Ryby i wirus a sprawa funta

Krzysztof Kolany
opublikowano: 2020-12-22 20:00

Gdy patrzymy na wiadomości dochodzące z Wielkiej Brytanii, można by się spodziewać, że szterling leży na łopatkach. Tymczasem funt – choć bardzo zmienny – trzyma się nie najgorzej

W Wielką Brytanię uderzyły dwie plagi. Jedną jest Komisja Europejska, które chce narzucić Zjednoczonemu Królestwu jak najgorsze warunki opuszczenia struktur Unii Europejskiej. Chodzi o „przykład grozy”, jaka spotka kraj, który odważy się opuścić Wspólnotę. Teoretycznie Brytyjczycy i KE mają czas do północy 31 grudnia, aby wypracować porozumienie dotyczące przyszłych relacji handlowych. Jeśli nie wypracują kompromisu, to od 1 stycznia handel między podmiatamy z unijnymi a brytyjskimi będzie się odbywał według reguł Światowej Organizacji Handlu.

Jeśli wierzyć nieoficjalnym informacjom, główną osią sporu stała się kwestia… rybołówstwa. Chodzi o to, czy - i w jakiej skali - rybacy z kontynentu będą mogli łowić na wodach Wielkiej Brytanii. Spór dotyczy przychodów liczonych w setkach milionów euro rocznie. Niby to kwota całkiem spora, ale blednie w zestawieniu z 53 mld EUR rocznej wymiany handlowej między Zjednoczonym Królestwem a krajami UE. Nie mówiąc już o wzajemnych więzach łączących miliony mieszkańców Unii z Wyspami Brytyjskimi (biznes, emigracja, turystyka, etc.). Dlatego też analitycy są przekonani, że politycy dogadają się w kwestii ryb i nie będzie dalszego przeciągania procesu brexitowego, który wlecze się za nami już ponad cztery lata.

Blokada morska Brytanii

Tyle że dla wielu brytyjskich wyborców – zwłaszcza tych starszych i bardziej konserwatywnych - sprawa jest prestiżowa. "Rule Britannia”, hegemonia nad morzami, a teraz mamy pozwolić francuskim rybakom łowić na naszych akwenach? Sam premier Boris Johnson powiedział, że na stole leży kwestia brytyjskiej suwerenności. I w tym miejscu w dumnych Brytyjczyków rządy krajów kontynentalnej Europy postanowiły ukarać swoistą blokadą morską. Ot, taki mały rewanż za czasy wojen napoleońskich.

Od wtorku większość państw UE nie przyjmuje samolotów przylatujących z Wielkiej Brytanii, co spowodowało chaos na Heathrow. Europejscy emigranci zarobkowi nie mogą wrócić do swoich krajów na święta, a obywatele brytyjscy utknęli na europejskich lotniskach. Na dodatek rząd Francji zablokował ruch ciężarówek przez kanał La Manche, wywołując częściowy paraliż w transporcie towarów (cieśninę nadal mogły przekraczać same kontenery). Sytuacja musiała być nieszczególna, skoro Boris Johnson zapewniał rodaków, że dostawy żywności na Wyspy pozostają niezagrożone i nie ma potrzeby robić zakupów na zapas.

Wszystko to odbyło się pod pretekstem kolejnej mutacji wirusa SARS-CoV-2, jaką kilkanaście dni temu odkryto w okolicach Londynu. Podobno nowy szczep ma być o 70 proc. bardziej zaraźliwy (nie pokazano na to dowodów), lecz równocześnie ma on nie być groźniejszy od poprzednich odmian chińskiego koronawirusa. Szefowie koncernów farmaceutycznych zapewniają, że ich szczepionki powinny być skuteczne także wobec nowej wersji wirusa, choć badania w tym zakresie jeszcze trwają.

Funt trzyma się mocno

Wydawałoby się, że w tak dramatycznych okolicznościach funt brytyjski powinien drastycznie tracić na wartości. Ale nic z tych rzeczy. Owszem, poniedziałek przyniósł istotny wzrost zmienności na rynku szterlinga, ale osłabienie brytyjskiej waluty jak dotąd okazało się przejściowe. Na parze z dolarem jeszcze pod koniec ubiegłego tygodnia funt był najmocniejszy od kwietnia 2018 r. – kurs GBP/USD wspiął się na wysokość ponad 1,36 USD za funta. W trakcie poniedziałkowej paniki „kabel” - jak popularnie nazywany jest kurs funta brytyjskiego do dolara amerykańskiego - spadł nawet poniżej 1,32, ale później powrócił powyżej poziomu 1,34.

Warto też zerknąć na czysto europejską parę walutową, czyli kurs EUR/GBP. Na tym froncie funt tracił od miesiąca. W tym czasie cena jednego euro podniosła się z 88,65 do 92,28 pensów, by później ustabilizować się w pobliżu 91 pensów. Patrząc w szerszej perspektywie notowania funta w relacji do euro pozostają względnie stabilne przez ostatnie cztery lata. Po brexitowym szoku kurs EUR/GBP waha się w przedziale 83-93 pensów za jedno euro. Zatem w ciągu ostatnich tygodni przeszliśmy ze stanu funta średnio wycenianego do funta wycenianego umiarkowanie nisko w relacji do euro.

Osobnym tematem jest ewolucja kursu funta do złotego. Ten jest wypadkową dwóch (a właściwie nawet trzech) par walutowych. Po pierwsze, mamy tu fluktuacje na rynku dolara, który od marca systematycznie traci względem pozostałych głównych walut. Po drugie, mamy do czynienia z kwestiami specyficznymi dla Wielkiej Brytanii, które rzutują zarówno na notowania funta na parze z dolarem jak i z euro. I wreszcie po trzecie, mamy w ostatnim czasie bardzo zmienną parę euro-złoty, gdzie polska waluta notowana jest blisko najsłabszych poziomów od 9 lat.

Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że te trzy wektory równocześnie mogą być skierowane w przeciwnych kierunkach. I tak też było w poniedziałek rano, gdy dolar zyskiwał wobec euro, funt jeszcze więcej tracił wobec dolara, a złoty dodatkowo wydatnie osłabił się wobec euro. Wypadkową działania tych trzech sił była rynkowa szamotanina na parze funt-złoty w przedziale 4,89-4,98 zł.

Ale gdy spojrzymy na sprawę w dłuższym horyzoncie czasowym , to kurs GBP/PLN jawi się wręcz jako oaza spokoju, jeśli pominąć czasami dość gwałtowne zmiany dzienne. Od czterech lat notowania brytyjskiej waluty poruszają się w przedziale 4,60-5,40 zł. A jeśli pominiemy wahnięcia trwające nie dłużej niż cztery doby, to otrzymujemy zakres 4,65-5,20 zł. Mówimy więc o niespełna 12-procentowym zakresie zmienności, a więc podobnym jak w przypadku pary euro-złoty i przeszło dwukrotnie mniejszym niż na parze dolar-złoty.

Analitycy wierzą w funta

Większość rynkowych analityków nie dopuszcza myśli znacznego osłabienia funta w najbliższych kwartałach. Mediana prognoz zebranych w bazie Bloomberga zakłada, że w roku 2021 kurs GBP/USD pozostanie bez większych zmian i będzie wynosił 1,33-1,35. W dłuższym terminie prognozy zakładają stopniową aprecjację funta, w kierunku 1,40 USD po roku 2022.

- Jesteśmy całkiem pozytywnie nastawieni do funta w horyzoncie następnych kilku miesięcy. Umowa, którą obie strony jakoś przełkną, może zostać ostatecznie ratyfikowana przed 31 grudnia. Funtowi się to powinno bardzo spodobać – powiedział telewizji CNBC Gareth Berry, strateg walutowy z Macquarie Group.

Zdaniem walutowych ekspertów scenariusz zakładający osiągnięcie porozumienia brexitowego przed końcem 2020 r. jest bardziej prawdopodobny niż wariant jego braku. Rodrigo Catril z National Australia Bank uznał wręcz, że zarówno z politycznego jak i gospodarczego punktu widzenia byłoby trudno wytłumaczyć załamanie się rokowań z powodu tak błahej sprawy jak rybołówstwo. Pamiętajmy jednak, że przed referendum brexitowym zdecydowana większość analityków była przekonanych, że Wielka Brytania pozostanie w Unii Europejskiej. Jeśli i tym razem większość się pomyli, to chyba już nikogo nie powinno to zaskoczyć.