Na 30-32 riale wyznaczono przedział cenowy w planowanej na grudzień emisji. To oznacza całkowitą wycenę saudyjskiego giganta naftowego sięgającą 1,6-1,7 bln USD w porównaniu z 2 bln USD, przy których wcześniej obstawał rząd w Rijadzie. Nawet taka wycena okazała się zbyt wygórowana dla inwestorów zagranicznych. Oferta skupi się na zamożnych inwestorach krajowych — aby mogli nabyć więcej akcji, krajowe banki złagodzą wymogi kredytowe. Za sprawą niewielkiego zainteresowania globalnych funduszy zrezygnowano z roadshow spółki w USA, Kana-dzie, Europie czy Japonii, a zaktualizowany prospekt był w poniedziałek nadal dostępny wyłącznie w języku arabskim. Według informacji agencji Bloomberg zagraniczni inwestorzy byli skłonni wziąć udział w IPO przy wycenie spółki nie wyższej niż 1,5 bln USD.
„Przy ustalonym przedziale cenowym wycena będzie wyższaniż w przypadku zachodnich spółek naftowych pod względem praktycznie wszystkich wskaźników” — ocenia Neil Beveridge, analityk banku Sanford C. Bernstein.
Saudyjski rząd po raz kolejny — tym razem do zaledwie 1,5 proc. kapitału — ograniczył wystawiony na sprzedaż pakiet akcji. Przy obecnych parametrach wartość transakcji, która pierwotnie miała wynieść 100 mld USD, może nawet nie wystarczyć do miana największego IPO w historii. Będzie zbliżona do 25 mld USD, na które opiewało dotychczas rekordowe IPO Alibaba Group z 2014 r. Wejście Saudi Aramco do indeksów MSCI dla rynków wschodzących może skutkować odpływami z polskiego rynku, ale pod warunkiem, że faktycznie do niego dojdzie, ocenia Michał Sopiel, analityk Santander BM.
— Ewentualny spadek wagi polskich spółek w indeksach powinien być relatywnie niewielki, a związana z nim podaż ze strony pasywnie zarządzanych funduszy może skutkować odpływami na kwotę około 100 mln zł — szacuje specjalista, który jako pierwszy zwrócił uwagę na możliwy wpływ IPO na polski rynek.