Prezes bez koneksji

Tomasz Brzeziński
opublikowano: 2006-06-12 00:00

Ministrowi skarbu rekomendowali mnie naukowcy, nie politycy

— przekonuje Jaromir Netzel, nowy prezes ubezpieczeniowego giganta.

Jaromir Netzel, od pięciu dni nowy prezes PZU, zaczął pracę od spotkań z pozostałymi członkami zarządu. Konsultacje rozpoczęły się tuż po tym, jak w czwartek do centrali PZU o godz. 17 wprowadził go minister skarbu Wojciech Jasiński. Kontynuowano je w piątek.

— Spotkałem się m.in. z wiceprezesem Piotrem Kowalczewskim, desygnowanym do zarządu przez Eureko. Ustaliliśmy, że będziemy zgodnie współpracować — mówi szef PZU.

Ministerialna propozycja

Wszyscy zachodzą w głowę, jak ten 47-letni adwokat z Gdyni (prowadzi od 13 lat prywatną praktykę), bez większego doświadczenia w pracy w instytucjach finansowych (w latach 1997-2001 pracował w PKO BP, m.in. na stanowisku doradcy i dyrektora zarządzającego pionem rynków), dostał posadę szefa największej firmy ubezpieczeniowej w Europie Środkowej i Wschodniej.

— Propozycję objęcia stanowiska prezesa PZU otrzymałem od ministra w środę po południu. Zgodziłem się, bo taką propozycję dostaje się tylko raz w życiu — twierdzi Jaromir Netzel.

Dodaje, że zanim podjął decyzję, dokładnie prześwietlił swoją przeszłość.

— Błogosławionym pewnie nie będę. Ale też nie mam sobie niczego do zarzucenia. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, chętnie odpowiem na zarzuty. Odniosę się jednak tylko do faktów, a nie plotek — mówi Jaromir Netzel.

Adwokat bez zaplecza

Prezes Netzel twierdzi, że wbrew temu, co się o nim mówi, stanowiska szefa PZU nie zawdzięcza politycznemu poparciu.

— Z tego, co wiem, moją kandydaturę rekomendowały osoby wywodzące się ze środowiska naukowego, związanego nie tylko z Trójmiastem — zaznacza Jaromir Netzel.

Nie jest też, jak zapewnia, człowiekiem braci Kaczyńskich.

— Nie znam osobiście prezesa Jarosława Kaczyńskiego, nigdy też się nie spotkaliśmy. Tym bardziej trudno mi przyznać, że konsultował ze mną objęcie stanowiska prezesa PZU. Z prezydentem Lechem Kaczyńskim spotkałem się tylko raz w 1985 r., gdy egzaminował mnie z prawa pracy — mówi szef PZU.

Sam od siebie dodaje, że nie był nigdy adwokatem Ryszarda Krauzego, znanego gdyńskiego biznesmena, ani też w ogóle nie zna Wiesława Walendziaka, obecnie wiceprezesa Prokom Investments, wcześniej prawicowego polityka.

— Pana Walendziaka spotkałem raz w trakcie podróży samolotem. Pana Krauzego znam, bo spotykamy się na meczach Arki Gdynia, której on jest donatorem, a ja kibicem, ale nie łączą mnie z nim relacje biznesowe — wyjaśnia prezes Netzel.

Bez skoku na kasę

Jaromir Netzel zapewnia, że nie pojawił się w PZU, by pomóc PiS w skoku na kasę.

— Zależy mi, aby PZU było przejrzyste i spełniało standardy obowiązujące spółki giełdowe. Moim zadaniem jest dbałość o maksymalizację wartości firmy dla wszystkich akcjonariuszy, nie tylko skarbu państwa — zapewnia nowy prezes.

Twierdzi, że nic nie wie o kolejnych zmianach w zarządzie PZU (ministerstwo skarbu ma prawo do desygnowania trzech członków zarządu, w tym prezesa).

— Nie rozmawiałem o tym z ministrem skarbu — mówi prezes.

Zamierza spotkać się z byłym prezesem Cezarym Stypułowskim, by omówić sytuację w spółce.

— Zaproszę prezesa Stypułkowskiego na najbliższe walne, bo uważam, że dobre wyniki, jakie PZU wypracowało w ubiegłym roku, to w głównej mierze jego zasługa — mówi koncyliacyjnie prezes Netzel.