Unia Pracy chce storpedować projekt. I choć pewnie jej się to nie uda, to i tak przepisy szybko nie wejdą w życie.
Projekt Platformy Obywatelskiej (PO), nakładający na urzędników majątkową odpowiedzialność za bezprawne decyzje, zyskał akceptację klubów parlamentarnych (oprócz Unii Pracy, która wniosła o jego odrzucenie). Na kolejnym posiedzeniu Sejmu, zaczynającym się 19 stycznia, odbędzie się głosowanie nad skierowaniem go do dalszych prac w komisji.
Dla świętego spokoju
Z nieoficjalnych informacji wynika, że projekt może utknąć w komisji i nie zostanie uchwalony w tej kadencji Sejmu. Dlaczego? Bo nie wszystkim ugrupowaniom na nim zależy. Takie wnioski nasuwają się po piątkowej debacie w Sejmie.
— Obawiam się, że projekt utknie w komisji na dobre i w tej kadencji nie zostanie uchwalony. Chcemy jednak, by ta ustawa była jedną z pierwszych, jakie do Sejmu skieruje następny rząd — mówi Ludwik Dorn, szef klubu PiS.
— Projekt ma szeroki wydźwięk społeczny. Niektóre kluby tylko dla świętego spokoju opowiedziały się za skierowaniem go do dalszych prac. Poparcie wynikało stąd, że one i tak nie wierzą, że ustawę uda się uchwalić w tej kadencji — mówi nasz informator.
Wniosek Unii Pracy o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu zapewne przepadnie. W piątek za skierowaniem go do prac w komisji administracji opowiedziały się: SLD, PiS, Samoobrona, LPR i PSL.
Bat na urzędników
Ustawa pozwalałaby żądać odszkodowania od urzędników, którzy wydając decyzje naruszające prawo narazili państwo na straty. Gdyby musiało ono obywatelowi wypłacić rekompensatę, prokurator występowałby do sądu przeciwko urzędnikowi o odszkodowanie. Byłaby ograniczona do 12-krotności przeciętnego wynagrodzenia (prawie 30 tys. zł). W razie winy umyślnej urzędnik pokrywałby całość szkody.