Ryszard Krauze w prokuraturze

Dawid Tokarz
opublikowano: 2010-11-18 00:00

Na nic protesty. Prokurator podtrzymuje, że jeden z najbogatszych Polaków działał na szkodę… własnej spółki.

Na nic protesty. Prokurator podtrzymuje, że jeden z najbogatszych Polaków działał na szkodę… własnej spółki.

Liczne głosy oburzenia przedsiębiorców i autorytetów prawnych nie pomogły. Ryszard Krauze usłyszał wczoraj zarzut działania na szkodę Prokom Investments (PI) — jego prywatnego funduszu inwestycyjnego. Prokuraturze chodzi o udzielenie w 2006 r. 3 mln zł pożyczki na poszukiwanie złóż ropy w Kongu firmie King King bez sprawdzenia jej sytuacji finansowej. Zdaniem śledczych, miało przy tym dojść do przekroczenia dopuszczalnego poziomu ryzyka gospodarczego.

— Wszystkie projekty, w które angażował się Ryszard Krauze i PI, takie jak Prokom Software, Bioton czy deweloperka, były w pierwszej ich fazie bardzo ryzykowne. Na tym właśnie polega biznes, że podejmuje się ryzyko, które później przynosi zyski albo straty. Zgodnie z logiką prokuratury, zarzuty można by przedstawić władzom każdej polskiej firmy — twierdzi Wiesław Walendziak, wiceprezes PI.

Podobnie o sprawie w ostatnich tygodniach wypowiadali się eksperci Business Centre Club, Pracodawców RP i Centrum im. Adama Smitha, znani prawnicy, część polityków i — w specjalnym artykule — Zygmunt Solorz-Żak. Prokuratura twardo obstaje jednak przy swoim.

— Jak wynika z opinii biegłego, zobowiązania King King były wtedy 360 razy wyższe niż jego kapitał, a spółka nadawała się do upadłości — tłumaczy Leszek Goławski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach.

Ryszard Krauze i inni przedstawiciele PI (zarzuty usłyszało też dwóch innych menedżerów spółki) odpierają te zarzuty, podkreślając, że firma sprzedała wierzytelność King King, zarabiając na całej operacji około 1 mln zł.

— Przygnębiające jest to, że tak radykalne działania prokuratura podejmuje na podstawie jednej analizy biegłego. Jeśli sprawa trafi do sądu, z zarzutów nic się nie ostanie, poza fatalnymi konsekwencjami ekonomicznymi tych wydarzeń — uważa Wiesław Walendziak.

Na razie najmocniej zawirowanie wokół znanego biznesmena odczuwają posiadacze walorów Petrolinvestu. Od momentu pojawienia się informacji o planowanym przedstawieniu mu zarzutów cena akcji spółki spadła aż o 30 proc. — z 10 do około 7 zł.