Puste szuflady na kolejowe projekty

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2016-03-10 22:00

Wykorzystanie unijnych funduszy z nowej perspektywy już jest zagrożone — uważa resort infrastruktury.

Jednym z największych problemów, z jakim mierzy się Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa, jest konieczność wdrożenia inwestycji na rynku kolejowym. Plan do 2023 r. zakłada wydatki sięgające 67 mld zł. — Problem w tym, że szuflady z projektami są puste. Poprzednicy planowali w tym roku inwestycje na poziomie 7 mld zł, a realnie będzie 4,2 mld zł, a może nawet mniej — szacuje Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury.

PKP PLK

Na brak przygotowanych projektów zwraca też uwagę Dariusz Blocher, prezes Budimeksu.

— Luka w inwestycjach to duży problem dla wykonawców — podkreśla menedżer. Andrzej Adamczyk przypomina jednocześnie, że poprzedni rząd skupiał się na tym, by dokończyć inwestycje z poprzedniej perspektywy i nie tracić unijnego dofinansowania. — Była to wówczas „polska racja stanu” — usprawiedliwia poprzedników minister. W prezentacji przygotowanej dla posłów resort alarmuje, że brak projektów do realizacji w bieżącej pespektywie stwarza ryzyko niewykorzystania funduszy unijnych z perspektywy do 2023 r.

— Poprzednicy zaplanowali także kumulację inwestycji w latach 2018-19 i wydatkowanie w tym okresie 18-19 mld zł rocznie. Nie ma możliwości, by wykonać takie inwestycje na sieci, na której prowadzony jest ruch kolejowy — mówi Piotr Stomma, wiceminister infrastruktury.

W latach 2012-14, kiedy prowadzone były projekty za kilka miliardów złotych rocznie, ruch kolejowy na wielu trasach był sparaliżowany, a podróż wydłużała się nawet dwukrotnie. Resort infrastruktury opracowuje więc plan rozładowania inwestycyjnej kumulacji i uniknięcia paraliżu przewozowego. Przedstawiciele ministerstwa zapowiadają m.in., że nie będą skupiać się tylko na inwestycjach w tory, ale większy nacisk położą także na tzw. projekty punktowe, czyli remont dworców oraz program modernizacji bocznic. Niedawno w „PB” Jakub Majewski, prezes Fundacji ProKolej, podkreślał, że rząd planuje modernizację sieci, ale jednocześnie zarządcy bocznic coraz częściej je zaniedbują.

W efekcie za kilka lat pociągi towarowe mogą wozić towary po dobrej jakości torach, ale nie będą miały gdzie rozładować towarów, bo tzw. ostatnia mila, czyli bocznice, będą w fatalnym stanie. Zapowiedziany program bocznicowy pomoże rozwiązać ten problem. Jakub Majewski podkreśla jednak, że oprócz funduszy na inwestycje konieczne jest także ograniczenie formalności dla zarządców bocznic.

— Operatorzy punktów rozładunkowych w transporcie drogowym nie muszą spełniać wyśrubowanych wymogów, posiadać świadectw bezpieczeństwa, a zarządcy bocznic kolejowych tak. Biurokracja zniechęca wiele firm do korzystania z bocznic — podkreśla Jakub Majewski.

Jego zdaniem, rząd idzie w przeciwnym kierunku, proponując projekt rozporządzenia, które zwiększa formalności dla zarządców bocznic związane z raportami dotyczącymi procedur przeciwdziałania wypadkom kolejowym. © Ⓟ