Dwa lata działalności Rady Ministrów upłynęły w cieniu najpierw ostrych sporów z Andrzejem Dudą, zaś od czterech miesięcy – paraliżującego państwo konfliktu kompetencyjnego z Karolem Nawrockim. Donald Tusk cały czas bojowo argumentuje, że Konstytucja RP z 1997 r. nadała Polsce ustrój jednoznacznie parlamentarno-gabinetowy z małą tylko domieszką prezydencką. Poprzednia i obecna głowa państwa równie zadziornie odrzuciły założenie, że ich rola ma się ograniczać do potulnego kręcenia przez rządową szyję.
Okazji do rządowego balu półmetkowego specjalnie nie było. Premier uznał, że najbardziej symbolicznym szarpnięciem wizerunkowym do przodu będzie przemianowanie Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK) na Port Polska. To chwyt przemyślny, bo z jednej strony potwierdza kontynuowanie sztandarowej inwestycji wrażego PiS, a z drugiej wyrzuca do kosza również wraży symbol CPK i nadaje prostą nazwę patriotyczną. Zwracam tylko uwagę, że patronką samego komponentu lotniczego w CPK była znana na świecie Solidarność, na razie losy tego wątku cząstkowego nie są znane. Po kopernikańskim przełomie proponuję biegiem rezerwować w IATA jakiś niewystępujący w światowej sieci, a spolonizowany trzyliterowy kod. Odrzucony CPK był wolny, teraz idealny byłby POL, ale zajęty jest przez Pembę na wybrzeżu Mozambiku, POP trzyma Puerto Plata w Dominikanie, zaś PPL (to byłaby nazwa od razu właścicielska) to Phaplu w Nepalu. Wolny pozostaje PLP, co jakoś tam pasuje. Wcale nie żartuję, trzeba natychmiast zaklepać, a nie zdawać się na bezduszną AI rządzącą już w IATA. Gdy ćwierć wieku temu wojskowe lotnisko Szymany się cywilizowało, to dla upamiętnienia tajnych amerykańskich rejsów do ośrodka wywiadowczego w Starych Kiejkutach publicznie proponowałem nadanie portowi kodu… CIA, ale okazało się, że dawno zajęty przez rzymskie Ciampino. IATA przydzieliła lotnisku najprostsze SZY, przy czym nazywa się ono obecnie Olsztyn-Mazury.
Obchody półmetka kadencji przyniosły konfrontację politycznych haseł. Dwa główne zebrałem w tytule, oczywiście nie trzeba precyzować, kto jest autorem którego członu. Bez względu na partyjne zaklinanie wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że rządzące konsorcjum 15 października planowo dotrwa do końca kadencji na jesieni 2027 r. Kompetencyjna nawalanka premiera z prezydentem naturalnie będzie trwała i przyjmie jeszcze formy, o których się konstytucyjnym filozofom nie śniło. Donald Tusk powtórzy w latach 2023-2027 swoje osiągnięcie wytrwania kiedyś w fotelu premiera przez konstytucyjną kadencję 2007-2011. Notabene prekursorem takiej stabilności był Jerzy Buzek w latach 1997-2001, a potem powtórzył to Mateusz Morawiecki w okresie 2019-2023. Przy czym tylko Tusk w 2011 r. oraz Morawiecki w 2019 r. (ale po kadencji niepełnej, w 2023 r. już nie powtórzył) dokonali sztuki wręcz niemożliwej w polskich realiach i jako szefowie rządu wygrali wybory oraz utrzymali stanowisko. Różnicuję te dwie kategorie, albowiem samo zdobycie złotego medalu w klasyfikacji osobno liczonych list wyborczych jeszcze nic nie daje, o czym przekonało się ostatnio PiS. Decyduje zdolność do skonstruowania potem w Sejmie większości. Na półmetku kadencji sondaże wieszczą w 2027 r. sytuację odwrotną do pamiętanej z 15 października 2023 r. – Koalicja Obywatelska przoduje wyraźnie przed Prawem i Sprawiedliwością, ale wyłącznie dzięki wsysaniu elektoratów mniejszych partnerów. Chłodna przymiarka do tworzenia hipotetycznych koalicji, które po wyborach w październiku 2027 r. rozstrzygną o utworzeniu rządu, nie wypada dla 70-letniego wtedy Donalda Tuska optymistycznie…

