jaki się porusza – to wszystko da się w nim zmieścić – uważa Piotr Muranty, prezes i współwłaściciel firmy Invis.
Drugi współwłaściciel, Patryk Lamprecht, poszukiwał takich rozwiązań już podczas studiów na Wydziale Mechatroniki Politechniki Warszawskiej.
– Połączyliśmy siły – on zajmuje się technologią, a moja spółka stała się wehikułem inwestycyjnym. Odpowiadam za aspekt komercyjny, wspólnie stworzyliśmy start-up, który zaczyna sprzedaż swoich produktów, cały czas ściśle współpracujemy też z Politechniką Warszawską – wymienia Piotr Muranty.
Niewidzialne rozwiązanie
W projekt jest zaangażowanych 27 osób.
– Myśl technologiczna pochodzi z Polski, technologia powstała w Polsce, tu też są produkowane implanty elektroniczne, natomiast sam pasek, który z naszego punktu widzenia jest pewnego rodzaju obudową urządzenia, wytwarza niemiecka firma z Augsburga. Nasz partner, który dostarcza know-how dotyczące produkcji paska, dość długo się uczył, jak dokonać implementacji urządzenia, by nie zmieniać wyglądu czegoś, co jest traktowane jako ozdoba czy element męskiej biżuterii – mówi Piotr Muranty.
Firma Rios1931, z którą Invis współpracuje od około trzech lat, to manufaktura z tradycjami – wytwarza skórzane paski do zegarków niemal od 100 lat. Działa w branży modowej, więc to ona podejmuje decyzję o kolorach i wzorach pasków oraz zaszywa w nich implant. Posiadacz klasycznego zegarka nie musi z niego rezygnować, by korzystać z nowych technologii – wymienia tylko pasek, rozwiązanie nie ingeruje w mechanizm zegarka.
– Za pomocą aplikacji uzyskuje się dostęp do funkcjonalności powszechnie kojarzonych ze światem sportu. Miłośnicy zegarków mechanicznych mogą ich używać, jednocześnie korzystając z dobrodziejstw elektroniki – od płatności zbliżeniowych po przypomnienia i alarmy – dyskretnie ukrytych, bo cała technologia mieści się w pasku, w którym zaszyty jest implant – tłumaczy współwłaściciel firmy.
Silikon w planach
O ile pierwszy wariant nie potrzebował ładowarki, o tyle kolejny z rozbudowanymi funkcjonalnościami, wchodzący na rynek w przyszłym roku, będzie zużywał energię, bo ma to być wariant zliczający kroki.
– Mamy plan, by co rok wypuszczać nowy wariant: alarmy i – jak sądzimy – hit, czyli identyfikacja człowieka na podstawie tego, jak się porusza, co ma być dodatkowym zabezpieczeniem funkcji płatności. Przetestowaliśmy 40 osób, więc już wiemy, że na postawie analizy sposobu poruszania się, chodzenia, tego, jak ktoś zakłada pasek na rękę, można zidentyfikować konkretnego człowieka. To jest taka sama funkcja jak odcisk palca powszechnie używany w telefonach – zapowiada Piotr Muranty.
Wskazuje, że choć urządzenie elektroniczne jest wodoodporne, zostało umieszczone w pasku skórzanym, więc rozważanie kąpieli z zegarkiem na nadgarstku nie ma sensu, bo skóra po prostu się zniszczy. W przyszłości jednak implant znajdzie się również w paskach silikonowych.
Męski świat zegarków
Użytkownicy nowego rozwiązania mogą kupić pasek do zegarka z nową funkcjonalnością za pośrednictwem strony internetowej bądź od partnerskiego dystrybutora.
– Świat zegarków jest głównie męski – 80 proc. rynku stanowią mężczyźni. Na razie jesteśmy w stanie zmieścić implant w pasku, którego szerokość wynosi 18 mm – nie mniej. Kobiety zwykle noszą węższe, na razie takiej oferty nie mamy, tu barierą jest technologia i ograniczony nią rozmiar implantu. Rozmawiając z dystrybutorami włoskimi i hiszpańskimi, słyszymy jednak o nowych trendach – większych zegarkach dla kobiet, a większe zegarki oznaczają też szersze paski, co napawa nas optymizmem – mówi Piotr Muranty.
Teraz firma przygotowuje się do dystrybucji w Wielkiej Brytanii, patrzy na rynki w Niemczech, Szwajcarii, Austrii, rozmawia o rynku hiszpańskim i portugalskim. Duże nadzieje wiąże z targami w Dubaju, gdzie pod koniec października ma się zaprezentować na stoisku Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu i w części startupowej.
– W Europie naszym docelowym klientem jest nabywca zegarka mieszczącego się w zakresie cenowym 600–5000 franków – to najszerszy segment tego rynku. Myślę, że następny będzie Bliski Wschód – szacuje Piotr Muranty.
Przypomina, że nabywca rzadko traci na zegarku klasycznym, to odwrotność rynku smartwatchy – po trzech latach wartość takiego czasomierza jest znikoma, natomiast zegarek mechaniczny raczej nie będzie tańszy.
– Żywotność naszego implantu wyznacza trwałość paska, który wymienia się co dwa lata, a my w tym czasie przygotowujemy nowe funkcjonalności. W Europie użytkowników zegarków klasycznych jest około 80 mln, w przyszłości każdy z nich może być naszym docelowym odbiorcą – podsumowuje przedsiębiorca.