Przeciąganie papierosa

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2013-11-06 00:00

Unijna dyrektywa tytoniowa nabiera ostatecznych kształtów. Polska branża walczy o wykreślenie z niej kolejnych zapisów

W walce na rynku tytoniowym wygrane bitwy są tylko wstępem do kolejnych potyczek. Gdy miesiąc temu europarlamentarzyści złagodzili część zapisów przygotowanej przez Komisję Europejską (KE) dyrektywy tytoniowej — zrezygnowali z zakazu slimów, zgodzili się na okres przejściowy dla mentolii zmniejszyli rozmiar ostrzeżeń obrazkowych na paczkach — branża odtrąbiła „umiarkowany”, ale jednak sukces. Na miesiąc przed nadaniem dyrektywie ostatecznego kształtu przez Radę Unii Europejskiej organizacje producentów, plantatorów i sprzedawców wyrobów tytoniowych wytaczają kolejne działa.

FOT. Bloomberg
FOT. Bloomberg
None
None

— W Parlamencie Europejskim wprowadzono do dyrektywy zapisy, które mogą być szkodliwe dla polskiej branży i w konsekwencji dla całej gospodarki — uważa Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej.

Nic bez pozwolenia

Plantatorzy tytoniu i producenci papierosów są przeciwko wprowadzeniu tzw. pozytywnej listy dodatków. Według projektu wszyscy gracze rynkowi mieliby przekazywać do KE wykazy substancji dodawanych do tytoniu, a urzędnicy w Brukseli decydowaliby, które z nich można stosować, a których — nie.

— To zagrożenie dla tytoniu Burley (wymagającego stosowania dodatków — choćby takich jak cukier), który w Polsce stanowi 40 proc. upraw, głównie w małych, kilkuhektarowych gospodarstwach na wschodzie kraju — mówi Lech Ostrowski, wiceprezes Krajowego Związku Plantatorów Tytoniu. Wtóruje mu Magdalena Włodarczyk, dyrektor Krajowego Stowarzyszenia Przemysłu Tytoniowego, zrzeszającego cztery działające w Polsce międzynarodowe koncerny tytoniowe.

— Lista na początku będzie pusta, a jeśli decyzje będą podejmować unijni urzędnicy, może się okazać, że nie będzie można stosować żadnych dodatków — mówi Magdalena Włodarczyk. Dziś producenci szczegółowe spisy dodatków muszą przekazywać do Ministerstwa Zdrowia. To jednak od dawna ma z nimi problemy, bo — jak pokazał raport NIK z sierpnia tego roku — „wśród pracowników ministerstwa nie było osób potrafiących dokonać analizy przysłanych wykazów”.

Wszystko pod kontrolą

Organizacje handlowców natomiast bronią się przed propozycjąwprowadzenia w sklepach systemu do kontrolowania obrotu legalnymi papierosami. — Koszt uruchomienia takiego systemu w skali kraju to nawet 500 mln zł (nie mówiąc np. o koniecznych inwestycjach najmniejszych sklepów w dostęp do internetu), tymczasem zupełnie nie przystaje on do rzeczywistości. Zamiast wydawać pieniądze na śledzenie legalnych papierosów, powinno się je przeznaczać na ograniczanie szarej strefy — mówi Maciej Ptaszyński, dyrektor Polskiej Izby Handlu.