Stocznie są krok bliżej do wyczekiwanych 375 mln zł. Ale nawet z dopłatami do produkcji nie wyjdą na zero.
Sejmowa komisja gospodarki zaakceptowała wczoraj projekt ustawy przeznaczającej 375 mln zł na dopłaty do budowy niektórych statków. Coraz bliżej więc do przekazania stoczniom kwot, które mają pomóc im w osiągnięciu rentowności. A liczy się każdy dzień, bo tylko do 31 marca działa dyrektywa UE dopuszczająca taką pomoc.
Komisja sejmowa zaakceptowała projekt niemal bez zmian, wykreśliła tylko vacatio legis.
— Ustawa wejdzie w życie z dniem ogłoszenia. Ale nikłe są szanse, by stało się to do końca miesiąca — ocenia poseł Adam Szejnfeld (PO), szef sejmowej komisji gospodarki.
Firmy obawiają się czarnego scenariusza.
— Jeśli nie dostaniemy pomocy, będziemy działać w o wiele gorszych warunkach niż stocznie europejskie i azjatyckie, które otrzymują pomoc państwa — mówi Krzysztof Grabowski, doradca zarządu Stoczni Gdynia.
Pomoc nie poprawi jednak sytuacji sektora. Arkadiusz Krężel, prezes Agencji Rozwoju Przemysłu, mówił niedawno, że planowana kwota wystarczyłaby do zniwelowania strat przy kursie dolara 3,56 zł. Dziś wynosi on mniej niż 3 zł.
— Obecna ustawa to rozwiązanie na krótką metę. Tak naprawdę wyjściem dla stoczni jest ich jak najszybsza prywatyzacja — mówi Adam Szejnfeld.
Według projektu, dopłaty mają być rozłożone na trzy kolejne lata. Na bieżący rok przeznaczono 110 mln zł, na następny — 150 mln zł, a na 2007 r. — 115 mln zł. Będą dotyczyć kontraktów na budowę chemikaliowców, kontenerowców, produktowców i transporterów LNG.