Prywatne szkoły chcą równych szans
Dofinansowanie dla szkół niepublicznych jest czasem fikcją
CZEKAMY NA BONY: Bony edukacyjne są wielką szansą dla prywatnego szkolnictwa. Dlatego właśnie powinno się je jak najszybciej wprowadzić — mówi Stanisław Marcinek, dyrektor prywatnej szkoły podstawowej w Warszawie. fot. Małgorzata Pstrągowska
Właściciele prywatnych szkół podstawowych i średnich zarzucają państwu dyskryminację. Sytuację mogłoby poprawić wprowadzenie tzw. bonu edukacyjnego. Tego jednak obawiają się szkoły państwowe.
Już od dłuższego czasu właściciele prywatnych szkół zarówno podstawowych, jak i liceów narzekają na nierówne traktowanie szkół państwowych i prywatnych przez państwo. Według tego, co zapisano w ustawie o systemie oświaty, szkoły prywatne powinny dostawać rekompensatę pieniężną za każdego ucznia, który pobiera w niej naukę.
— Dofinansowanie na jednego ucznia powinno wynosić 50 proc. tego, co otrzymuje szkoła państwowa. Wszystko to jest jednak fikcją. Dopiero od niedawna dostajemy 20 zł miesięcznie na jednego ucznia. Według naszych nieoficjalnych danych, stanowi to jedynie około 20 proc. tego, co otrzymuje szkoła państwowa. Te dane są nieoficjalne, ponieważ, ile dokładnie dostaje szkoła państwowa na jednego ucznia, nikt nie wie — tłumaczy Jolanta Misiak, dyrektor prywatnego liceum w Łodzi.
Podobnego zdania są właściciele prywatnych podstawówek.
— Od początku nie otrzymujemy zapowiadanych 50 proc. Wiem, że w warszawskiej Gminie Centrum szkoły prywatne dostają o wiele większe dotacje niż szkoły z gmin ościennych. Czy to jest sprawiedliwe? — retorycznie pyta dyrektor Stanisław Marcinek.
Przykładów na nierówne traktowanie szkół prywatnych przez kuratoria jest wiele.
— Gdy nasi nauczyciele informatyki uczęszczali na kursy doszkalające, to musieli za nie płacić o wiele więcej niż nauczyciele ze szkół państwowych — dodaje dyrektor Marcinek.
Bon szczęścia
Właściciele szkół wiele obiecywali sobie po wprowadzeniu tzw. bonów edukacyjnych. Miały one spowodować, iż pieniądze, które każdy podatnik przeznacza na szkolnictwo, kierowane byłyby bezpośrednio do szkoły, w której będzie uczył się młody człowiek. Każda szkoła prywatna i państwowa dostawałaby tyle samo pieniędzy na ucznia.
— Pomysł wprowadzenia bonu edukacyjnego jest bardzo dobry. Boją się go jednak szkoły państwowe. Doprowadzi on bowiem do sytuacji, że wielu mniej zamożnych uczniów zdecyduje się na prywatne szkoły — uważa dyrektor łódzkiego liceum.
Bon edukacyjny nie zlikwiduje jednak opłat w szkołach prywatnych. To, na co pozwolić sobie mogą szkoły państwowe, nie jest możliwe w przypadku szkół prywatnych.
— Nie jest prawdą, że wprowadzając bon edukacyjny można by zrezygnować z nakładania na uczniów czesnego, ponieważ szkoły państwowe są zadłużone w wielu instytucjach, m.in. w ZUS. Wielu rachunków szkoły państwowe po prostu nie płacą. Szkoły niepaństwowe muszą płacić za wszystko, jak każda prywatna firma — mówi Jolanta Misiak.
Czynsz od szkoły
Od pewnego czasu rozważany jest pomysł wprowadzenia opłat za czynsz za budynki szkolne. W Łodzi na początku swej działalności szkoły dostawały obiekt, za który nie musiały płacić. Właściciele prywatnych szkół nie mają wątpliwości, że nałożenie opłat nie dotknie szkół państwowych.
— Gdyby szkoły państwowe musiały płacić czynsz za budynki, to szkoły te z pewnością padłyby — uważa dyrektor Jolanta Misiak.
Dyrektorzy szkół prywatnych tłumaczą, że za każdą nową opłatę będą musieli zapłacić uczniowie. Na skutek podniesienia comiesięcznych opłat wzrosnąć musi czesne. Jak powiedział nam niejeden dyrektor, dla wielu rodziców problemem może stać się podwyższenie czesnego.
— Szkoły nie powinny płacić czynszu. Obciążenie nas nowymi podatkami nic dobrego nie przyniesie. Gminy nie naprawiają przecież naszych budynków — tłumaczy dyrektor Marcinek.
Prywatne inaczej
Bardzo niewiele jest szkół prywatnych „z prawdziwego zdarzenia”. Z reguły są to instytucje społeczne, których organizatorami są rodzice. Często kierują nimi fundacje lub towarzystwa. Powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, iż przy takiej strukturze prawnej nikt nie odpowiada za to, co dzieje się w szkole.
— Powodem takiego stanu rzeczy jest strach przed ponoszeniem obciążeń, jakie ponosić musi prywatny właściciel. Szkoły tworzą stowarzyszenia, aby uchronić się przed ponoszeniem obciążeń finansowych, jakie przypadłyby w udziale osobom fizycznym. Czasami mam wrażenie, że własność prywatna jest tępiona — mówi dyrektor Jolanta Misiak.
Mimo złych opinii na temat szkół społecznych, to one właśnie dominują na rynku niepaństwowych szkół podstawowych i średnich.
— Faktem jest, że kłótnie między rodzicami w szkołach społecznych często destabilizują pracę szkoły — mówi Stanisław Marcinek.