PRZEMYT PARALOTNI PSUJE RYNEK

Radosław Górecki
opublikowano: 1998-11-13 00:00

PRZEMYT PARALOTNI PSUJE RYNEK

Szacuje się, że w Polsce paralotniarstwem zajmuje się blisko 2000 osób. Niewielka to liczba, a mimo to na rynku funkcjonuje kilka firm produkujących i sprzedających sprzęt do uprawiania tego sportu. Największą bolączką polskich przedsiębiorców jest przemyt zagranicznych paralotni.

— Na paralotniach najczęściej latają ludzie w wieku od 20 do 40 lat, ale zdarzają się też 70-latkowie. Wśród miłośników tego sportu są uczniowie, biznesmeni i politycy — mówi Krzysztof Dudziński, właściciel firmy Air Sport.

Twierdzi on, że paralotniarstwo jest sportem elitarnym.

— Trzeba mieć odpowiednie predyspozycje psychiczne. Sport ten można przyrównać do wspinaczki wysokogórskiej — dodaje Krzysztof Dudziński.

— Z moich obserwacji wynika, że paralotnie najczęściej kupują studenci i przedsiębiorcy. O ile ci pierwsi nie są zbyt zamożni, to właściciele firm kupują skrzydło i dużo dodatkowego sprzętu — zauważa Wojciech Domański, współwłaściciel firmy Dudek.

Na czym się zarabia

Na polskim rynku działa kilka firm zajmujących się produkcją paralotni. Zarabiają na ich sprzedaży i na wszelkiego rodzaju akcesoriach, począwszy od kasków, uprzęży, kombinezonów, a na elektronice i zakładanych na plecy silniczkach kończąc. Poza tym, bardzo często firmy oferujące paralotnie organizują też specjalistyczne kursy.

— Materiał na skrzydła importujemy z Francji. Jest to specjalna, bardzo delikatna tkanina. Na całym świecie jest tylko kilka fabryk produkujących taki materiał — twierdzi Krzysztof Dudziński.

Przedstawiciele firm produkujących paralotnie deklarują, że roczna sprzedaż to około kilkudziesięciu sztuk.

— Nie chciałbym ujawniać dokładnej liczby sprzedanych egzemplarzy, ale mogę powiedzieć, że przekracza ona setkę, jeśli chodzi o rynek polski. Dodatkowo podpisaliśmy kontrakt z jedną z zagranicznych firm, dla której szyjemy skrzydła. Liczba wyeksportowanego towaru jest zbliżona do sprzedaży krajowej — oznajmia Wojciech Domański.

Wśród polskich producentów nie ma zaciekłej walki o klientów.

— Konkurencja jest, ale nie zażarta. Wpływa ona raczej pozytywnie, mobilizująco. Trzeba zauważyć, że rynek jest raczej mały. Porównałbym to bardziej do działalności hobbystycznej — wyjaśnia Krzysztof Dudziński.

Podzielone opinie

Opinie producentów co do perspektyw tego rynku są podzielone.

— Sprzedaż od pewnego czasu utrzymuje się na tym samym poziomie. Ostatnio nawet zaobserwowałem tendencję spadkową. Zamożność Polaków spada, a sprzęt jest drogi, więc nie sprzyja to zbytowi — uważa Krzysztof Dudziński.

Innego zdania jest Wojciech Domański.

— Ten rynek się rozwija. Z roku na rok popyt rośnie. Staramy się zbudować sieć dystrybucji, co pozwoli zwiększyć sprzedaż. Poza tym przygotowujemy się do wejścia na rynki zagraniczne — zapewnia Wojciech Domański.

Nieuczciwa konkurencja

Największą bolączką producentów jest nieuczciwa konkurencja. Na Polski rynek trafia bowiem sporo sprzętu z przemytu.

— Dystrybutorzy przemycają go przez granicę. Nie płacą wtedy cła i podatku, dzięki temu są konkurencyjni. Taki sprzęt rozprowadzany jest często przez instruktorów albo po prostu przez ogłoszenia — tłumaczy Krzysztof Dudziński.

— Na Zachodzie powstaje bardzo dużo prototypów paralotni. Część z nich nie otrzymuje odpowiednich certyfikatów, a mimo to są one sprowadzane do Polski. Jest to nieuczciwe w stosunku do klientów, gdyż taki sprzęt może być niebezpieczny — uważa Wojciech Domański.

Pirat w powietrzu

Aby latać na paralotni trzeba mieć ukończony specjalistyczny kurs. Niestety wielu miłośników tego sportu lata bez uprawnień.

— Tak nie może być. To tak jakby jeździć samochodem bez prawa jazdy. W Polsce nie ma niestety służb ścigających takich piratów — sumuje Krzysztof Dudziński.

Paralotnię można bez trudu nabyć w sklepie. Nikt nie wymaga licencji od miłośników tego sportu, a trzeba pamiętać, że jest on dość niebezpieczny. O wypadek nietrudno. Zdarzają się one nawet doświadczonym pilotom.

MAMY SERWIS: Przewagą polskich firm są niskie ceny i szybki serwis. Przekonał się o tym każdy, kto wisiał choć raz na drzewie i potrzebował później szybkiej naprawy sprzętu. Jeśli posiada się zagraniczne skrzydło, to trzeba je wysłać do producenta i czekać na naprawę — mówi Krzysztof Dudziński z firmy Air Sport.