Polonez w Rodanie

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2013-03-29 00:00

Do hotelu Rodan w Kórniku, 15 km od centrum Poznania, jechaliśmy pełni oczekiwań. Pocztą pantoflową dotarła do nas wiadomość, że mają tam dobrego szefa kuchni. A to duża rzadkość. Wieść okazała się prawdziwa.

Pierwsza wprawiła nas w zachwyt zupa. Była (według zapewnień jej twórcy) z prawdziwie polskich grzybów. I chyba rzeczywiście była, nas jednak zaskoczyła najbardziej górująca nad nią dumnie… kulka lodów. Truflowych, z filuternie zatkniętym na czubku chrupiącym bekonowym piórkiem. Z boku wygodnie się na niej opierał panierowany kapelusz borowika.

SMAK JAK UMAMI

Skosztowaliśmy. Z łyżki na łyżkę doznawaliśmy coraz większego wrażenia, że uczestniczymy w podróży do magicznej krainy smaków. Było wszystkiego po trochu. Cztery podstawowe smaki i piąty umami (wyodrębniony przez naukowców smak różniący się od słonego, czasem opisywany jako rosołowy lub mięsny — przyp. red.). Aromaty trufli i delikatnej wędzonki. Także przekraczanie stref klimatycznych (zimnej i gorącej) — niezapomniane podniebienne doznania. Tylko z szacunku odpuściliśmy wino…

KOMISARZ ALEKS NA TROPIE

Drugi w kolejności wjechał na talerzu tatar autorsko przyrządzony przez samego szefa kuchni. Pośrodku wylegiwało się w roszponkowo-rukolowym gniazdku żółtko w kokieteryjnie mglistej koszulce. Towarzyszyły mu skromnie delikatne chrzanowe lody. Spróbowaliśmy całości, była bardzo smaczna. Z ciekawością czekaliśmy, jakie nam polecą wino. Łukasz Wawrzyniak zaproponował białe z Chile: Veo Grande Reserve Chardonnay Viognier, 2009, Colchagua Valley. Gdy popiliśmy nim tatara, mieliśmy jednak mieszane uczucia. Wyraźnie coś powodowało nieprzyjemnie gorzki zgrzyt. Węsząc (jak komisarz Aleks), szukaliśmy złoczyńcy. Wkrótce drogą eliminacji kolejnych podejrzanych wpadliśmy na właściwy trop. Było nim roszponkowo-rukolowe gniazdko. Gdy położyliśmy na nim areszt, od razu zrobiło się lepiej niż dobrze! Długo się zastanawialiśmy nad przyczyną tego niekwestionowanego sukcesu. Doszliśmy do wniosku, że kieliszkowy amant miał już swoje lata i przez to wyciszone młodzieńcze aromaty. Był sympatycznie neutralny. Być może również dlatego spodobał się później pierogom w czarnej masce, wypełnionym farszem z halibuta, czosnku, cebuli i kaparów. Pławiącym się do tego obojętnie w sosie o delikatnym serowym posmaku.

ZWYCIĘSKA KACZKA

Na danie główne zaproponowano nam nagrodzoną Grand Prix na konkursie w Chorwacji (startowało w nim 50 szefów kuchni z różnych krajów) kaczkę autorstwa Przemysława Czekały. Podana była w postaci soczystych różowych płatków przeplatanych plasterkami mango z mile przecinającym smak sorbetem z czerwonej porzeczki. Zaproponowany w kieliszki dla towarzystwa Argentyńczyk Cabernet Sauvignon Tierra de Luna (2008) okazał się strzałem w dziesiątkę. Szeptano po talerzach, że połączyła ich śliwka.

WANILIA Z WYSPY

Przejedzeni, poprosiliśmy, by deser (niespodziankę) podano po stosownie długiej przerwie. Tak też się stało. A z kim mieliśmy przyjemność? Z chocolate fondant (ciastko z płynną czekoladą w środku) z sosem subtelnie podkręconym wanilią aż z Madagaskaru. Poprosiliśmy o sugestię wina dla delikwenta, niestety pojawiły się problemy. Niezmieszany tym obrotem spraw Łukasz Wawrzyniak zaproponował, że na naszych oczach stworzy do fondanta wielce stosowny koktajl. Zaryzykowaliśmy. I bardzo dobrze. Do tego stopnia dobrze, że parka na podniebieniu zatańczyła wytwornego poloneza. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie doznaliśmy.

Przemysław Czekała,

szef kuchni Restauracji Rodan, zabiera gości w wysmakowane podróże kulinarne.

Restauracja hotelu Rodan

Kórnik k. Poznania ul. Poznańska 5D

Ogólne wrażenie 5,0

Karta win (w przebudowie)

Potrawy 5,0

Wystrój wnętrza 5,0

Obsługa 5,0

Na biznes lunch 4,0

Na obiad z rodziną 3,0