Rząd musi hamować na ręcznym

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2009-07-14 06:55

Pierwszy próg ostrożnościowy pęknie w tym roku, drugi w kolejnym — prognozują ekonomiści. Zadłużenie wyrywa się ministrowi finansów spod kontroli.

Kryzys coraz wyraźniej zagląda w oczy ministrowi finansów. Jacek Rostowski stoi właśnie przed największym wyzwaniem w swojej karierze — musi skonstruować przyszłoroczny budżet tak, żeby z jednej strony, możliwie najmniej tłamsić gospodarkę, a z drugiej utrzymać dług publiczny w rygorach prawnych. To tak jak połączyć ogień z wodą. Dlatego bardzo możliwe, że już w bieżącym roku nasze zadłużenie przebije pierwszą granicę bezpieczeństwa, a w przyszłym roku przekroczy kolejną.

Dług publiczny przez ostatnie kwartały rośnie w zastraszającym tempie. To skutek przede wszystkim dwóch zjawisk: słabego złotego (dług państwa w jednej czwartej nominowany jest w walutach obcych) i załamania dochodów państwa (rosną więc potrzeby pożyczkowe budżetu i instytucji publicznych). Na koniec I kwartału państwo polskie było zadłużone na 627,6 mld zł (o 30 mld zł więcej, niż trzy miesiące wcześniej) — po 16 tys. zł na mieszkańca. Ale dług nie może rosnąć w nieskończoność. W Konstytucji i ustawie o finansach publicznych określono trzy progi, które zmuszają ministra finansów do dyscypliny — alarm włącza się, kiedy dług przekroczy 50 proc., 55 proc. i 60 proc. PKB. Ekonomiści już go słyszą.

— W finansach publicznych robi się dramatycznie. Chociaż w polskiej gospodarce kryzys jest stosunkowo łagodny, to zadłużenie państwa wyrywa się spod kontroli szybciej niż u większości naszych sąsiadów. Sądzę, że w 2009 r. dług wyniesie 52 proc., czyli wyraźnie powyżej pierwszego progu ostrożnościowego — mówi Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas Polska.

Więcej we wtorkowym "Pulsie Biznesu".