Rada zmieniona, kapitał pozostał ten sam

Katarzyna Jaźwińska
opublikowano: 2006-02-07 00:00

Akcjonariusze zmienili radę nadzorczą. Nie zdecydowali jednak o podwyższeniu kapitału. Może liczą na więcej niż 110 mln zł.

Wczorajsze nadzwyczajne walne zgromadzenie akcjonariuszy Stoczni Gdynia dokonało zmian w radzie nadzorczej. Po przeprowadzonych kilka tygodni temu wyborach trzeba było bowiem zmienić przedstawicieli załogi.

Z załogi i rządu

Do tej pory pracowników reprezentowali: Dariusz Adamski, Jan Gumiński i Józef Tetzaff. Pozycję w nowej radzie utrzymał jednak tylko pierwszy z nich. Oprócz niego pracowników będą reprezentować także Jerzy Iwański i Andrzej Zielazek.

Z rady odwołano też Bolesława Senyszyna, dotychczasowego przewodniczącego reprezentującego skarb państwa, oraz Jolantę Dor i Włodzimierza Komarnickiego. Na ich miejsce powołano prof. Jerzego Bielińskiego, prorektora Uniwersytetu Gdańskiego, Macieja Libiszewskiego (prawnika, członka zarządu Przedsiębiorstwa Gospodarki Maszynami Budownictwa Warszawa) i Kazimierza Smolińskiego (radcę prawnego z Tczewa). Czy za zmianami w radzie pójdą zmiany w zarządzie — na razie nie wiadomo.

Z ujemnych dodatnie

Pewne natomiast jest to, że całkowicie zmieniony zostanie projekt uchwały o dokapitalizowaniu spółki. Wczorajsze walne miało zdecydować o podwyższeniu kapitału stoczni maksymalnie o 110 mln zł.

— Ogłoszono jednak przerwę w obradach do 27 lutego — informuje Krzysztof Grabowski, rzecznik stoczni.

Czemu nie głosowano tej uchwały?

— Konieczne jest jej doprecyzowanie — mówi Jerzy Konopka, wiceprezes Korporacji Polskie Stocznie.

— Aby stocznia mogła normalnie funkcjonować, musi mieć dodatnie kapitały własne. Dlatego też dokapitalizowanie powinno sięgnąć 250 mln zł. Wówczas kapitały sięgną plus 40 mln zł — twierdzi jeden z informatorów.

„Doprecyzowanie” uchwały będzie zapewne oznaczało zwiększenie kwoty planowanego podwyższenia kapitału nie o 110 mln zł, ale nawet o 250 mln zł. Tylko czy znajdą się chętni do objęcia tak dużej emisji? Według informacji „PB”, Rami Ungar, izraelski armator wymieniany jako potencjalny inwestor dla stoczni, prowadził kilka dni temu w Agencji Rozwoju Przemysłu rozmowy dotyczące przyszłości stoczni. Nie wiadomo, jaki przyniosły efekt.

Armator już kilka razy dostał czarną polewkę od przedstawicieli polskiej administracji. Nic dziwnego, że ostatnio rozpoczął współpracę ze stoczniami chorwackimi.