Prezydencja to głównie legislacja

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2024-12-03 20:00

Druga w dziejach naszego członkostwa w Unii Europejskiej rotacyjna prezydencja Polski w ministerialnej legislacyjnej Radzie UE zbliża się szybkimi krokami.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

W ustalonej na wiele lat kolejce państw poprzednio trafiło się nam drugie półrocze, od 1 lipca do 31 grudnia 2011 r., teraz zaś pierwsze – od 1 stycznia do 30 czerwca 2025 r. Pierwsze połówki każdego roku z definicji są w UE bardziej pracowite, albowiem z drugich całkowicie wypada sierpień – miesiąc totalnej unijnej kanikuły – a potem w grudniu wszyscy już czekają na kanikułę świąteczno-noworoczną. Przygotowania do prezydencji rozpoczęły się zaraz po zaprzysiężeniu 13 grudnia 2023 r. rządu Donalda Tuska, który oczywiście przejął materiały przygotowawcze od rządu Mateusza Morawieckiego, ale dokonał gruntownych zmian. Istotnie zmieniły się akcenty, w tym strategiczne tzw. priorytety, do których rząd Polski przez pół roku będzie przekonywał zarówno decyzyjne organy UE, jak też 26 pozostałych rządów państw członkowskich.

Doskonale pamiętam sprzed 14 lat nie tylko przebieg, lecz także dorobek pierwszej prezydencji. Generalnie od blisko ćwierć wieku przyglądam się z bliska wszystkim przechodnim prezydencjom kolejnych państw, dlatego mam o tej wspólnotowej instytucji zdanie… no, powiedzmy mieszane. Rada UE traktatowo posiada bardzo konkretne kompetencje, jako druga izba legislacyjna razem z Parlamentem Europejskim (PE) współtworzy tzw. acquis communautaire, czyli wspólnotowy dorobek prawny – obowiązujące państwa członkowskie dyrektywy i rozporządzenia publikowane w Dzienniku Urzędowym UE. Pracuje w dziesięciu składach branżowych, które zwykle obejmują tematykę szerszą, niż jeden resort krajowy, dlatego na posiedzenia Rady UE przyjeżdżają z państw różni ministrowie w zależności od agendy. Dosłowny zapis traktatowy mówi o sprawowaniu przez rząd danego państwa „prezydencji składów rady”, co dosyć twardo sprowadza do parteru rozbuchane ambicje prezydentów/premierów kolejnych państw w sztafecie. Na użytek głównie wewnętrzny tworzą oni wizerunkowy absurd, że oto państwo przejmuje przewodnictwo… Unii Europejskiej, co jest oczywiście piramidalną bzdurą.

W tym kontekście ważne znaczenie mają w tym tygodniu dwie unijne wizyty w Polsce. Ich celem jest sprowadzenie prezydencji w Radzie UE do legislacyjnych konkretów, czyli po prostu do rzeczy, a nie od rzeczy. We wtorek, 3 grudnia gościła Thérèse Blanchet, sekretarz generalna Rady UE. Nie jest politykiem, jedynie bardzo wysokim urzędnikiem – ale o ogromnych wpływach i dużym prestiżu. Tak naprawdę jest koordynatorem działań zmieniających się co pół roku ekip polityczno-urzędniczych, które kolejne państwa delegują do połączonych gmachów Justus Lipsius i Europa, gdzie pracuje Rada UE. Notabene w tym drugim budynku odbywają się również cokwartalne szczyty Rady Europejskiej, czyli prezydentów i premierów. Obie podobnie nazywające się, a często także mylone instytucje mają różne zadania i kompetencje, ale naturalnie ściśle współdziałają. Thérèse Blanchet spotkała się nie tylko z doskonale jej znanym od wielu lat premierem Donaldem Tuskiem, lecz z całym rządem. Obecni polscy ministrowie oczywiście również są koordynatorce Rady UE znani, ale od roku i jedynie jako szeregowi uczestnicy posiedzeń pod przewodem najpierw belgijskim, a obecnie węgierskim. 1 stycznia 2025 r. w dodatkowej roli staną się funkcjonariuszami unijnymi, których zadaniem będzie sprawne i merytoryczne kierowanie branżowymi posiedzeniami legislacyjnymi.

W czwartek, 5 grudnia w podobnych celach przyjeżdża kierownictwo PE. Nie tylko sama przewodnicząca Roberta Metsola, lecz także przewodniczący grup politycznych. Europarlamentarzyści spotkają się zarówno z całym rządem, jak też z kierownictwem izb polskiego parlamentu. Cel taki sam, jak wtorkowa wizyta szefowej sekretariatu Rady UE – sprawna legislacja w pierwszym półroczu 2025.