Protesty w Bangladeszu mogą uderzyć w polską modę

Mariusz BartodziejMariusz Bartodziej
opublikowano: 2024-08-06 16:26

Zakłócenia m.in. w produkcji u czołowego eksportera odzieży stwarzają ryzyko dla sieci handlowych z wielu państw, w tym z Polski. Dla niej Bangladesz odgrywa równie dużą rolę jak Chiny.

Przeczytaj artykuł dowiedz się:

  • jak ważnym eksporterem odzieży Bangladesz jest dla świata, w tym Polski
  • jak wpływ sytuacji w Bangladeszu na swój biznes ocenia LPP
  • jakie obawy ma inny przedstawiciel branży
  • jakie wnioski wyciągają analitycy
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Kilkuset zabitych, dymisja i ucieczka z kraju premier Sheikh Hasiny oraz zaangażowanie się armii w ustabilizowanie sytuacji – to bilans wielotygodniowych protestów antyrządowych w Bangladeszu, zintensyfikowanych w ostatnich dniach. Choć Dhakę od Warszawy dzielą tysiące kilometrów, to branża odzieżowa w obu miejscach jest ze sobą ściśle powiązana.

Bangladesz kluczowym dostawcą

Zdecydowanym liderem w globalnym eksporcie odzieży są Chiny (w 2022 r. wysłały towary wartości ponad 160 mld USD, co zapewniło im 30 proc. udziału), a za nimi znajduje się właśnie Bangladesz (9,9 proc.), który wyprzedza Wietnam (7,5 proc.) – wynika z ubiegłorocznego raportu PKO BP „Branża odzieżowa. Pozycja międzynarodowa polskich producentów i prognozy rozwoju rynku do 2027”.

Tymczasem w przypadku Polski Bangladesz tylko nieznacznie ustępuje Chinom pod tym względem. Wartość importu odzieży z pierwszego z tych azjatyckich państw wzrosła w 2022 r. o 38 proc. do 3,2 mld EUR (24,2 proc. udziału). W przypadku Chin ta wartość zwiększyła się o 21,9 proc. do 3,4 mld EUR (25,8 proc.).

Zdecydowaną większość zamówień zlecają w Azji m.in. największe firmy modowe w Polsce, notowane na GPW. CCC, HalfPrice oraz DeeZee – tworzące jedną grupę – sprowadzają z Bangladeszu 8 proc. towarów, a LPP (właściciel m.in. Reserved i Sinsay) aż 32 proc (dane za 2023 r.).

„Pozostajemy w stałym kontakcie z naszym biurem w Dhace, przedstawicielami współpracujących zakładów oraz z przewoźnikami. W związku z godziną policyjną ogłoszoną w kraju prace fabryk pozostają ograniczone. Na ten moment nie spodziewamy się większych opóźnień w zakresie dostaw, przewoźnicy zadeklarowali elastyczność w zakresie przyjmowania towarów w portach. Niemniej sytuacja jest bardzo dynamiczna, dlatego na razie trudno przewidzieć dalszy przebieg wydarzeń. Priorytetem pozostaje dla nas bezpieczeństwo pracowników” – informuje biuro prasowe LPP.

Konsekwencje protestów w Bangladeszu nie wpływają jak na razie istotnie na notowania LPP i CCC. Kurs pierwszej ze spółek spadł w ciągu tygodnia o ok. 6 proc., a CCC o ok. 3 proc., niemniej to przede wszystkim skutek powszechnego spadku cen akcji w ostatnich dniach.

Na razie bez większych obaw

Janusz Pięta, analityk BM mBanku, podkreśla, że sytuacja w Bangladeszu ma istotne znaczenie dla polskich detalistów z uwagi na wysoki udział dostawców z tego kraju w strukturze zakupów (przede wszystkim dla LPP i Pepco). Zaznacza jednak, że przemysł tekstylny jest bardzo ważny dla gospodarki Bangladeszu, więc rząd powinien mieć na uwadze potrzebę zapewnienia w nim stabilności.

– Potencjalne zaburzenia w łańcuchu dostaw czy też istotne podwyżki płac w Bangladeszu negatywnie odbiłyby się na polskich detalistach, ponieważ Bangladesz jest jednym z krajów o najniższych kosztach produkcji. Trudno więc istotnie zmienić strukturę dostawców, zastępując ten kraj innym. Obecne protesty mają jednak podłoże głównie polityczne, a nie ekonomiczne, dlatego sądzę, że obawy o polskie firmy są w tym względzie na razie przedwczesne – komentuje Janusz Pięta.

– Trudno oszacować wpływ wydarzeń w Bangladeszu na polską branżę odzieżową, zwłaszcza że sytuacja jest bardzo dynamiczna. Sporo fabryk i firm logistycznych działa normalnie, choć stawki w transporcie lotniczym wzrosły. LPP zapewne pracuje nad alternatywnymi kierunkami dostaw, a ekspozycja CCC jest w tym zakresie niższa. Jakiekolwiek zmiany by się pojawiły, dotyczyłyby całej branży. Otwarte jest więc pytanie, które spółki okażą się zwinniejsze i poradzą sobie lepiej – dodaje Sylwia Jaśkiewicz, analityczka DM BOŚ.

Ryzyko dla całej branży

O tym, że sytuacja w Bangladeszu odbije się na całej branży, jest przekonany także Marek Szostak, prezes Greenpointu, który nie jest notowany na GPW.

– Nie mam wątpliwości, że zaburzy to łańcuchy dostaw. W najlepszym razie spowoduje opóźnienia w dostawach jesienno-zimowych kolekcji, a to nie pozostanie bez konsekwencji dla większych spółek z branży – mówi Marek Szostak.

Dostrzega on także ryzyko znacznych zakłóceń w ruchu lotniczym, morskim i lądowym. Jego zdaniem twarde stanowisko rządu wobec protestujących może prowadzić np. do całkowitego odłączenia sieci internetowej i komórkowej.

– Biorąc pod uwagę te nieprzewidywalne okoliczności, zarządzanie przestrzenią w transporcie lotniczym i morskim oraz regularne operacje mogą być niespodziewanie przerwane. Mimo wyzwań firmy spedycyjne podejmują wszelkie starania, by w jak największym stopniu utrzymać nieprzerwaną obsługę – mówi Marek Szostak.

Problem jednych to szansa dla innych

Akcje indyjskich producentów tekstyliów gwałtownie wzrosły w związku z nadziejami, że mogą oni zyskać na politycznych zawirowaniach w Bangladeszu, które zagrażają zakłóceniom w łańcuchach dostaw, podała agencja Bloomberg. Na sesji we wtorek notowania takich firm, jak KPR Mill, Arvind, Gokaldas Exports, Vardhman Textiles i Welspun Living, wzrosły o ponad 10 proc. w związku z oczekiwaniami zwiększenia udziału w rynku.

"Jeśli w Bangladeszu będą częste zakłócenia w łańcuchach dostaw, globalni nabywcy mogą szukać alternatywy. Indyjscy gracze są w dobrej pozycji, aby przejąć udział w rynku w takim przypadku, ponieważ mają zintegrowaną pionowo zdolność do obsługi potrzeb globalnych firm” - powiedziała Prerna Jhunjhunwala, analityczka w Elara Securities.