Coraz częściej pojawiają się informacje o możliwości ponownego uruchomienia kas oszczędnościowo-budowlanych w Polsce. Już raz zostały utworzone na podstawie ustawy z 5 czerwca 1997 r. Nie rozpoczęły jednak właściwej działalności, ponieważ nie opracowano odpowiednich przepisów wykonawczych, m.in. z obawy przed wydatkami budżetowymi. Zasada działania kas opiera się na tym, że wpłaty oszczędzających finansują kredyty na cele mieszkaniowe o stałym oprocentowaniu. Klienci kasy, którzy już zgromadzili kapitał, mogą wypłacić oszczędności lub zaciągnąć kredyt na okres dwukrotnie dłuższy niż wcześniejszy czas oszczędzania. Stałe oprocentowanie jest niższe od stawek bankowych. Tego typu instytucje działają m.in. w Niemczech, Austrii, Czechach i na Słowacji. Rachunki w tych instytucjach ma 60 proc. Austriaków i 37 proc. Niemców. — W Niemczech kredyt z kasy finansuje około 20 proc. wartości mieszkania. Oszczędności stanowią przynajmniej 20 proc. ceny lokum. Resztę kosztów zakupu pokrywa kredyt zaciągnięty w banku komercyjnym. Kasy podobnie jak banki muszą podlegać systemowi ochrony depozytów i regulacjom dotyczącym minimalnego kapitału i wypłacalności — tłumaczy Andrzej Prajsnar, ekspert portalu RynekPierwotny.pl. Oprócz zalet (dogodne warunki udzielania kredytów i stabilizacja na rynku mieszkaniowym) funkcjonowanie kas oszczędnościowo-budowlanych niesie też zagrożenia. Po pierwsze, możliwość szybkiego spadku liczby oszczędzających (np. wskutek obniżenia premii). W takiej sytuacji działalność kas będzie utrudniona i bardziej ryzykowna. Kolejnym problemem są wydatki budżetowe związane z premiami. Ich sfinansowanie stało się kłopotliwe dla rządów czeskiego i słowackiego ze względu na wysokie dopłaty w połowie lat 90. (Czechy — 25 proc. wkładu, do równowartości ówczesnych 450 zł rocznie, Słowacja — 40 proc. wkładu, do równowartości 500 zł rocznie). Nasi południowi sąsiedzi obniżyli premie dla oszczędzających, ponieważ koszt tych dotacji przekraczał nawet 1 proc. rocznych wydatków budżetowych. Obecnie czeskie i słowackie kasy wypłacają niższe premie roczne (Czechy — 10 proc. oszczędności do 2000 koron, Słowacja — 5 proc. oszczędności do 66,39 euro).
— Polacy raczej nie mogliby liczyć na znacznie większe dopłaty — podkreśla Andrzej Prajsnar. © Ⓟ