Rafineria Gdańska pod rządami Pawła Olechnowicza, nowego prezesa, nie wyzbyła się planów przejęcia Petrobalticu. Sęk w tym, że o firmę wydobywczą zawalczy dużo mocniejszy finansowo Orlen.
Paweł Olechnowicz, od dwóch miesięcy stojący na czele Rafinerii Gdańskiej, potwierdza, że spółka jest zainteresowana przejęciem Petrobalticu — firmy zajmującej się wydobyciem ropy naftowej i gazu ziemnego z dna Morza Bałtyckiego.
— Organizm, który zawiera w sobie pion wydobywczy, jest mocniejszy i bardziej stabilny — zaznacza szef Rafinerii Gdańskiej.
Ministerstwo Skarbu Państwa zapowiadało niedawno, że w tym roku dla Petrobalticu wybrany zostanie doradca prywatyzacyjny.
— Procedura wyboru doradcy prywatyzacyjnego nie została jeszcze uruchomiona. Resort pracuje nad wyborem najodpowiedniejszej scieżki prywatyzacyjnej. Powinna być gotowa w ciągu najbliższych tygodni. Niewykluczone, że już w czerwcu — informuje Magdalena Grudzińska z biura prasowego MSP.
Wśród rywali Rafinerii Gdańskiej wymieniano zagranicznych kontrahentów, spółkę pracowniczą i menedżerską, a przede wszystkim Polski Koncern Naftowy Orlen. Potentat z Płocka chciałby wykorzystać doświadczenie Petrobalticu (oraz działu poszukiwawczo-wydobywczego PGNiG) do swoich planów uzyskania dostępu do złóż ropy naftowej na terytorium byłych republik radzieckich.
— Powinniśmy połączyć nasze siły i podjąć wspólne działania poszukiwawcze. Łączyć mogą nas nie tylko powiązania biznesowe. Możliwa jest również wzajemna wymiana akcji, wspólne sekurytyzacje czy emisja papierów — twierdził niedawno na łamach „PB” Zbigniew Wróbel, prezes Orlenu.
Tymczasem prezes Olechnowicz twierdzi, że chociażby ze względu na bliskie sąsiedztwo, Petrobaltic jest bardziej naturalnym partnerem dla Rafinerii Gdańskiej.
— Przy skali przerobu w PKN Orlen Petrobaltic to igła w stogu siana. My mamy mniejszy przerób ropy, więc procentowy udział paliwa z dna Bałtyku w naszej produkcji ma większe znaczenie. Rocznie potrzebujemy około 4 mln ton, a w perspektywie kilku lat 6 mln ton. Petrobaltic dostarcza nam połowę swojego wydobycia, czyli około 150 tys. ton. Na razie więc także dla nas udział ropy z tego źródła jest niewielki. Sądzę jednak, że firma ta ma możliwość podwojenia wydobycia, a wtedy udział ropy dostarczonej przez Petrobaltic dla nas wzrósłby do 10 proc. Ta wielkość byłaby już interesująca dla takiej rafinerii jak nasza — przekonuje Paweł Olechnowicz.
Rafineria Gdańska — inaczej niż Orlen — nie chce jednak poszukiwać dostępu do własnych złóż ropy naftowej.
— Nadal najważniejsze są dostawy ze Wschodu, gdzie działa Łuk- oil, Jukos i jeszcze kilku innych operatorów. W odwodzie zawsze pozostają dostawy z Bliskiego Wschodu lub z basenu Morza Kaspijskiego. Dzisiaj mamy na świecie nadpodaż ropy w stosunku do możliwości jej przerobu. Rafineria Gdańska powinna natomiast zapewnić sobie długoterminowe dostawy — konkluduje Paweł Olechnowicz.