Rząd wymiękł i podwinął ogon

Jacek Zalewski
opublikowano: 2008-10-07 00:00

Jeśli ktoś nie ma szans na wygranie wojny — nie powinien jej wywoływać. Przykładem bardzo dramatycznym było działanie bez wyobraźni gruzińskiego prezydenta Micheila Saakaszwilego, który rozdrażnił rosyjskiego niedźwiedzia. Działania wojenne ministra Mirosława Drzewieckiego przeciwko Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej miały posmak raczej tragikomiczny. Co do idei, minister zyskał autentyczne poparcie społeczne, ale wszyscy się spodziewali, że w rękawie trzyma jakiegoś asa — tymczasem rękawy miał puste.

Mocarstwowe zadęcie ministra — umocnione osobiście przez premiera Donalda Tuska — trwało do ostatnich godzin, dlatego wczorajszy komentarz zatytułowałem "Rząd się decyduje na bój spotkaniowy". Jednak ultimatum FIFA okazało się skuteczne i wynik wojny najlepiej odzwierciedla tytuł dzisiejszy. Sytuacja wraca do stanu sprzed 29 września — władze PZPN znowu będą normalnie działać, a dodanie im nadzorcy w postaci Niezależnej Komisji Wyborczej jest zabiegiem głównie PR-owskim, dosyć rozpaczliwą próbą ratowania twarzy przez ministra Drzewieckiego. Jeśli komisja jest taka ważna — to czemu nie została wykorzystana od razu, zamiast wywołania wojny?

Kurator Robert Zawłocki naprawdę nie powinien przebywać w PZPN już ani godziny dłużej. Mniejsza o to, czy w ogóle jest na liście kuratorów Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu przy Polskim Komitecie Olimpijskim — w tej sprawie członkowie jego prezydium wydali sprzeczne oświadczenia. Ale nie miał absolutnie żadnej podstawy prawnej do samodzielnego zawieszania władz PZPN! Ustawa z 2005 r. o sporcie kwalifikowanym nie pozostawia wątpliwości — to uprawnienie wyłącznie trybunału, wymagające wcześniejszego przeprowadzenia rozprawy (takowa planowana była na 21 października).

Minister sportu od początku wojny uciekał od odpowiedzialności za jej wywołanie i wszystko zrzucał na mityczny trybunał. Niestety, organ ten, z założenia będący polubownym sądem, okazał się dyspozycyjny wobec władzy wykonawczej. Najpierw w nadzwyczajnym pośpiechu przyjął wniosek ministra i ustanowił kuratora, a teraz równie potulnie przyjmie wniosek odwrotny i kuratora wycofa. Zauważmy, że argumentacja ministra przedstawiona przy pierwszym wniosku się nie zdezaktualizowała. Tak oto upadł mit istnienia w polskim sporcie niezależnego sądu, złożonego z doświadczonych radców prawnych i adwokatów.

Reasumując — minister chciał dobrze, ale na etapie realizacji wykazał się ignorancją. Jeśli miałaby to być reprezentatywna próbka skuteczności ekipy Donalda Tuska — wszak Drzewiecki zalicza się do jej trzonu — to byłoby fatalnie. Notabene w takich razach zawsze przypomina mi się komentarz pewnego bacy po katastrofie w Czarnobylu. Rozmawialiśmy w Tatrach miesiąc później, a góralski filozof tak podsumował tamto osiągnięcie radzieckiej myśli technicznej: "Wicie, bo to je tak — nie umio, a sie biero".

Jacek Zalewski