Przepychanki w Gancie

Emil Górecki
opublikowano: 2014-10-24 00:00

Prezes i odwołany wiceprezes wierzą w zmartwychwstanie dewelopera. Ratować spółki razem jednak nie będą.

Marcin Kamiński, prezes Gant Development, odwołał walne, które miało decydować o podwyższeniu kapitału. Zażądał go akcjonariusz — spółka PTBS Pomorska, związana z Ireneuszem Radaczyńskim, który był wiceprezesem Ganta. Powód odwołania? Akcjonariusz sprzedał część akcji i tym samym stracił mandat do takiego żądania. Ireneusz Radaczyński wątpi, czy walne można odwołać i pokazuje przesłane do Ganta zawiadomienie o… zwiększeniu zaangażowania do ponad 5 proc.

— Zarząd, który blisko współpracuje z rodziną Antkowiaków, boi się utraty władzy. Dlatego po raz kolejny odwołuje walne, działając na szkodę akcjonariuszy, którzy są najwyższą władzą w spółce. W Gancie od dłuższego czasu mają oni problem z kontrolowaniem zarządu i nadzoru — mówi Ireneusz Radaczyński.

Twierdzi, że PTBS Pomorska zwróci się do sądu z wnioskiem o zobowiązanie do zwołania walnego. Łukasz Cudny z kancelarii SSW Spaczyński, Szczepaniak i Wspólnicy podkreśla, że walne może odwołać organ, który je zwołał.

— W tym przypadku zostało zwołane przez zarząd, ale na wniosek akcjonariuszy. Zbycie akcji przez akcjonariusza nie powoduje jednak, że walne stało się automatycznie niepotrzebne czy bezcelowe. W tym kontekście jego odwołanie należy uznać za wątpliwe — uważa Łukasz Cudny.

Cichy inwestor

Ireneusz Radaczyński był wiceprezesem Ganta od maja 2014 r. Podczas zgromadzeń wierzycieli twierdził, że kiedy zaczął domagać się pełnego dostępu do dokumentacji spółki, pracownicy Ganta mu to uniemożliwiali. Na początku lipca doszło do przesilenia: wiceprezes powołał siebie i osoby ze sobą związane do zarządów kilkunastu spółek powiązanych z Gantem, natomiast rada nadzorcza odwołała go z funkcji wiceprezesa spółki matki i powołała na prezesa Marcina Kamińskiego, a sąd umorzył postępowanie upadłościowe i wyznaczył syndyka. Były wiceprezes przekonuje wierzycieli, że reprezentuje silnego inwestora związanegoz polską giełdą, który jest zainteresowany włączeniem się w restrukturyzację Ganta. Stawia jednak warunki. Pierwszy to przejęcie przez Ganta kontroli nad majątkiem. Ireneusz Radaczyński twierdzi, że faktycznie sprawują ją Grzegorz i Karol Antkowiakowie. Kolejne warunki to odcięcie od spraw spółki jej założycieli oraz powołanie nowej rady nadzorczej. Po przejęciu kontroli, inwestor ma włożyć do Ganta około 40 mln zł gotówki na uruchomienie nowych projektów i wart około 60 mln zł majątek.

Nadzieja na życie

Ireneusz Radaczyński złożył u syndyka oświadczenie, że jest gotów zwrócić powiązane spółki bezpośrednio do Ganta, jeśli sąd powoła dla niego kuratora. Jego oponent, Marcin Kamiński, twierdzi, że stara się odzyskać spółki przed sądami. Potem chce dogadać się z wierzycielami, oddając im aktywa.

— Czekamy na uprawomocnienie się umorzenia postępowania upadłościowego, co pozwoli sfinalizować rozmowy z wierzycielami, zmniejszyć zadłużenie i wznowić działalność deweloperską. W obecnej sytuacji wszyscy więksi wierzyciele są bardziej skłonni do zawarcia porozumienia niż rok temu — twierdzi Marcin Kamiński.

W uzasadnieniu decyzji o umorzeniu upadłości sąd wskazał, że zarząd Ganta (wówczas prezesem był Krzysztof Brzeziński) przez ponad pół roku nie uprościł struktury (m.in. przez likwidację spółek na Cyprze i w Luksemburgu) i nie sprowadził majątku bezpośrednio do Ganta. Nie podjął też działań w celu odzyskania pożyczek udzielonych poza grupę, m.in. do podmiotów kojarzonych z założycielami Ganta. Według wyliczeń syndyka, wartość majątku upadłej spółki nie przekracza 1 mln zł, szanse na odzyskanie udzielonych pożyczek są prawie żadne, a zgłoszone wierzytelności to prawie 380 mln zł. Maciej Piątkowski, syndyk Ganta, nie spodziewa się, że wierzyciele wypracują scenariusz restrukturyzacji.

— Można się spodziewać, że będą dochodzić wierzytelności na drodze cywilnoprawnej. Poprzedni zarząd Ganta od stycznia do lipca zapewniał, że jest możliwy układ, jednak ostatecznie wierzyciele i sąd zdecydowali, że nie ma na to szans — mówi Maciej Piątkowski.