Renault Scenic: została tylko nazwa

Marcin BołtrykMarcin Bołtryk
opublikowano: 2024-03-22 11:30

Renault Scenic nie zaczynał jako model, lecz jako wersja modelu. Dziś to niepodległa nazwa. Niepodległa innym modelom, ale podległa tendencjom.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Gdy w 1996 r. znaczek scenic po raz pierwszy trafił na tylną klapę Renaulta, to słowo wcale nie oznaczało nazwy modelu. Scenic był po prostu kolejną wersją (po sedanie, hatchbacku, coupé i kombi) niezwykle wówczas popularnego modelu od Renaulta – Mégane. Zatem nie było żadnego Renaulta Scenica, był Renault Mégane Scenic.

Rys historyczny

Mégane Scenic był kompaktowym minivanem. Wówczas moda na vany i mniejsze konstrukcje tego typu była spora, nic więc dziwnego, że Renault chciał mieć takie nadwozie u siebie. I to była dobra decyzja, bo Mégane Scenic się przyjął. Łączył zalety rozmiarów kompakta z ładownością kombi, a wszystko podawał w bardziej przestronnym i uniwersalnym wydaniu. Wówczas takie rozwiązania (a nie SUV-y jak dziś) uchodziły za doskonałe dla rodzin. Model Scenic pojawił się przy okazji pierwszego face liftingu w 1999 r. Renault chciał wydębić dla swojego vano-kompakta osobną linię modelową właśnie ze względu na popularność. W 2003 r. zadebiutowała druga generacja, w 2009 kolejna. Każda trzymała się pierwotnego planu: być małym vanem. Nawet czwarta generacja (z 2016 r.) trzymała się tego chytrego zamysłu, mimo że sylwetką zaczęła nawiązywać do popularnych już wówczas crossoverów. Dopiero piąta, najnowsza generacja do reszty zrywa z przeszłością. Chodzi zarówno o związki z vanami, jak i… tradycyjnymi napędami. Dziwne? Ani trochę.

W prawie 30-letniej historii Scenica samochód był dostępny zarówno z ekonomicznymi niewielkimi benzyniakami o mocy 75 KM, jak i jeszcze bardziej ekonomicznymi dieslami. Była też 140-konna wersja dla ambitniejszych kierowców (2,0 16V) i odmiana z napędem na obie osie (Scenic RX4). W latach świetności kompaktowych vanów Scenic konkurował m.in. z Toyotą Corollą Verso, Citroënem C4 Picasso, Volkswagenem Touranem, Fordem C-Maxem czy Nissanem Almerą Tino lub Oplem Zafirą. Dziś tych aut już nie ma, bo albo zostały zastąpione przez SUV-y, albo porostu zniknęły w odpowiedzi na… brak zainteresowania kupujących. Podsumowując: rodziny dziś chcą SUV-ów, a regulatorzy rzucają kłody pod tłoki silników spalinowych. Co w tej sytuacji robi Renault z modelem Scenic? Buduje SUV-a na prąd. W ten oto – ale nie magiczny – sposób spalinowy minivan przeobraził się pseudoterenówkę na prąd.

Zasięg, moda i nagroda

Jaki jest Scenic naszych czasów? Po pierwsze elektryczny i tylko taki. W Polsce dostępny w dwóch odsłonach: 170- lub 218-konnej. Bateria słabszej wersji (Comfort Range) ma pojemność 60 kWh, a mocniejszej (Long Range) wyposażona jest w akumulator o pojemności aż 87 kWh. Producent obiecuje, że Scenic z mniejszą baterią przejedzie 430 km na jednym ładowaniu. Wersja Long Range ma mieć zasięg nawet 625 km – imponująco. W praktyce? No cóż. Trasa testowa liczyła może ze 150 km. Trochę ekspresówek, nieco górek i sporo bocznych szlaków oraz niewiele miasta. Warunki atmosferyczne raczej sprzyjające autom na prąd. Do tego literalne trzymanie się limitów prędkości. Efekt? 16,8 kWh na 100 km. Czyli… około 500 km zasięgu jest… w zasięgu. Oczywiście podczas spokojnej jazdy, ale to się akurat zgadza. Scenic na prąd do takiej właśnie został stworzony. Szybka jazda po zakrętach, dynamiczne wyprzedzanie czy okupowanie lewego pasa to nie jego bajka. Zresztą mimo że silnik elektryczny jest w stanie dostarczyć na przednią oś 218 KM, zdecydowanie nie zachęca kierowcy do częstego korzystania z tej możliwości. Nie jest ospały, ale zdecydowanie nie jest typem sportowca. Zawieszenie zestrojone jest dosyć sztywno, co może powodować, że kierowca pomyśli, że jest takowym typem, ale nie. Nie jest. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje mu prawie 8 s, a prędkość maksymalna została ograniczona do 170 km/h.

Maksymalna moc ładowania prądem stałym to 150 kW, ale ta informacja dotyczy tylko wersji z większą baterią. Słabszą wersję z mniejszym akumulatorem można ładować z maksymalną mocą 130 kW. Na uwagę zasługuje pokładowa ładowarka o stosunkowo wysokiej mocy 22 kWh. Ta informacja ucieszy tych, którzy częściej niż na publicznych stacjach ładują się z własnych wallboxów. Ładowanie prądem przemiennym ze „słupka” w domu zajmie dwie godziny (od zera do 80 proc. wersji z mniejsza baterią). Dzięki niej to doskonała wiadomość dla klientów i prawdziwa rzadkość na rynku.

Tyle danych. Teraz coś dla oka. Francuzi (choć Włosi pewnie się z tym nie zgodzą) umieją podążać za modą, a Scenic może być tego przykładem. Jest dokładnie taki, jaki powinien być współczesny elektryczny SUV.

Tam gdzie ma być agresywnie, jest agresywnie. Tam gdzie ma być załamanie, są dwa. Odważnie, nowocześnie i nie nudno. Potraficie przywołać w pamięci Mégane Scenica? Już? No to nowy Scenic zupełnie nie jest do waszego wyobrażenia podobny, jest za to dokładnie taki, jakiego chce młode, wchodzące na rynek motoryzacyjny pokolenie – pasuje mi tu słowo gadżeciarski.

Chowane klamki, symboliczny francuski kogut wygrawerowany na przedniej szybie, Google na pokładzie, cyfrowe, pełne wyświetlaczy wnętrze, doskonale wymyślone miejsce na telefon, prawie kwadratowa kierownica czy efektowny dach panoramiczny. Zrezygnowano w nim z tradycyjnej rolety, a przesłanianie odbywa się… a jakże, przy wykorzystaniu prądu. Dzięki przepływowi energii elektrycznej poszczególne sekcje zmieniają kolor na mleczny i stają się nieprzezroczyste. Słowem – inspektor gadżet. Ale tak dziś trzeba. I widać to działa. Scenic został okrzyknięty samochodem roku, znaczy wygrał prestiżowy konkurs Car of The Year 2024.

Rodzinny pean

Co warte odnotowania, to już drugi taki tytuł dla Scenica. Pierwszy otrzymał w 1996 r. – jeszcze jako Mégane Scenic. Wówczas jurorzy docenili m.in. zgodność z aktualnymi tendencjami i walory użytkowe, czy jak kto woli pierwiastek rodzinności. Teraz… identycznie. Mówiąc krótko, Renault umie w Scenica, a Scenic umie trafić w gusta kolejnych pokoleń. A jak tym razem jest w walorami użytkowymi?

To, że auto jest elektryczne, daje fantastyczną możliwość wykorzystania przestrzeni po silniku spalinowym i stworzenia czegoś, co nazwane zostało frunk (czytaj: bagażnik pod maską). Daje, to fakt. Ale nie w Scenicu. Ze względu na poprzedni napęd przestrzeń pod maską szczelnie upchana jest techniką, na tyle szczelnie, że o żadnym frunku mowy być nie może. Spory jest natomiast tradycyjny bagażnik. Ma 545 l (a po złożeniu kanapy 1670). Miejsca nie brakuje również wewnątrz. Tylna kanapa spokojnie pomieści twoje pociechy, nawet jeśli mają już 30 lat i uporczywie nie chcą się wyprowadzić. Nie brakuje schowków, uchwytów i innych rozwiązań urodzinniających. Pod tym względem to Scenic przez duże S.

Jaki jest pod względem cen? Rozsądny. Słabsza wersja to wydatek od 202,9 tys. zł, mocniejsza od 219,9 zł. Zgadzam się z jednym z haseł reklamowych Renaulta, które mówi, że w Scenicu zmienili wszystko poza nazwą. Jest prawdziwe. Prawdziwe jest też to, że na rynek wjechał kolejny przyzwoity samochód elektryczny. Optymalne rozmiary, zadowalający zasięg, odważna stylistyka. Wady? Po 150 km za kierownicą trudno było takowe odnaleźć. Ale chociaż świat motoryzacji się zmienia, nie zmienia się jedno. Nasze oceny. Dla jednych wadą będzie, że francuski, dla innych, że elektryczny. Jeszcze innych połączenie francuza z elektrykiem dosłownie zetnie z nóg. Wszystko zweryfikują statystyki sprzedaży, już za kilkanaście miesięcy przekonamy się, czy elektryczny SUV z godnością będzie reprezentował swoje nazwisko.

Renault Scenic