O zgubnych skutkach dużych narzutów na pracę wiedzą ci, którzy ją dają. I radzą rządowi, co zrobić, by je zmniejszyć.
Sytuacja pracodawców staje się w Polsce bardzo trudna. W ostatnim roku zatrudnienie wzrosło o 600 tys. osób, ale jednocześnie o 200 tys. — ze względu na emigrację zarobkową i wcześniejsze emerytury — spadła liczba osób aktywnych zawodowo — alarmuje Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych (PKPP) Lewiatan.
Nasila się też presja płacowa.
— W części firm płace wzrosną szybciej niż wydajność pracy. A to pogorszy ich konkurencyjność. Z rozmów z naszymi członkami wynika, że w tym roku nominalne płace wzrosną w firmach o 6 proc. do 8 proc. Tymczasem pozapłacowe koszty pracy są ogromnym obciążeniem — mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP.
Dlatego PKPP zaapelowała do Zyty Gilowskiej, wicepremier i minister finansów, o ich zmniejszenie. Pracodawcy wysunęli siedem postulatów. Realizacja zapowiedzianego przez resort finansów obniżenia składek na ubezpieczenie rentowe, której towarzyszyć powinno m.in. dalsze zaostrzenie dyscypliny w orzecznictwie rentowym. Ograniczenie możliwości korzystania z wcześniejszych emerytur i ścisłe uzależnienie wysokości emerytury od wysokości wkładu do systemu i przewidywanego czasu pobierania emerytury dla wszystkich grup zawodowych bez wyjątku. Znaczące podwyższenie kosztów uzyskania przychodu pracy najemnej (dziś 100-200 zł). Umożliwienie odpisy- wania od podatku całej składki na ubezpieczenie zdrowotne. Finansowanie Funduszu Pracy z budżetu państwa zamiast ze składek praco- dawców. Włączenie Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych do Funduszu Pracy. Obniżenie składki płaconej przez pracowników na ubezpieczenie chorobowe i skrócenie okresu wypłacania wynagrodzenia za czas choroby finansowanego przez pracodawców.
Zdaniem PKPP, zmniejszenie kosztów pracy jest niezbędne, by umożliwić szybszy wzrost wynagrodzeń netto i w efekcie zmniejszyć skłonność do wyjazdów do pracy za granicę.
— Inaczej Polska zostanie krajem emerytów i rencistów — uważa Jeremi Mordasewicz.