Riesling z nasturcją

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2014-06-27 00:00

Ratuszovą w Poznaniu pierwszy raz odwiedziliśmy jeszcze w zamierzchłych czasach PRL-u. Jak na ówczesne warunki było tam całkiem nieźle (bo nie tragicznie). Dzisiaj to już zupełnie inna bajka.

Adres jest nadal genialny — poznański Stary Rynek. Chociaż ostatnimi czasy Rynek gastronomicznie bardzo się zmienia. Dziwnie oscylując w kierunku smakowych preferencji właśnie rodem z PRL-u (i lokali typu wódka plus zagryzka). Na ich tle restauracja Ratuszova to oaza dobrego smaku. Kamienica, w której się mieści, też jest historią. Mieszkał w niej ponoć przez rok (według obsługi restauracji) sam król Jan Kazimierz.

Przetaczające się później przez Poznań wojny zatarły niestety ślady pobytu. Także i dowody na to, że król zajadał się tam schabowym po królewsku. Dziś po schabowym nie ma śladu, ale jest w Ratuszovej kuchnia polska w bardzo dobrym wydaniu. Dzięki szefowi kuchni Pawłowi Grygierowi.

FILUTERNY TATAR

Zprzystawek zauroczyła nas rzadko widziana ostatnimi czasy grasiczka. Roztańczona z borowikami i cebulą w dwóch odsłonach. Kokieteryjnie otulona woalką z pietruszki. Od razu zaczęliśmy się zastanawiać, z jakim winem można by to wesołe towarzystwo zaprzyjaźnić. Początkowo poszliśmy w różowe kierunki (Masia Freye, Merlot/Sumoll, 2013, Penedes, Hiszpania). Niestety bez większych smakowych sukcesów. Wyratował nas z opałów opiekujący się nami Krystian Gumienny. Zaproponował sprawdzonego wcześniej białego adoratora „leśnych” grasiczek — Rieslinga Schloss Koblenz, 2012, Mosel, Niemcy. Po pierwszym łyku grasiczki zapiszczały z radości. Cebula i borowiki zgodnie im zawtórowały. Było do tego stopnia dobrze, że postanowiliśmy pozostawić niemieckiego amanta na stole w stanie wzmożonego czuwania. Miał szybko wystartować do kolejnej degustowanej przez nas przystawki. Był nią tym razem tatar z łososia z filuternie zatkniętą w kapelusik nasturcją. W kieliszkowe szranki z rieslingiem ponownie wślizgnął się nasz wcześniejszy różowy konkurent.

SMAKOWITY ODLOT

Kto wygrał? Zarówno Niemiec, jak i Hiszpan od razu się zaprzyjaźnili z tatarem. O dziwo z płatkami nasturcji także. Bynajmniej nie były one sztuczne, jak to wcześniej niesłusznie podejrzewaliśmy. Po serii sukcesów riesling czaił się teraz na dania główne. Pierwszy przypłynął do nas delikatny sandacz, pod pachę z miło kwilącą młodą kapustą w delikatnych aromatach boczku. W towarzystwie przepiórczego żółtka, także buńczucznych prawdziwków. Smakowy odlot. Z mozelskim rieslingiem — prawdziwa uczta smaków. Musieliśmy zarządzić nawet małą przerwę.

FUKAJĄCY FILET

Trzeba było chwilę odsapnąć, bo w perspektywie miał się pojawić dzik. Oczekiwany filet fukał całą gamą leśnych aromatów. Soczysty i wygodnie ułożony na truflowych ziemniakach rozglądał się po lokalu. Był rzeczywiście pyszny. Wtem powstał problem. Dzikowi z rieslingiem okazało się nagle nie po drodze! Różowy kolega też nie odnotował większych sukcesów. Wytworzyła się w sumie mało przyjemna sytuacja. Na ratunek ponownie przyszedł pan Krystian, sugerując, by tym razem przećwiczyć Argentyńczyka — Pinot Noir, 2011, Luigi Bosca. Przećwiczyliśmy. Zatańczyli ze sobą wspaniałe podniebienne smakowe tango. Po nim zapadła cisza, po której nadjechały desery. Wśród nich zaś mus czekoladowy, który wraz z wiśniową kijafą stworzył bardzo udaną parę. &

Restauracja Ratuszova

Poznań Stary Rynek 55

Ogólne wrażenie 5,0

Karta win 4,5

Potrawy 5,0

Wystrój wnętrza 4,5

Obsługa 5,0

Na biznes lunch 5,0

Na obiad z rodziną 3,0