Przypomnijmy sobie, że niedawno "Rzeczpospolita" poinformowała o rodzących się planach rządu zawieszenia na dwa lata zawartych w ustawie o finansach publicznych progów ostrożnościowych (50 i 55 procent). Pamiętać trzeba o tym, że w Konstytucji RP jest określony poziom zadłużenia (60 procent w stosunku do PKB), którego przekroczyć nie możemy. Poziom ten ustalony został w traktacie z Maastricht i jest jednym z warunków przyjęcia euro. Informacja ta została prawie natychmiast przez urzędników ministerstwa finansów zdementowana. Mówiono, że ministerstwo nie pracuje nad takim projektem. Problem jednak w tym, że gazeta nie pisała o „pracach nad projektem", a jedynie o „sondowaniu", a nie ulega wątpliwości, że takie sondowanie się przecież (z wolą czy bez woli ministerstwa) rozpoczęło. Być może alternatywą była zaproponowana właśnie zmiana w funduszach emerytalnych.
Nie ulega wątpliwości, że poziom 55 procent przekroczymy jak nie w 2010 to w 2011 roku. Struktura wydatków państwa (80 procent wydatków sztywnych, które będą rosły), zależność zadłużenie od wartości złotego (będzie w przyszłym roku tracił) i szkodliwa obniżka podatków PIT dla zamożnych oraz składki rentownej nie pozostawiają złudzeń. Przekroczenie tego poziomu kazałoby bardzo ograniczyć dochody mniej zamożnej części społeczeństwa. Mniej zamożnej, ale bardziej licznej. Alternatywą jest podniesienie podatków. Jest bardziej niż pewne, że jeśli zagrożenie przekroczenia 55 procent zadłużenia się pojawi to politycy, chcący przecież wygrać wybory, po prostu ten próg usuną. Na razie próbują problem zaklajstrować.
Sprawa ma kilka aspektów. Pierwszy z nich to sama reforma emerytalna (ma już 10 lat). Uważam, że ma ona więcej wad niż zalet - jestem jej zdecydowanym przeciwnikiem. Idee przesunięcia części składek z systemu repartycyjnego do kapitałowego wynika z dwóch założeń. Po pierwsze, że na akcjach w długim terminie zawsze się zarabia, a po drugie, że prywatne firmy konkurując ze sobą wypracują z pewnością większe zyski niż państwowa firma. Oba te filary drugiego filaru są przegniłe.
Na akcjach rzeczywiście w długim terminie się zarabia, ale po pierwsze problemem jest długość tego terminu, po drugie skala zysku, a po trzecie ryzyko. Zdecydowanie lepiej zarabia się na obligacjach rządowych. Ryzyko niewielkie, zyski pewne, czas im dłuższy tym lepszy. W USA można tę tezę udowodnić na odcinkach 30. letnich. W Polsce istniejący od 1997 roku fundusz obligacji FIO Pioneera był gorszy od WIG tylko w latach 2006-2007. W pozostałych 10 latach był zawsze lepszy. Teraz zysk wynosi 190 procent od 1997 roku - WIG wzrósł w tym czasie o 150 procent.
A co z tezą o wyższości prywatnych konkurujących ze sobą firm? Sami wiemy, że konkurencyjność jest co najmniej wątpliwa. Koszty zarządzania kapitałami olbrzymie. Zyski bardziej niż umiarkowane. Pamiętać trzeba, że kilka osób zajmujących się w ZUS zarządzaniem kapitałów w ramach funduszu rezerwy demograficznej miało wyniki lepsze od OFE. Nie da się temu zaprzeczyć. Jedynie ideologia, czyli teza mówiąca o tym, że państwowe jest zawsze gorsze niż prywatne każe z uporem iść w kierunku wielu PTE.
Jest jeszcze trzeci aspekt. Przesunięcie 10 lat temu części składki z ZUS do OFE zmusza budżet do zwiększenia dopłata do ZUS, a tym samym do generowania długu (obligacji), które kupują OFE na tym zarabiając (rentowność). Brak w tym logiki. Dużo lepiej, taniej i bezpieczniej byłoby (jeśli musimy mieć część kapitałową), wyodrębnić w ramach ZUS kilkuosobową komórkę, która kupowałaby tylko obligacje rządowe i prowadziła indywidualne konta przyszłych emerytów, na których lokowane byłyby te obligacje. Tak jak teraz w OFE.
Największa wadą OFE jest przymus inwestowania. OFE mają limity inwestowania w akcje (40 procent), których zresztą prawie nigdy nie testują, ale teoretycznie mogłyby na tych akacjach zarabiać całkiem sporo, gdyby stosowały timing. Z obserwacji wiemy, że coś robią, ale zazwyczaj są spóźnione. Ponieważ jednak składka na emeryturę jest obowiązkowa (ja uważam, że słusznie) to powinno się dopuścić możliwość przekazywana jej części do OFE. Tyle tylko, że wtedy ilość PTE zmalałaby do maksimum dwóch. Wielki biznes bez najmniejszego ryzyka by się skończył.
Zwolennicy systemu kapitałowego powiedzą w tej chwili (nawet dużo wcześniej), że demografia nie pozostawia złudzeń: poprzedni system (repartycyjny) jest nie do obrony. To według mnie kolejny mit. Załamuje się ręce zamiast myśleć nad tym jak zwiększyć przychody. Trzeba sprzyjać wzrostowi ludności, ale nie niemądrym becikowym. Wystarczy spojrzeć na to jak robią to we Francji, pomagając rodzinom, kobietom przedszkolami i innymi udogodnieniami socjalnymi. Poza tym oczywiście nie należało zmniejszać składki rentowej. Trzeba też zreformować cały system doprowadzając do tego, żeby Polacy płacili składki emerytalne. Teraz nie tylko będący w KRUS płacą symbolicznie...
W ten sposób załatwiłem część pierwszą, czyli ideę systemu kapitałowego. Pora teraz na cześć drugą, czyli pomysły ministerstwa finansów. Po pierwsze trzeba wyraźnie powiedzieć, że straszenie upadkiem złotego z powodu pojawienia się tego projektu jest nieporozumieniem. Widać to było w środę 4.11, kiedy ministerstwo swój pomysł przedstawiło. Złoty bardzo się umocnił.. W Argentynie rząd ich OFE znacjonalizował i w niczym nie zaszkodziło to ani peso ani indeksowi Merval, który zachowywał się dużo lepiej niż WIG20 - niedawno testował szczyt wszech czasów.
Twierdzi się, że ministerstwo swoją decyzją demontuje całą reformę. Słusznie, rzeczywiście tak jest. Mimo, że jestem przeciwnikiem tej reformy to właśnie najbardziej mnie niepokoi. Zmiana warunków gry nie może się obywać tak arbitralnie, nagle, bez vacatio legis. Dlatego też myślę, że pomysł zrealizowany nie zostanie. Gdybym się mylił i jednak został zrealizowany to warto zastanowić się nad kilkoma sprawami.
Po pierwsze straszenie Polaków zmniejszeniem emerytur z tytułu tego przesunięcia środków jest niepoważne i na kilometry pachnie lobbingiem. Widziałem prognozy spadku emerytur o 1/4 - 1/3. Jak z takiego ubytku składki w OFE, które lokuje średnio 1/3 otrzymanych środków w akcje sprawić, żeby emerytura tak mocno spadła jest prawdziwą zagadką. OFE na części akcyjnej musiałyby zarabiać naprawdę krocie, żeby do tego doszło. Pamiętać trzeba, że środki przesunięte do ZUS mają być rewaloryzowane zgodnie ze średnią rentownością obligacji. Może nie będzie tego więcej, a bardzo mało prawdopodobne, żeby było mniej.
Przeciwnicy tego pomysłu twierdzą, że w OFE są nasze realne pieniądze, a w ZUS tylko zapisy. Stąd już blisko do tezy o „okradaniu". Minister twierdzi, że zapis na koncie nie różni się od obligacji, które kupują OFE - jedno i drugie jest przecież zobowiązaniem skarbu państwa. Tu jest słaby punkt tego projektu. Obligacje spłacić trzeba, bo jeśli by się ich nie spłaciło to zawaliłaby się cała gospodarka - wierzyciele polscy i zagraniczni przestaliby ufać Polsce, a to byłaby katastrofa. Zapis na koncie emerytalnym to co innego. Politycy mogą zawsze powiedzieć: nie ma pieniędzy, nie zrewaloryzujemy. Mogą też powiedzieć, że zmniejszą emerytury (tak jak na Łotwie). Co prawda tym popełniliby wyborcze seppuku, ale należałoby pomyśleć o jakichś zabezpieczeniach tych pieniędzy.
Spójrzmy teraz na stronę polityczną propozycji ministerstwa. Wiadomo jak groźne byłoby przekroczenie poziomu zadłużenia 55 procent PKB. Szczególnie groźne w latach wyborczych. Rząd ma więc do wyboru: albo przeprowadzić reformę finansów publicznych albo znieść progi ostrożnościowe albo szukać innych, nieortodoksyjnych rozwiązań. Oczywiście najlepsza byłaby reforma, ale mamy dwa lata wyborcze, a reforma byłaby bardzo bolesna dla wielu Polaków. Poza tym rządzi nami koalicja, a prawo weta ma prezydent. Wniosek: przez następne dwa lata reforma jest nierealna. A gdyby nawet była to żaden polityk jej nie przeprowadzi, bo chce być wybrany. Trzeba by olbrzymiego kryzysu bijącego po kieszeniach albo rządu, który nie chce być wybrany, żeby poważne reformy (KRUS, wydłużenie wieku emerytalnego, większe składki od samozatrudnionych, emerytury mundurowe, poważny program sprzyjający wzrostowi populacji itp.) zostały przeprowadzone. Skoro w latach 2010 - 2011 nie da się przeprowadzić reformy tak to pozostają dwa inne sposoby. Jeden został zaproponowany formalnie, drugi nieformalnie. Do Polaków i mediów należy teraz wybór.
Zapraszam na zaprzyjaźniony ze mną portal: http://studioopinii.pl/
