Lubimy maleńkie restauracje z autentyczną kuchnią polską. Wpadliśmy tym  razem (ponownie) do otulonej śniegiem podwarszawskiej Karczmy  Żywieckiej.
 W lecie odwiedzamy ją regularnie w Wiązownej (trasa na Lublin), krążąc  na rowerach po Mazowieckim Parku Krajobrazowym. Zajadamy się tam zawsze  najlepszą chyba na Mazowszu borowikową z łazankami.  Tym razem  przyjechaliśmy (dla odmiany) samochodem i przekornie skusiliśmy się na  zupełnie inny zestaw. Kapuśniak, pierogi domowe Firmowe. Całość 13 zł.  Wierzyć się nie chce, że takie ceny jeszcze przetrwały w okolicy. A jak  było? Kapuśniak przywrócił wspomnienia z przeszłości. Był aromatycznie  treściwy.
 Pierogi z mięsem zdecydowanie własnej roboty. Były z wody (nieodsmażane)  z okrasą. Casto też było takie jak trzeba. Pierogi wypełniono  delikatnym, mięsnym farszem. Żadni tam „fryzjerzy”. Dla  niewtajemniczonych to kupowane w sklepach i odmrażane później w  restauracyjnych kuchenkach mikrofalowych torebki (otwierane potem  nożyczkami). Tym domowym, w Żywieckiej, dodaliśmy do smaku po parę  kropelek maggi.

