Rami Ungar złożył atrakcyjną ofertę

Katarzyna Jaźwińska
opublikowano: 2006-07-11 00:00

Izraelski armator chce kupić kolebkę Solidarności. Przebił ofertę cenową spółki pracowniczej i ARP.Transakcja nie jest przesądzona.

Stocznia Gdańska stara się odłączyć od swojego właściciela, czyli Stoczni Gdynia. Dlatego gdyńska spółka szuka dla kolebki Solidarności inwestora. Według informacji „PB”, wczoraj propozycję zakupu Gdańskiej złożył Rami Ungar, izraelski armator zamawiający samochodowce.

— Mogę potwierdzić, że oferta została złożona — mówi Krzysztof Wiater z kancelarii Squire, Sanders, Wiater, reprezentującej inwestora.

— Fizycznie jeszcze do nas nie dotarła, ale wiemy, że ma wpłynąć, więc czekamy — mówił wczoraj około godz. 16.00 Kazimierz Smoliński, prezes Stoczni Gdynia.

Nie chciał wypowiadać się, w jaki sposób zostanie potraktowana propozycja Ramiego Ungara.

— W trakcie trwania procedury nie możemy udzielać tego typu informacji — mówi prezes Smoliński.

Cena czy polityka

Ma twardy orzech do zgryzienia. Oferty zakupu Stoczni Gdańskiej złożyła już Stocznia Gdańska Holding, czyli spółka pracownicza, oraz konsorcjum Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) z Energą, pomorskim dystrybutorem prądu. W Gdańsku mile widzianym inwestorem byłoby konsorcjum spółki pracowniczej z ARP. Rozmowy o tym były już prowadzone. Wpuszczeniu takiego konsorcjum do Gdańskiej mogą przyklasnąć politycy.

— ARP zrobi wszystko, co w jej mocy, by Stocznia Gdańska była samodzielna i nieuzależniona od żadnego z dostawców ani odbiorców — mówi Paweł Brzezicki, prezes ARP.

Razem czy osobno

Dla Gdyni sprawa nie jest jednak taka prosta. Zarząd tej spółki musi bowiem patrzeć na ceny oferowane przez inwestorów. Oferty ARP i pracowników sięgają 13-16 mln zł. Tymczasem według wycen Gdyni, Gdańska warta jest 80 mln zł. Według naszych źródeł, oferta Ramiego Ungara ma być zbliżona do wyceny Gdyni.

Co w tej sytuacji zrobi gdyńska spółka? Sprzeda kolebkę poniżej wyceny pracownikom i agencji, czy postawi na izraelskiego armatora? Pojawiają się różne spekulacje. Jedni uważają, że zarząd musi wybrać wyższą cenę Ramiego Ungara, by w przyszłości uniknąć oskarżeń o działanie na szkodę spółki. Inni twierdzą, że oferta tego inwestora wpłynęła po terminie, więc nie ma co brać jej pod uwagę. Ponadto Stocznia Gdynia wcale nie miała obowiązku rozpisywać przetargu, może anulować go w każdej chwili i komu chce, sprzedać Gdańsk z wolnej ręki. Decyzję dodatkowo utrudnia jeszcze fakt, że Rami Ungar chce także zostać inwestorem Gdyni. Nici z rozwodu?