Masz w sobie pasję albo udajesz, że tak jest. Osiągasz cele albo patrzysz, jak robią to inni. Jesteś jak Robert czy James? Odpowiedź może przesądzić o twojej dalszej karierze.
Joanna jest prawnikiem. Pracuje w dużej renomowanej firmie konsultingowej od początku jej istnienia. Swoje zadania wykonuje zawsze sumiennie i szybko. Jednak mimo pracowitości, niezłych umiejętności i znajomości kilku języków od wielu lat niezmiennie tkwi na tym samym stanowisku. W tym czasie jej koleżanka — mimo słabszych kwalifikacji — awansowała kilka szczebli wyżej. Joanna czuje się niedoceniona.
— Dlaczego szef awansował ją, a nie mnie? — żali się.
Podobne pytania zadaje sobie często większość z nas. Dziwimy się, dlaczego nie awansujemy, ale za to udaje się to naszemu koledze z pracy. Pomóc odpowiedzieć na to pytanie może książka „Brokerage and Closure” amerykańskiego psychologa Ronalda S. Burta, która niebawem ukaże się w Stanach Zjednoczonych nakładem Oxford University Press. I ma sporą szansę stać się światowym bestsellerem... Autor klasyfikuje pracowników na dwa zasadnicze typy. Nazwał je umownie Jamesem i Robertem. A od tego, którym z nich jesteśmy, zależy nasza dalsza kariera.
Robert rusza tyłek
Jeśli jesteś Jamesem, nie mamy dla ciebie dobrych wiadomości. Twoje szanse na awans są minimalne. W czasie restrukturyzacji firmy będziesz pierwszy na liście do zwolnienia. Gdy zdecydujesz się zmienić pracę, firmy rekrutacyjne potraktują cię bezlitośnie. Twoje CV nie zrobi na nich większego wrażenia...
Jako Robert jesteś urodzonym szczęściarzem. Powód? Dzisiejsze firmy szukają takich jak ty. To właśnie przed tobą awanse i najatrakcyjniejsze perspektywy.
Jak odróżnić Jamesa od Ro- berta?
— James wyznacza sobie strefę komfortu, która jest jednocześnie granicą jego bezpieczeństwa. Robert cały czas ją narusza i podejmuje ryzyko nowych wyzwań. Inaczej mówiąc, James to człowiek rzetelny, oddany, ale... ciepła klucha. Robert natomiast jest aktywny i dynamiczny. James to procedura i zadania wykonawcze, a Robert — inspiracja i poszukiwanie nowych idei — tłumaczy Jacek Santorski, psycholog. Niebawem do księgarń trafi jego książka „Alchemia kariery”, napisana wspólnie z Grzegorzem Turniakiem.
James niekoniecznie jest szeregowym pracownikiem, często to np. zastępca dyrektora lub kierownika. Generalnie żyje w cieniu Roberta... Oba typy dzieli wiele. To jak dwa przeciwstawne światy. Zdaniem Jacka Santorskiego, James jest przykładnym uczniem, który chce się dobrze wywiązać z powierzonego mu zadania. Robert ma wrodzoną ciekawość świata, jest otwarty na relacje, a przede wszystkim cechuje go odwaga.
— Robert, niezależnie od powierzonego mu zadania, po prostu „rusza tyłek” — idzie w świat. Nawiązuje nowe kontakty, ciągle poszukuje. Wybiera różne warianty rozwiązań. Dlatego jest efektywny. Z badań jednej z amerykańskich firm brokerskich wynika, że wydajność pracy Roberta jest o 40 proc. większa niż Jamesa, a prawdopodobieństwo, że zrobi on karierę, aż o 72 proc. — przytacza Jacek Santorski.
Robert stara się nie tylko przechwycić dobre pomysły i przynieść je z powrotem do firmy, ciągle też szuka inspiracji.
— Często wiąże się to z wrodzonym zapotrzebowaniem na ryzyko, na poszukiwanie stymulacji — ocenia Santorski.
Szafy i głowy
Polskim, stworzonym przez Czesława Bieleckiego w książce „Głowa”, odpowiednikiem Jamesa jest człowiek-szafa, a Roberta — człowiek-głowa.
„Ludzie-szafy to ci, których zawsze zastajesz tam, gdzie sam ich dopchnąłeś. W pewnym momencie jest ci już zupełnie obojętne, co jest przyczyną ich bierności: lenistwo duchowe czy fizyczne” — pisze Bielecki.
Skąd się biorą szafy?
„To kwestia charakteru, a nie zawodu. Ludźmi-szafami bywają politycy i inżynierowie, urzędnicy i robotnicy, spragnieni sensacji dziennikarze i niewydarzeni artyści. Gdy masz do czynienia z prostymi ludźmi-szafami — sytuacja jest do opanowania. Obserwujesz, jak biorą przedmioty do ręki i po chwili już widzisz, że sprawy i robota wypadają im z ręki. Gorzej, gdy natura obdarzyła ich ambicją, gdy mają władzę i dysponują techniką. Strzeż się tych leni z pretensjami do świata. Sporo się namęczysz, zanim sprawa, którą mieli załatwić, i tak wróci do ciebie. Strzeż się więc ludzi-szaf. Lepiej odsuń ich na bezpieczną odległość, żeby nie usłyszeli Twoich myśli” — ostrzega nas autor „Głowy”.
James lub inaczej człowiek-szafa zawsze ma problemy z podejmowaniem decyzji.
Tak jak Joanna, która jest rozgoryczona dotychczasową pracą, ale jednocześnie boi się podjęcia jakiejkolwiek decyzji. „Brak decyzji jest także decyzją” — zauważa Bielecki.
— Człowiek-szafa jest decydofobem, boi się podejmować decyzji. Woli, żeby za niego robił to jego szef. Wychodzi z założenia, że szef wie lepiej i to on odpowiada za jego karierę i za dalszy rozwój — tłumaczy Leszek Mellibruda, psycholog biznesu.
Jego zdaniem, prawdziwa kariera wiąże się przede wszystkim z osobistym rozwojem.
— Człowiek rozwija się wówczas, gdy wyznacza sobie konkretne cele. Nie tylko doraźne, ale również dalekosiężne, a potem krok po kroku je realizuje. Ważne też, by spełniały one jakieś jego potrzeby lub marzenia. Celem człowieka-głowy jest więc osiągnięcie określonego celu. Człowiek-szafa takich pragnień nie ma. Dla niego najważniejsze jest bezpieczeństwo, przetrwanie. To postawa typowo asekuracyjna — uważa Mellibruda.
A dziś w firmach preferują elastycznych.
— W naszej kulturze panuje niezmienne przekonanie, że kariera powinna iść tylko „w górę”. Podczas gdy życie uczy, że kariera po pierwsze jest skokowa. Po drugie, że nie robi się jej stale, ale głównie się na nią pracuje. Ludzie, którzy są nastawieni na rozwój, szybciej osiągają sukces. Bo myśląc o karierze, biorą pod uwagę osobiste potrzeby — przekonuje psycholog.
Komu jaka firma
Wymarzone miejsce dla Roberta? Firmy innowacyjne, wprowadzające nową markę lub przechodzące restrukturyzację. Natomiast te realizujące długofalową strategię i nastawione na długoterminowe relacje z klientami będą oazą dla Jamesów.
— Przedsiębiorstwa, które dążą do utrzymania swojej pozycji na rynku, a nie są nastawione na ekspansję, są przystanią dla Jamesów. Takie miejsca będą z kolei frustrujące dla Robertów — uważa Santorski.
Nadmiar kreatywności w firmie zachowawczej, nastawionej na przetrwanie, może być więc problemem.
— Pracowałem kiedyś przy przekształceniu spółki giełdowej Lukas w Lukas Bank Detaliczny. Głównym zadaniem menedżerów było wyszukiwanie Robertów w różnych częściach kraju. Czasami wybory okazywały się zaskakujące — wspomina Jacek Santorski.
Lukas Bankiem zarządzali wówczas głównie Robertowie. Sytuacja zmieniła się w 2001 r., gdy akcjonariuszem został francuski bank Credit Agricole.
— To instytucja z tradycjami, nastawiona głównie na długoterminowe relacje z klientami. Obserwowałem potem, jak wielu Robertów odchodzi do dynamiczniej zarządzanych spółek. Sytuacja w Lukasie nadal jest dobra, ale inna. Bank ten teraz to stabilne miejsce pracy dla solidnych pracowników. Przyjęta strategia jest korzystniejsza dla Jamesów — opowiada Santorski.
Jego zdaniem, w najbliższym czasie rynek pracy czekają kolejne migracje Robertów.
— W miejsce znanych firm z branży telekomunikacyjnej pojawią się nowe marki. Będą gwałtownie potrzebowały Robertów, którzy się w nich „zakochają” — uważa psycholog.
Metamorfoza Jamesa
W wielu firmach awans to element naturalnej ścieżki rozwoju zawodowego. To miejsca dla Robertów. Na przykład Procter & Gamble. Z informacji zamieszczonych na stronie internetowej tej firmy wynika, że poszukuje ludzi o zdolnościach przywódczych, potrafiących rozwiązywać problemy, nastawionych na innowacyjność, nie obawiających się podjąć ryzyka. Ale też nastawionych na współpracę z innymi ludźmi, cały czas się rozwijających. Wygląda na to, że Jamesi nie mają tutaj czego szukać.
W świecie zdominowanym przez Robertów jest coraz mniej miejsc przyjaznych dla Jamesów. Czy zatem nie pozostaje im nic innego, jak stać się Robertami?
— Robertem można się urodzić — ciekawość świata, odwaga, dynamizm to mogą być cechy wrodzone. Autor amerykańskiego bestsellera opisuje jednak treningi, które zrobiono dla Jamsów po to, by zamienić ich w Robertów. Nie od razu, ale po dłuższych ćwiczeniach da się tego dokonać. Taki trening może się okazać bardzo opłacalny dla firm — zapewnia Jacek Santorski.
Dlaczego? Z badań wynika, że James przekształcony w Roberta staje się bardziej wydajny, wzrasta też prawdopodobieństwo jego kariery w firmie. A co jeśli ktoś czuje się w połowie Jamesem i w połowie Robertem?
— Jeżeli ktoś odkrywa w sobie więcej Jamesa, niech podejmie ciężką pracę, by znaleźć w sobie Roberta. Jeśli jednak nie potrafi tego zrobić, powinien kierować się do takich firm, w których James jest ceniony. Gdy natomiast już wiesz, że jesteś Robertem — sprzedaj się jak najlepiej! Dwudziesty pierwszy wiek ci sprzyja — zachęca psycholog.
Nie zapominajmy jednak, że Jamesi też są potrzebni.
— Świat samych Robertów byłby nieobliczalny. A świat samych Jamesów — śmiertelnie nudny —podsumowuje Jacek Santorski.