Koniec roku na rynku nieruchomości można podsumować słowem „wzrost” — uważa Jarosław Sadowski z Expandera, portalu i firmy doradczej.

Rośnie liczba mieszkań oddanych do użytkua, ale też ich ceny. Z danych GUS wynika, że od stycznia do października przekazano 164 tys. kluczy do własnego „M”, o 11 proc. więcej niż przed rokiem. Należy jednak dodać, że w największych miastach sprzedaż była zbliżona do poziomu sprzed roku.
— Według JLL od stycznia do września w sześciu największych polskich aglomeracjach sprzedano 47,7 tys. mieszkań, czyli o 1 proc. mniej niż przed rokiem. Częściowo wynika to z faktu, że boom na rynku przenosi się do mniejszych miast — mówi Jarosław Sadowski.
Expander przeanalizował też ceny ofertowe mieszkań z 37 tys. ogłoszeń w 15 miastach. Wynika z nich, że ceny są przeciętnie o 13 proc. wyższe niż przed rokiem. Rekordzistami są Kraków — 25 proc. i Gdańsk — 22 proc.
— Od każdej zasady są jednak wyjątki. Na rynku nieruchomości jest nim Gdynia, w której ceny w ostatnich miesiącach stanęły w miejscu, a w porównaniu z poziomem sprzed roku są o 7 proc. niższe — mówi Jarosław Sadowski.
Na największym rynku — w Warszawie, ceny wzrosły o 14 proc., czyli tempo było zbliżone do przeciętnego na całym rynku. Ceny transakcyjne i ofertowe zazwyczaj się rozjeżdżają,podobnie jest także w tym przypadku. Z danych Cenatorium, który analizuje te pierwsze, wynika, że w ujęciu rocznym w analizowanych miastach ceny rosły, ale w tempie poniżej 10 proc. Niemniej zdaniem Jarosława Sadowskiego wzrost cen jest niezaprzeczalny, co potwierdza zaciąganie coraz większych kredytów hipotecznych.
— Odpowiadają za to drogie mieszkania, które zmuszają kupujących do zadłużania się na coraz wyższe kwoty. Średnia kwota kredytu wzrosła z 263 tys. w styczniu do 278 tys. w październiku. Liczba zadłużających się osób rośnie zdecydowanie wolniej — udzielono 201 tys. kredytów, czyli tylko o 3 proc. więcej niż przed rokiem — mówi ekspert.
Według danych BIK od stycznia do października Polacy zaciągnęli kredyty hipoteczne wartości 54,6 mld zł, czyli o 14 proc. wyższej niż przed rokiem.
— W tym roku małe są szanse na promocyjne oferty banków, które nie zrealizowały jeszcze założonych planów sprzedażowych. Wartość udzielonych kredytów jest bowiem wyższa, niż zakładały banki, więc nie muszą zabiegać o klientów. Niektóre wręcz starają się ograniczyć sprzedaż, aby uniknąć problemów w okresie świąteczno-noworocznym, kiedy wielu ich pracowników korzysta z urlopów — mówi Jarosław Sadowski.