Gdy ucichły sylwestrowo-noworoczne wystrzały, grupa posłów rozpoczęła prace nad przepisami, które mogą spowodować, że za rok fajerwerków nie zobaczymy, a przede wszystkim nie usłyszymy. Właśnie temu poświęcone było posiedzenie parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Praw Zwierząt, które odbyło się w tym tygodniu.
Powrót do przeszłości
Pomysł, by ograniczyć sprzedaż i używanie fajerwerków lub lub ich zakazać, nie jest nowy. Z taką inicjatywą już ponad trzy lata temu wyszedł klub Koalicji Obywatelskiej.
- Tamten projekt trafił do zamrażarki marszałek Elżbiety Witek, więc cieszę się, że teraz może być odmrożony – stwierdził podczas wtorkowego posiedzenia zespołu Krzysztof Piątkowski, były już poseł KO.
Parlamentarzyści rozmawiali o praktycznie całkowitym zakazie używania fajerwerków przez osoby fizyczne - chyba że za zgodą rady gminy.
- Jako były wieloletni samorządowiec zakładam, że żaden samorząd raczej nie zdecyduje się na uchylenie zakazu. Ale prawnicy przekonywali mnie, że dobrze byłoby jednak pozostawić taką furtkę – stwierdził Krzysztof Piątkowski.
Zamrożony projekt zakładał, że osoby fizyczne nie będą mogły używać wyrobów pirotechnicznych widowiskowych klasy F2 i F3, czyli m.in. petard, rzymskich ogni, baterii, rakiet itp. To zdecydowana większość – nawet 95 proc. - produktów pirotechnicznych kupowanych w Polsce przez indywidualnych klientów. Zgodnie z nowym prawem mogliby korzystać już tylko z fajerwerków zaliczanych do klasy F1 (czyli np. zimnych ogni). Zakaz nie dotyczyłby natomiast przedsiębiorstw, np. firm organizujących różnego rodzaju widowiska i eventy, ani placówek naukowych.
Sztuczne ognie w rękach samorządowców
Grupa lewicowych parlamentarzystów ma inny pomysł, który podczas posiedzenia zespołu zaprezentowała Daria Gosek-Popiołek, posłanka Nowej Lewicy.
- Rada gminy będzie mogła na drodze uchwały wprowadzić zakazy wykorzystywania wyrobów pirotechnicznych. Teraz samorządy, które tego próbują, bardzo często napotykają opór wojewodów, którzy twierdzą, że obecne przepisy nie dają gminom tego typu uprawnień i uchylają uchwały – wyjaśnia Daria Gosek-Popiołek.
Uczestnicy dyskusji podkreślali, że za radykalnym ograniczeniem prywatnego używania materiałów pirotechnicznych przemawiają nie tylko argumenty dotyczące dobrostanu zwierząt. Chodzi również o negatywny wpływ na zdrowie ludzi i środowisko. Pozostałości po fajerwerkach i petardach zawierające związki chromu i inne toksyny są „bombą ekologiczną”. W trakcie posiedzenia zespołu pojawiały się więc jeszcze dalej idące postulaty. Przykładowo Barbara Borzymowska z Polskiej Federacji Psychoterapii stwierdziła, że potrzebny jest nie tylko zakaz używania, ale także sprzedaży, a nawet posiadania fajerwerków.
- Jestem zdecydowaną zwolenniczką zakazu z możliwościami odstępstw. Tu widziałabym rolę rad gmin, które mogłyby decydować, że w ściśle określonym czasie, ale mierzonym godzinach, a nie dniach, tylko w okresie sylwestrowo-noworocznym i na konkretnym terenie można używać fajerwerków. W innym okresie takich wyjątków być nie powinno – mówi Katarzyna Piekarska z KO.
Jej zdaniem projekt nowych przepisów powinien być zgłoszony do laski marszałkowskiej przez rząd, bo to umożliwiłoby szerokie konsultacje. Zespół postanowił więc w środę, że przygotuje projekt stanowiska w tej sprawie i przedstawi go MSWiA. Posłanka KO liczy, że w ciągu jednego, maksymalnie dwóch miesięcy ustawa trafi na listę prac legislacyjnych rządu.
Za rok, dwa lata czy przed wakacjami
Katarzyna Piekarska dostrzega jednak mankamenty rozwiązań projektowanych w poprzedniej kadencji.
- Vacatio legis było bardzo krótkie, bo tylko 14-dniowe. Możemy się zastanowić nad znacznie dłuższym - rocznym, a może nawet dwuletnim – mówi parlamentarzystka.
Krzysztof Piątkowski nie widzi powodu, żeby tyle zwlekać.
- Jeśli przedsiębiorcy dowiedzą się przed wakacjami, że zakaz zostanie wprowadzony, to nie dokonają zakupów – argumentował były poseł podczas posiedzenia zespołu.
Wyjątkowo krótkie vacatio legis zapisane w poprzedniej wersji projektu faktycznie najbardziej bulwersowało przedstawicieli branży pirotechnicznej. Problem w tym, że wydłużenie go nawet do kilku miesięcy niewiele pomoże.
- Terminy dostaw się wydłużają i obecnie zamówienia musimy składać na 14-15 miesięcy przed sezonem. To oznacza, że praktycznie wszystkie firmy sprowadzające fajerwerki z Azji zamówiły już dostawy na sylwestra 2024 r. To oczywiście wiąże się z zaliczkowaniem. Szacuję, że branża wydała już około 30 proc. swojego budżetu na ten sezon – mówi Ireneusz Patynowski, prezes firmy Piromax Distribution i szef branżowej Fundacji Pozytywne Emocje (FPE).
Według jego wyliczeń w grę wchodzi prawie 200 mln zł, bo łączna wartość polskiego rynku pirotechnicznego to około 600 mln zł. Z badań KPMG wynika, że Polacy co roku przed sylwestrem wydają na fajerwerki ponad 500 mln zł. Kupują je też na wesela, komunie i inne imprezy. Wartość eksportu materiałów pirotechnicznych przekracza co roku 60 mln zł.
Inwestycje nie do odzyskania
W polskiej branży działa ponad 750 wyspecjalizowanych firm, które zajmują się wyłącznie tego typu działalnością. Pracuje w nich co najmniej 10 tys. wykwalifikowanych pracowników, po szkoleniach pirotechnicznych i badaniach psychofizycznych. Jednak, jak szacuje FPE, z branżą związanych jest, głównie sezonowo, nawet 25 tys. różnej wielkości podmiotów - od sieci handlowych po jednoosobową działalność.
Katarzyna Piekarska nie wykluczała kiedyś, że w związku z wprowadzeniem zakazu przedsiębiorcom trzeba będzie wypłacić odszkodowania.
- Nie wiem, czy należy myśleć o rekompensatach dla firm z branży. Nie wydaje mi się, aby wprowadzenie tego typu przepisów spowodowało, że firmy sprowadzające i sprzedające fajerwerki zamykały się masowo. Po pierwsze nie mówimy wcale o wygaszaniu tej branży. Zgodnie z założeniami projektu z zakazu wyłączona byłaby cała branża eventowa, istniałaby też możliwość odstępstw. Po drugie zdecydowana większość firm, które dziś oferują fajerwerki osobom fizycznym, prowadzi znacznie szerszą działalność – argumentuje posłanka KO.
Ireneusz Patynowski nie zgadza się z taką argumentacją. W jego opinii zdecydowana większość firm handlujących fajerwerkami będzie skazana na likwidację lub bankructwo. Prowadzący je przedsiębiorcy musieli sporo zainwestować, m.in. w specjalistyczne magazyny na materiały pirotechniczne, spłacają więc kredyty, korzystają leasingu, a także pożyczek zaciągniętych w ramach tarczy finansowych PFR. Skutkiem będą oczywiście zwolnienia pracowników.