— Jak zaczęliśmy się liczyć na świecie, nastąpiły ataki. Nie będziemy dłużej przyglądali się z boku, jak jest rozmontowywane polskie rolnictwo — mówi Marek Miśko, dyrektor generalny Polskiego Przemysłu Futrzarskiego.







— Mamy dość bycia niesłusznie atakowani — wtóruje mu Piotr Lisiecki, prezes Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz.
— Po prostu walczymy o naszych rolników i o ich być albo nie być — dodaje Wiesław Różański, szef Unii Pracodawców i Producentów Przemysłu Mięsnego.
— Jesteśmy regularnie atakowani za pośrednictwem różnego rodzaju kampanii, które wprowadzają w błąd konsumentów i bezpodstawnie godzą w dobre imię branży. Działania te przybierają na sile — twierdzi Łukasz Dominiak, dyrektor Krajowej Rady Drobiarstwa.
— To, że komuś kompletnie odbiło, nie oznacza, że my pozwolimy bawić się polską gospodarką i ją niszczyć — podkreśla Jerzy Safader, prezes Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb.
Dojrzałość i połączenie
O co chodzi? 10 dużych organizacji zrzeszających rolników i przetwórców właśnie podpisało porozumienie — „świadomi niebezpieczeństw” chcą bronić zagrożonej „konkurencyjności rodzimej produkcji” na rynkach światowych, mając na względzie „troskę o rozwój polskiego rolnictwa”. Tłumacząc z języka oficjalnego na codzienny: mają dość ataków ekologów i innych osób wskazujących na ochronę zwierząt, ale też prób tworzenia prawa, które ma zlikwidować bądź ograniczyć ich produkcję. Pod porozumieniem widnieją podpisy Polskiego Przemysłu Futrzarskiego, Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz, Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego, Krajowej Rady Drobiarstwa, Instytutu Gospodarki Rolnej, Porozumienia Związków i Organizacji Rolniczych Południowej Wielkopolski, Fundacji Wsparcia Rolnika Polska Ziemia, Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych, Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb i Ogólnopolskiego Związku Producentów Drobiu Poldrób.
Sprawa jest absolutnie bezprecedensowa z co najmniej dwóch powodów. Pierwszy to skala przedsięwzięcia — wśród jego sygnatariuszy są m.in. trzy organizacje zrzeszające hodowców zwierząt futerkowych, trzy gromadzące największych producentówdrobiu, czołowe związki rybny i mięsny. Drugi to sam fakt... porozumienia ponad różnymi interesami, rzecz w branży rolno-spożywczej raczej niespotykana.
— Po prostu dojrzeliśmy. Atak organizacji ekologicznych na jedną gałąź polskiego rolnictwa odbija się na innej, bo wszyscy jesteśmy połączeni. My korzystamy z pasz wytwarzanych z tego, co zostanie z przetwórstwa rybnego czy mięsnego, a przetwórcy dzięki temu mogą sprzedawać swoje odpady. Co więcej — zaczęło się od ataków na nas, hodowców, ale kolejni byli już chociażby producenci drobiu czy wołowiny. Jeśli się temu nie przeciwstawimy, możemy zapomnieć o sukcesach eksportowych, inwestycjach, tworzeniu miejsc pracy itd. Inne segmenty branży rolno-spożywczej też mogą sobie zadać pytanie, kto będzie następny — mówi Marek Miśko.
Dopieszczanie gospodarki
Dlatego, zgodnie tłumaczą sygnatariusze, ich porozumienie ma trzy zasadnicze cele. Po pierwsze — bronić się. Po drugie — informować i pokazywać, jak wygląda produkcja, jaka jest waga branż dla polskiej gospodarki. Po trzecie — nie dopuścić do tworzenia prawa, które w nie uderzy. Chodzi m.in. o powracające co jakiś czas dyskusje nad przepisami, które miałyby zlikwidować hodowlę zwierząt futerkowych i zakazać uboju rytualnego (dotyczy to drobiu i wołowiny).
— Każdy rząd i każdy poseł powinien robić wszystko, by dopieszczać rosnącą produkcję i eksport. Mówimy o branżach, które rzeczywiście produkują. To jest nasz produkt, nasze inwestycje, nasze miejsca pracy. Przecież dziś wszyscy dookoła zacierają ręce — Ukraina, Białoruś i inni nasi sąsiedzi. Jeśli nie będziemy produkować, to chętnie zaopatrzą nas oni — twierdzi Jerzy Safader.
— Nie może stać się tak, że polskie rolnictwo przegra z grupą dwudziestoparolatków,mającą pewną ideologię, którą chcą narzucić innym — co mają jeść i w czym chodzić. Jak ktoś ma pasję, to nie znaczy, że ma też wiedzę. Nie zamierzamy być krzykaczami, ale silnym partnerem do dyskusji. Partnerem, który podpiera się argumentami naukowymi i gospodarczymi — dodaje Marek Miśko.
Piotr Lisiecki zapewnia, że to w interesie producentów jest dobrostan zwierząt.
— Trzymane w złych warunkach i zestresowane zwierzęta są mniej wydajne. Ich dobrostan — poza czysto ludzkim odruchem — jest więc również kwestią interesu. Oczywiście zdarzają się w branży, tak jak w każdej innej, drastyczne przypadki zaniedbań i odstępstw od norm, ale nie można ich przekładać na wszystkich producentów. To też będziemy pokazywać — mówi Piotr Lisiecki.
Na razie nie wiadomo, jak duży będzie wspólny budżet autorów porozumienia.
Ekokampanie
Filmy z ukrytej kamery z hodowli zwierząt futerkowych czy dokumentacja rozładunku trzody chlewnej — to tylko niektóre z przykładów upublicznionych przez organizacje przedstawiające się jako działające na rzecz poprawy losu zwierząt, promowania weganizmu i ekologii. Ostatnio głośno jest o ich skutecznym przekonywaniu przetwórców spożywczych do odchodzenia od używania jaj z chowu klatkowego. Otwarte Klatki ruszyły z kampanią FrankenKurczak, o kurczakach hodowanych na mięso. To jedna z wielu prowadzonych przez nie kampanii. Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva! pokazuje na billboardach w stolicy krowy mleczne trzymane w drastycznych warunkach.
OKIEM EKOLOGA - Paweł Rawicki, wiceprezes Otwartych Klatek
Ujawniamy nieprawidłowości
Fakt, że kilku z podpisujących porozumienie jest związanych z branżą futrzarską, świadczy o tym, że to inicjatywa mająca tylko obronić ich przed zakazem hodowli, więc nie oceniam jej jako głosu szerszej części branży rolno-spożywczej. Hodowcy norek przedstawiają czarną wizję, że zakaże się wszystkiego, co oczywiście nie jest prawdą. W przypadku hodowli zwierząt na futra rzeczywiście walczymy o zakaz, ale w przypadku np. kurczaków czy kur — o poprawę warunków życia tych zwierząt. Ponadto nie atakujemy hodowców jako takich, ale ujawniamy nieprawidłowości, które na fermach występują. Podejmując te działania, liczyliśmy się z tym, że producenci zechcą na nie odpowiedzieć. Zwłaszcza że widać już zmiany po stronie konsumentów, którzy np. odchodzą od jaj z chowu klatkowego, oraz przemysłowych odbiorców tych jaj, czyli koncernów spożywczych, które również rezygnują z ich używania.