Bywają muzea tworzone ku przestrodze, jako lek na zbiorową amnezję — by ludzie nie zapomnieli i złego nie powtórzyli. Miliony klientów Poczty Polskiej i Polskich Kolei Państwowych wciąż jeszcze znają smak monopolu państwowego. A jest to smak godny zapamiętania.
Doświadczyłem, jak wszyscy, zapaści Polskiej Poczty, nazywanej — jak się wydaje nieco perwersyjnie — instytucją użyteczności publicznej. A jednak, podobnie jak cała polska delegacja i ofiary monopoli pocztowych w innych krajach, uczestniczyłem w opóźnieniu liberalizacji rynku pocztowego. Sądzę, że dopełni się ona faktycznie dopiero w okolicach roku 2012. Komisja Europejska wyobrażała sobie szybsze postępy w tej mierze. Zwyciężyła jednak racja 100 tysięcy zatrudnionych. Zwarty i uzwiązkowiony interes grupowy często wygrywa z rozproszoną klientelą. Faktem jest również, że tysiące pracowników Poczty trudno winić za brak dojrzałości ich firmy macierzystej do sprostania warunkom konkurencji, co zresztą dotyczy wielu krajów kontynentalnej Europy z francuską La Poste na czele. Anglia i Skandynawia mają ten problem z głowy.
Czy nasz pocztowy skansen wykorzysta z pożytkiem czas ochronny, to się okaże. Mam nadzieję, że będzie onieśmielał tych, którzy chcieliby znowu naprawiać świat, tworząc gospodarkę działającą nie dla zysku, lecz dla dobra ludzi. Podobną rolę spełniają ostatnie przykłady ustroju sprawiedliwości społecznej w Korei i na Kubie.
Tylko ludzi szkoda.
Janusz Lewandowski