Żyjemy w czasach, w których wszystko ma być poprawne. Zakaz palenia? Wszechobecny i bez wyjątków. Jesteś przeciw? Burak jesteś i won na dwór. Nazywanie rzeczy po imieniu, niedozwolone. Nazywasz — zaścianek i ciemnota, ot co.
Słowem, jesteś z nami albo przeciw nam. Czarne albo białe. Nie ma odcieni. Wybór. Jak u Forda przed stu z okładem laty. Wybieraj, co chcesz, pod warunkiem, że wybierzesz, co daję. Samochód? Tylko zgodny z ogólnie przyjętym nurtem. Nawet tak ekstrawagancki jak Citroen DS5. Niemożliwe?
Czerwony stoliczek
Od jakiegoś czasu premiery nowych aut wyglądają w zasadzie tak samo. Niezależnie od marki, przeznaczenia czy kraju pochodzenia. Jest stoliczek, czasem czerwony. Jest koszyczek, czasem pleciony. Jest też dużo gadania. Frustracja z powodu „zaledwie” trzech stopni przymiotników w języku polskim (do „naj”) i zawsze, ale to zawsze ekologia. Zielone jest wszystko i do tego oszczędne. Jeśli nie zielone, to hybrydowe, jeśli nie hybrydowe, to elektryczne. Słowem, zmasowany atak zieleni.
Już nawet Porsche dało się porwać (ogłosiło, że nowy Boxster jest oszczędniejszy od poprzednika). Szał zielonych ciał. Mam dość! I basta. Mam chęć na befsztyczek! Za jabłuszko dziękuję. Królestwo za rosół bez pietruszki i prezentację bez zielonych dodatków. Chyba mnie usłyszeli w Citroenie, bo zaproszenie przysłali. Na pierwszy rzut oka zupełnie bez pietruszki. Dlaczego tak pomyślałem?
Bo to zaproszenie na pokaz dynamiczny (z jeżdżeniem znaczy) modelu DS5. A to kolejny, trzeci już, członek elitarnego klubu DS. To oferta dla nieco bogatszych i bardziej wymagających klientów. Dodam, że DS5 to, na razie, najdroższy model w tym klubie oraz że Citroen słynie z buntowniczego podejścia do motoryzacji. Szansa na potrawę bez zieleniny spora. Będzie na bakier. Będzie z czego wybierać.
Muszę zapalić
No i się nacieszyłem. Na bakier to ja byłem, ale z lokalnymi przepisami (o tym potem, bo odarło mnie to z godności). Zawiodłem się na DS5? Nie. Raczej uświadomiłem sobie, że jestem konserwa. I że nic nie łapię. Już na konferencji otwierającej premierę DS5 poczułem się tak, jakby ktoś z obiecującego kryminału wyrwał ostatnią kartkę, ale za to już na pierwszej napisał, kto zabił.
Miało być inaczej. I co? Citroen DS5 nie jest luksusową odmianą modelu C5 (choć nazwa może sugerować taki trop). Konstrukcyjnie bliżej mu do C4 i DS4 — ta sama, choć nieco zmodyfikowana, płyta podłogowa. Cała reszta to kapitalna nowość. Czyli jest inaczej? No, na razie jest. Nadwozie to kombinacja SUV-a, kombi, coupe z domieszką crossovera.
Niespotykanie wysoko zawieszone kombi coupe. Nawet w Citroenie mają problem z jednoznacznym określeniem — czym jest DS5. Inaczej? Owszem, na razie.
Chwilę potem dowiaduję się o „ogromnie szerokiej gamie” skór, dodatków, listew, mate riałów, kół, dzięki którym możliwość indywidualizacji auta ma być równie duża jak, dajmy na to, w Bentleyu. Inaczej? A jakże!
Do tego wyszukane kolory i masa systemów, które decydują za kierowcę, w które drzewo wyrżnąć. Są i specjalnie przygotowane salony sprzedaży, wyszkoleni sprzedawcy. Normalnie wysokie progi luksusu.
Inaczej? No inaczej, inaczej. Wygląda na to, że do tego rosołku nikt zieleniny nie dosypie. Ale na prezentacji jak w barze. A w barach, wiadomo — zwyczaje utarte. Dalej coś o kelnerze i o karcie. A w karcie okropność. Zielono! Aż pali. Żal. Złość. Zawód. Foch. Muszę zapalić.
Wymiana zdań
— Przepraszam, gdzie w państwa pięknym hotelu, mogę kupić papierosy? — grzecznie zapytałem recepcjonistę. — Szanowny panie, w naszym hotelu obowiązuje zakaz palenia! — grzecznie odpowiedział. Wiem. Ale nie o to pytałem — to tylko w myślach, bo normalnie to się uśmiechałem. Tymczasem, i zupełnie przy okazji, powyższe pytanie i bezsensowna odpowiedź dokładnie opisują Citroena DS5.
Jest piękny i nowoczesny. O sylwetce można by napisać pracę doktorską albo i dwie. Środek? Bajka z bitą śmietaną i truskawkami. A silniki? „Proszę pana, tu nie wolno palić!”. Słowem, najbardziej ambiwalentne auto na rynku. Wybieraj, jaki chcesz, pod warunkiem, że wybierzesz zielony.
No bo tak: mówili, że w środku poczujesz się jak pilot myśliwca. Bo to „ergonomia pisana na nowo”. No i czujesz się jak pilot. Tyle że początkujący. Zupełnie nie wiesz, co do czego służy. Przyciski w suficie, przebogata konsola środkowa i wizualna ciasnota. Ale fajnie jest. Trzeba się przyzwyczaić, ale fajnie.
Ta „na nowo pisana ergonomia” daje się obłaskawić. Słowem, wnętrze równym krokiem podąża za stylowym nadwoziem. Ba, może nawet lekko je wyprzedza. Do tego zagrywki z aut sporo droższych. Wstawki ze szczotkowanej stali dostarcza firma, która od lat współpracuje z Astonem Martinem (+ 100 pkt do lansu). Skóra na tapicerkę jest specjalnie odzierana z misternie wyselekcjonowanego stadka bawarskich byków ( - 100 pkt od WWF) . Z drugiej strony karta dań, znaczy silników, obnaża prawdziwą naturę DS5, tę naturalną, zieloną znaczy.
DS5 może być napędzany dieslem lub silnikiem benzynowym. Jako DS5 wysokoprężny może mieć 110 lub 160 KM. Jako DS5 na bezołowiową — 155 KM lub 200 KM. Co ciekawe (i obnażające), DS5 może także być hybrydą. Z pomocą przychodzi technologia stosowana w Peugeocie 3008 Hybrid4. Pod maską pracuje wysokoprężny silnik o mocy 160 KM, który napędza przednie koła, i silnik elektryczny o mocy 37 KM, który napędza tył. Jak nic poprawny do bólu. Nie znajdę nic dla siebie.
Hybryda? Nie, nie jestem zwolennikiem tego typu rozwiązań, choć je doceniam. Diesel 110 KM? Nigdy w życiu. W tak dużym aucie (4,5 m długości, 1,5 tony) to chybiony pomysł.
To może 160 KM? Pojeździłem nim na prezentacji. Nie powala na kolana. Jego dynamika nie współgraz wzornictwem. Pozostaje mi 200-konna wersja benzynowa.
Ta daje radę, ale to silnik 1,6, co oznacza „down sizing” (mały silnik, duża moc). Czyli takie motoryzacyjne zielone do rosołu. Dlaczego nie ma wolnossącego V6 o dużej pojemności — choćby tego z C5? Odpowiedź jest tak prosta, jak ta, której udzielił mi recepcjonista. Niemodne, to nie ma!
Pean i zimna woda
Citroen musi na autach zarabiać. A ponieważ tych, którzy chcą wolnnossące V6 jest mniej niż zwolenników 200 koni ściśniętych w stajence o pojemności 1,6 l, wynik jest prosty. Kiosku z fajkami nie będzie. Dużych pojemności też nie. Tylko po co ubierać to w ekomarketing? Wydawać by się mogło, że linia DS naprawdę będzie inna.
Okazało się, że jest inna tylko trochę. Cóż, czasy mamy, jakie mamy. Samochody też. To co będzie z DS5? W mojej opinii zdobędzie laury za to, że jest inny. Bo mimo wszystko jest. Kiedyś modele tej samej marki różniły się diametralnie. Dzisiaj? Stawiam rosół bez pietruszki temu, kto z daleka odróżni BMW 3 od BMW 5 czy Audi A4 od A6.
Seria Citroenów z logo DS ma spore szanse to zmienić. Klienci powinni też docenić odwagę marki. DS5 chce zawojować konserwatywny segment D szałowymi dodatkami i ekstrawagancką stylistyką. Zryw powstańczy normalnie, bo to segment, gdzie awangardą jest zamówienie jasnej tapicerki do Passata.
Cięgi oberwie za brak możliwości zamówienia do DS5 legendarnego, pneumatycznego zawieszenia i pewnie za ceny. Nie są jakoś specjalnie wyśrubowane (od 99,9 tys. do około 155 tys. zł), ale za ceny zawsze się dostaje cięgi. Kończę, bo zmarzłem. Od 15 minut odarty z odzienia i godności, samodzielnie walczę o prawo swobodnego wyboru.
Tak, palę w pokoju hotelowym objętym zakazem pod karą grzywny. Pod prysznicem — dla niepoznaki. Taki ze mnie wojownik o wolność wyboru. W sumie to pasowałby mi ten DS5. No widzisz, robaczku! I gdzie twój befsztyczek? Entliczek-pentliczek, zmoknięty stoliczek. &