Nietrudno przewidzieć, że najwyższe ceny nieruchomości są w Warszawie, ale okazuje się, że po przeliczeniu na zarobki kredytobiorców stolica wcale nie jest najdroższa. Kupując w tym mieście 50-metrowe mieszkanie — którego średnia cena za mkw. wynosi blisko 7,2 tys. zł — na raty kredytu przeznaczać trzeba średnio 41 proc. pensji, wynika z danych Home Brokera i Open Finance.
Tymczasem Kraków, w którym stawka za mkw. nie jest tak wysoka,jest jednak w stosunku do zarobków nieznacznie droższy, bo przy takim samym metrażu rata byłaby o 2 pkt. proc. wyższa niż w Warszawie. Według danych GUS, krakowianin zarabia średnio niewiele powyżej 3 tys. zł netto, z czego 1,3 tys. zł trafiłoby do banku, podczas gdy w Łodzi, gdzie pensja wynosi przeciętnie 2,7 tys. zł netto, rata wyniosłaby niecałe800 zł, czyli 28,9 proc. miesięcznego zarobku.
Poza Warszawą i Krakowem rata powyżej 1 tys. zł byłaby do spłacania w Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu, natomiast miesięczny wydatek m.in. w Olsztynie, Białymstoku i Bydgoszczy wynosiłby około 900 zł, czyli około 35 proc. wynagrodzenia.
Zestawienia, które chociaż trochę uwzględniają pozostałe czynniki warunkujące popyt, dają bardziej realny obraz rynku niż same średnie stawki za mkw., ale nie należy zapominać, że o relacji kredytu do zarobków decyduje jeszcze kilka innych parametrów. Przeciętny mieszkaniec Łodzi przelewał będzie tylko co trzeci zarobiony złoty na konto kredytowe wyłącznie do czasu, aż nie wzrosną stopy procentowe.