Sprawa ta była tematem programu „Państwo w państwie”, wyemitowanego 23 października 2011 r. w Telewizji Polsat, powstającego przy współpracy z „Pulsem Biznesu”. Jest wzorcowym przykładem współpracy prokuratury i fiskusa w niszczeniu firmy i przejęciu władzy w spółce przez… urzędników. Na jej kanwie reżyser Ryszard Bugajski kręci film pt. „Układ zamknięty”, piętnujący urzędniczo-prokuratorskie patologie.
Od jutra przez sześć kolejnych dni sprawę badać będzie Sąd Rejonowy Kraków-Nowa Huta. Tyle czasu sędziowie dali sobie na analizę i ocenę opinii biegłych, od której zależeć może skazanie lub uniewinnienie oskarżonych.
— Zostaliśmy oskarżeni o działanie na szkodę spółki 7 lat temu, a proces tak naprawdę się nie zaczął. Siedzieliśmy długo w aresztach, straciliśmy wszystko. To ma być państwo prawa? Oczekiwanie na opinię biegłych zablokowało proces, bo sporządzali swą opinię prawie 3,5 roku. Dostali za nią aż 250 tys. zł. Naszym zdaniem, biegli nie wywiązali się z zadania. Ich opinia jest wewnętrznie sprzeczna i w sądzie będziemy z nią walczyć — mówi Witold Szybowski, były większościowy udziałowiec Polmozbytu Kraków.
Urzędnicze przejęcie
W 2003 r. do sprywatyzowanego Polmozbytu Kraków wkroczyła skarbówka. Zawiadomiła prokuraturę o rzekomych nadużyciach przy prywatyzacji. Za kratki trafili członkowie zarządu, rady nadzorczej i największy udziałowiec spółki.
— W areszcie spędziłem ponad rok. Straciłem swoje udziały, dobre imię i wpadłem w ogromne długi. Od lat pracuję jako taksówkarz. Ledwo wiążę koniec z końcem. Większość zarobionych pieniędzy zabiera mi komornik. Mam nadzieję, że sąd wreszcie zakończy proces i zostanę oczyszczony z zarzutów — mówi Witold Szybowski.
Razem z nim na 9 miesięcy za kraty trafili m.in. członkowie rady nadzorczej Lech Jeziorny i Paweł Rey (oskarżeni także w głośnej aferze Krakmeatu — niedawno uniewinnieni). Prokurator Andrzej Kwaśniewski z krakowskiej Prokuratury Okręgowej obwieścił rozbicie… gangu, który miał zdefraudować 65 mln zł na szkodę Polmozbytu. Jego zdaniem, doszło do bezprawnejprywatyzacji firmy za jej pieniądze.
— To był legalny i znany na świecie mechanizm wykupu menedżerskiego — twierdzi Lech Jeziorny.
Kto ma rację, rozstrzygnie sąd. Jednak to, co działo się w spółce w czasie aresztowania jej władz jest wręcz niewiarygodne. Na czele rady nadzorczej stanął Jerzy Jakielarz, kontrolujący Polmozbyt naczelnik… Urzędu Skarbowego Kraków- -Śródmieście. Zajęty przez prokuraturę większościowy pakiet akcji spółki wykupił pewien inwestor, po cenie przynajmniej 10-krotnie niższej od rynkowej. Wrogie przejęcie krakowskiego Polmozbytu przy pomocy prokuratorów i urzędników stało się faktem.
Twardy orzech
W marcu 2008 r. sąd postanowił powołać biegłych z Biura Konsultingowego Fundacji Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Zlecił im przygotowanie odpowiedzi na szereg pytań dotyczących oceny działań władz Polmozbytu Kraków i dokonywanych przez nie transakcji oraz zawieranych umów. Opinia trafiła do sądu w lipcu 2011 r. Od jutra zacznie się jej drobiazgowa analiza na sali rozpraw.
— Będziemy przesłuchiwać biegłych przez kilka dni. Naszym celem jest wykazanie przed sądem, że oskarżenie nas przez prokuraturę było bezzasadne — mówi Lech Jeziorny. Odmawia komentarza na temat opinii biegłych. Oporów nie ma Witold Szybowski.
— To bardzo dziwna opinia. Z jednej strony uznaje nasze działania za zgodne z prawem, by następnie je podważać. Wiele jej tez jest wzajemnie sprzecznych. Podejrzewam, że była pisana pod dyktando prokuratury — mówi Witold Szybowski.