W połowie maja 2011 r. z internetu znikła strona procreate.wyludzenia.info. To efekt decyzji sądu o zabezpieczeniu powództwa o ochronę dóbr osobistych, jakie prowadzącemu stronę Arturowi Korolowi wytoczyła poznańska spółka Procreate. Zaraz po zamknięciu strony treść tej strony pojawiła się pod innym adresem. Przedstawione są tam zarzuty dotyczące działalności Procreate związanej z pozycjonowaniem stron WWW. Dotyczą one jakości, ale nade wszystko sposobu zawierania umów, ich treści i sposobu rozwiązywania.

Procreate ma wprowadzać w błąd klientów poprzez takie przygotowanie umów i ofert reklamowych, by „wytworzyć w czytelniku przekonanie, iż ma do czynienia z usługą o charakterze bezpłatnym i bez żadnych zobowiązań”. W rzeczywistości umowy są bezpłatne przez trzy miesiące. Potem klienci Procreate są związani ze spółką półrocznym okresem wypowiedzenia. Bez zobowiązań można umowy wypowiedzieć tylko w czasie trzech bezpłatnych miesięcy.
Klienci się skarżą
— Zadzwonił do nas telemarketer Procreate. Rozmawiał z nim mój pracownik. Od telemarketera nie dowiedział się, że po trzech miesiącach umowa przechodzi z bezpłatnej w płatną. Ja doczytałem umowę i zauważyłem, że jest w niej takie zdanie. Złożyłem wypowiedzenie w terminie. Procreate próbowało to wypowiedzenie kwestionować. Nie skierowali sprawy do sądu, ale przez pół roku naciskali na mnie, bym im zapłacił — streszcza swój przypadek Artur Korol, właściciel niewielkiej firmy informatycznej Dr Notes z Warszawy.
(...)— Mamy do czynienia z byłymi klientami, którzy nie chcą zapłacić za wykonane usługi. Jest logiczne, że zakwestionowanie jakości usługi może ich zdaniem stanowić podstawę do uniknięcia płatności. Trudno więc oczekiwać ze strony takich klientów rzetelnej oceny naszej pracy — zaznacza Marcin Vogel.
Tyle że audyty przeprowadzili nie klienci Procreate, lecz inne osoby prowadzące działalność w zakresie pozycjonowania stron WWW. Byli to Paweł Gontarek (warszawska firma Outnet.pl), Piotr Nowak (Acorus z Wrocławia) i Tomasz Bielawski (Wypromuj.pl z Łomży). Z ich opracowań zgodnie wynika, że pozycjonowanie dokonywane przez Procreate sprowadza się do wiązania stron z wyrażeniami, które co prawda zapewniają wysoką pozycję po wpisaniu takiego zapytania w Google’u, ale w praktyce rzadko albo w ogóle nieużywanymi w celu znalezienia usługodawcy. (...)
Cały artykuł w czwartkowym "Pulsie Biznesu" lub tutaj
Procreate ma wprowadzać w błąd klientów poprzez takie przygotowanie umów i ofert reklamowych, by „wytworzyć w czytelniku przekonanie, iż ma do czynienia z usługą o charakterze bezpłatnym i bez żadnych zobowiązań”. W rzeczywistości umowy są bezpłatne przez trzy miesiące. Potem klienci Procreate są związani ze spółką półrocznym okresem wypowiedzenia. Bez zobowiązań można umowy wypowiedzieć tylko w czasie trzech bezpłatnych miesięcy.
Klienci się skarżą
— Zadzwonił do nas telemarketer Procreate. Rozmawiał z nim mój pracownik. Od telemarketera nie dowiedział się, że po trzech miesiącach umowa przechodzi z bezpłatnej w płatną. Ja doczytałem umowę i zauważyłem, że jest w niej takie zdanie. Złożyłem wypowiedzenie w terminie. Procreate próbowało to wypowiedzenie kwestionować. Nie skierowali sprawy do sądu, ale przez pół roku naciskali na mnie, bym im zapłacił — streszcza swój przypadek Artur Korol, właściciel niewielkiej firmy informatycznej Dr Notes z Warszawy.
— Mamy do czynienia z byłymi klientami, którzy nie chcą zapłacić za wykonane usługi. Jest logiczne, że zakwestionowanie jakości usługi może ich zdaniem stanowić podstawę do uniknięcia płatności. Trudno więc oczekiwać ze strony takich klientów rzetelnej oceny naszej pracy — zaznacza Marcin Vogel.
Tyle że audyty przeprowadzili nie klienci Procreate, lecz inne osoby prowadzące działalność w zakresie pozycjonowania stron WWW. Byli to Paweł Gontarek (warszawska firma Outnet.pl), Piotr Nowak (Acorus z Wrocławia) i Tomasz Bielawski (Wypromuj.pl z Łomży). Z ich opracowań zgodnie wynika, że pozycjonowanie dokonywane przez Procreate sprowadza się do wiązania stron z wyrażeniami, które co prawda zapewniają wysoką pozycję po wpisaniu takiego zapytania w Google’u, ale w praktyce rzadko albo w ogóle nieużywanymi w celu znalezienia usługodawcy. (...)
Cały artykuł w czwartkowym "Pulsie Biznesu" lub tutaj