Trzeciego listopada minął rok, od kiedy Raiffeisen Bank International (RBI) sprzedał biznes bankowy BGŻ BNP Paribas, a portfel kredytów frankowych wziął na swoją książkę. W ciągu blisko 30 lat istnienia Raiffeisen Bank Polska na palcach jednej ręki mało wprawnego drwala można policzyć konferencje prasowe dla polskich dziennikarzy szefa całej grupy. W ostatnich 12 latach odbyły się dwa takie spotkania, w tym jedno off the record. Trzecie odbyło się wczoraj. RBI oddział w Polsce w trybie dość nagłym, z dnia na dzień, zwołał konferencję z udziałem Alexander Fleischmanna, CEO austriackiej grupy. Jego obecność na spotkaniu z dziennikarzami świadczy o wadze, jaką bank przywiązuje do problemu frankowego, któremu konferencja była poświęcona. Dotychczas w sprawie kredytów w CHF Raiffeisen działał w kuluarach, nieoficjalnie. Teraz postanowił wystąpić z otwartą przyłbicą.

Bezpośrednim powodem zwołania konferencji była poniedziałkowa rozprawa państwo Dziubakowie kontra Raiffeisen. Nazwisko małżeństwa na trwałe weszło do historii, bo to w jego sprawie pośrednio wypowiadał się TSUE na początku października. W poniedziałek sąd zdecydował się przełożyć orzeczenie na początek stycznia, wysłuchał natomiast stanowisk obu stron. Po posiedzeniu pozywający i ich pełnomocnicy dość szeroko komentowali sprawę, prawnicy banku natomiast, to raczej standard w tego typu sprawach, milczeli. Do wczoraj. Obok Alexandra Fleischmanna głównym mówcą był Ireneusz Stolarski, partner w Baker & McKenzie, który od dłuższego czasu z zespołem wspiera Raiffeisen w sprawach frankowych.
— W domenie publicznej funkcjonują bardzo mocne stwierdzenia, że TSUE otworzył drogę do unieważniania umów oraz drogę do przewalutowania kredytów. Z takimi mocnymi stwierdzeniami trzeba walczyć — mówi Ireneusz Stolarski.
Raiffeisen po raz pierwszy publicznie tak wyraźnie zaprezentował swoje rozumienie orzeczenia TSUE i jego konsekwencji dla spraw toczących się przed sądami. Było to twarde prawnicze stanowisko, które powinno dać do myślenia frankowiczom i ich pełnomocnikom. Mecenas Stolarski wywodził, że przekonanie, iż TSUE dał zielone światło do unieważniania umów i przewalutowania kredytów, jest oparte na fałszywych przesłankach.
— Te dwie tezy, tak chętnie prezentowane w domenie publicznej, są nieprawdziwe — mówi mecenas Stolarski, przywołując kolejne punkty z orzeczenia TSUE, które w jego przekonaniu podają w wątpliwość przekształcanie umów frankowych w złotowe.
Jeśli chodzi o unieważnianie umów, to trybunał zaleca polskim sądom rozważenie, czy jest to korzystne dla konsumenta.
Nikogo nie straszymy
Tu dochodzimy do momentu, w którym klasyczny wywód prawniczy na dyskusyjny temat zmienił się gładko w język procesowy. Po poniedziałkowym posiedzeniu pojawiły się informacje, czy raczej pogłoski, że w razie unieważnienia umowy Raiffeisen zażąda od państwa Dziubaków 800 tys. zł kapitału wraz z odsetkami, a nawet wspomniał o możliwej eksmisji z kupionej za kredyt nieruchomości.
— To ogromne przekłamanie. Prawdą jest, że w stanowisku do sądu przedstawiliśmy hipotetyczny scenariusz, który mógłby nastąpić, gdyby sąd uznał umowę za nieważną — TSUE wymaga badania konsekwencji rozwiązania umowy — mówi Ireneusz Stolarski.
Prawnik tłumaczy, że bank przedstawił w sądzie scenariusze konsekwencji rozwiązania umowy kredytowej. Zaznaczył, że kwota 800 tys. zł „jest nieprawdziwa i przesadzona”, ale uchylił się od podania właściwej, zasłaniając się tajemnicą zawodową. Wyjaśnił, że owszem, bank dokonał wyliczenia wysokości zobowiązań klientów, gdyby umowa kredytu indeksowanego została uznana za nieważną, czyli w praktyce nieistniejącą. Raiffeisen wychodzi z założenia, że finansowanie udzielone państwu Dziubakom nie może mieć charakteru niedopłatnego i bankowi należy się z tego tytułu wynagrodzenie, wyliczone jak dla kredytu gotówkowego, niezabezpieczonego, długoterminowego. Do wyliczenia oprocentowania bank przyjął rynkowe stawki.
— Przyjęliśmy roboczo i wstępnie, że taką kwotę należy potraktować jako kredyt niehipoteczny, w polskich złotych, niezabezpieczony i w długoterminowym okresie spłaty. Przyjęliśmy rynkową wartość oprocentowania w tamtym okresie i skalkulowaliśmy hipotetyczną kwotę. Informacja medialna musi być miksem tych wariantów. Kwota 800 tys. nie jest prawidłowa — twierdzi prawnik Raiffeisena.
Klucze do mieszkania
Jeśli chodzi o sprawę eksmisji, to mecenas Stolarski wyjaśnia, że jest to jeden ze scenariuszy, o którym należy dyskutować. Jego zdaniem unieważnienie umowy pociąga za sobą takie same skutki jak wypowiedzenie umowy, czyli zobowiązuje kredytobiorcę do niezwłocznego zwrotu należności. A co w przypadku, jeśli nie posiada takiej kwoty?
— Są przepisy o tzw. surogacji: jeśli nie jest możliwy zwrot pieniędzy bankowi, to zwrotowi może podlegać to, co zostało kupione, o ile strony porozumiały się, co za tę gotówkę zostało kupione — mówi mecenas.
Zapewnia, że scenariusze nie zostały przygotowane po to, żeby straszyć klientów. Podkreśla również, że takie są skutki orzeczenia TSUE, które, jego zdaniem, a wbrew narracji frankowiczów i ich reprezentantów, nie są ani jednoznacznie korzystne dla konsumentów, ani dla banków.
— Trybunał wcale nie otworzył drogi do unieważniania umów — powiedział, że dyrektywa nie stoi temu na przeszkodzie. Rozstrzygnięcie, czy unieważnienie jest rozwiązaniem korzystnym dla klienta, należy do polskiego sądu — mówi mecenas Stolarski.
Pod politycznym parasolem
Alexander Fleischmann powiedział, że RBI jest obecnie w sporze z 1500 frankowiczami, a liczba nowych pozwów utrzymuje się na stabilnym poziomie i nie ma gwałtownego przyrostu po orzeczeniu TSUE. Twardo stoi na stanowisku, że mimo uznania klauzul indeksacyjnych za abuzywne kredyty frankowe były udzielane zgodnie z obowiązującym prawem, pod nadzorem Komisji Nadzoru Finansowego i cieszyły się politycznym poparciem.
— Klienci podpisywali kontrakty i wtedy nikt nie widział w tych kredytach niczego złego — mówi Andreas Fleischmann.